Awatar. Legenda Aanga

Gatunek: serial animowany, fantastyczny
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Twórcy: Michael Dante DiMartino i Bryan Konietzko
Liczba odcinków: 61
Liczba serii: 3
Produkcja: Nicktoons Studios
Reżyseria: Dave Filoni (głównie), Lauren MacMullan, Giancarlo Volpe 
Scenariusz: Aaron Ehasz (głównie), Bryan Konietzko, John O'Braian

Awatar. Legenda Aanga to serial animowany, który od dawna był na mojej liście
produkcji  do  obejrzenia.  Bardzo  się  cieszę,  że  nie  oglądałam  go  jako  dziecko,
ponieważ  nie  byłabym  w  stanie  go  docenić.  Od  zawsze  uważam,  że  najmłodsi
widzowie niewiele rozumieją z produkcji teoretycznie adresowanych do nich, ale to
jest temat na oddzielny wpis. W każdym razie bardzo się cieszę, że z Legendą Aanga
zmierzyłam się jako dorosła osoba. O czym jest ten serial? W skrócie opowiada o
poszukiwaniu  własnej  drogi,  dorastaniu,  dojrzewaniu,  prawdziwej  przyjaźni  i
wreszcie walce ze złem. W dalszej części recenzji znajdują się spoilery. Czytasz na
własną odpowiedzialność. ;)

Ulubione postacie:
Zuko - moim zdaniem najlepsza postać w całym Awatarze. Poznajemy chłopaka,
który pragnie schwytać Aanga, by wypełnić swe przeznaczenie i odzyskać utracony
honor. Z czasem przekonuje się, że jego cel jest zupełnie inny. Postanawia dołączyć
do  Gangu Aanga  i  pomóc Awatarowi  w  przywróceniu  równowagi  na  świecie.
Wygnany książę, dorastający bez ukochanej matki, w cieniu uwielbianej siostry, z
ojcem,  który  pozostawił  mu  po  sobie  bolesną  pamiątkę,  kończy  wielką  wojnę  i
rozpoczyna nową erę - pokoju oraz miłości (oczywiście we współpracy z Awatarem).
Jedną z najważniejszych osób, dzięki którym to wszystko mogło się wydarzyć, jest
Stryj Iroh, o którym niżej.
Iroh -  nie  waham  się  tego  napisać:  takiego  stryja  chciałby  mieć  każdy.
Niekwestionowany  autorytet,  gotowy  udzielić  rady  w  każdej  sytuacji,  służący
wsparciem  i...  herbatą.  Niesamowicie  szlachetny  i  uprzejmy  człowiek,  który
pokazuje,  że nie należy  generalizować. Nie każdy  w  Narodzie  Ognia  jest złym,
pozbawionym serca człowiekiem. Stryj Iroh, który sam stracił syna na wojnie, nie
upominał się o swoje prawo do tronu, tylko ruszył (z własnej woli) za wygnanym
bratankiem, zastępując mu ojca, co sam Zuko docenił z czasem. Stryj na szczęście
przyjął go z otwartymi ramionami.
Sokka -  chyba  najbardziej  niedoceniana  postać  w  serii. Nie  wiem,  czy
niedoceniana przez widzów, ale na pewno przez resztę Gangu Aanga (Gang Aanga i
Banda Azuli to nazwy dość często przeze mnie używane). Chłopak nie ma żadnej
mocy,  jego  jedyną  bronią  jest  bumerang,  sztukę  miecza  opanował  dopiero  w
późniejszych  odcinkach  i  trudno  oprzeć  się  wrażeniu,  że  nieco
zaniedbano/zmarnowano  ten  wątek. A  sam  odcinek  z  mistrzem  Sokki
potraktowano jak zapychacz. Był on przecież dość ważny dla rozwoju tej postaci.
Sokka niejednokrotnie wykazał się ogromną inteligencją, racjonalnym podejściem,
prawie zawsze miał rację, a jedyne co słyszał to wrzaski i pretensje swojej siostry
(niezbyt przepadam za postacią Katary). Poza epizodem z kaktusową wodą raczej nie
miał zbyt wielu wpadek.

Ulubione odcinki:
Samotny Zuko
Powrót do Omashu
Plaża
Awatar i Władca Ognia
Mistrz Sokki

Nie chcę pisać o każdym odcinku z osobna, bo streszczanie ich raczej nie ma sensu.
Pierwszy  i  ostatni  doceniam  za  to,  że  są  niemal  w  pełni  skupione  na  moich
ulubionych postaciach.  Awatar i Władca Ognia jest jednym wielkim flashbackiem,
a ja taką formę po prostu uwielbiam w każdym filmie, serialu, bajce nawet reklamie.
Plaża Powrót  do  Omashu pozwalają  nam  poznać  i  odkryć  w  sensie  bardziej
psychologicznym bandę Azuli. Ciekawych odcinków było więcej, ale te wywarły na
mnie ogromne wrażenie. Do tego stopnia, że obejrzałam je dwa razy. :)

Ogólnie uważam Awatara za spójną, dopracowaną i piękną historię. Taką, w której
każdy znajdzie coś dla siebie. Podczas oglądania odcinków nie sposób się nudzić.
Kilka pierwszych epizodów oglądałam jak każdą inną produkcję. Później jednak
poszłam jak burza i drugi sezon zajął mi dwa dni. Pustkę po Awatarze zapełniłam
czytaniem forów, opowiadań (fanfiction to złoto, które warto odkrywać) i oglądaniem
filmików.

Moim  zdaniem  wątkiem  głównym Awatara.  Legendy Aanga  jest  przeznaczenie.
Walka o jego poznanie i wypełnienie. Przeznaczeniem Awatara jest przywrócenie
równowagi  i  pokoju  na  świecie.  Jednak Aang  wcale  nie  chce  przyjąć  tego  do
wiadomości,  nie  zamierza  być  awatarem.  W  przeciwieństwie  do  99%
superbohaterów,  których  oglądałam,  on  niemal  przez  cały  czas  ma  bardzo
poważne wątpliwości co do swojej roli. Powoli dojrzewa do zrealizowania celu, jaki
został  przed  nim  postawiony,  ale  mimo  wszystko  wiele  razy  wychodzi  z  niego
dziecko. Bo mimo swoich 112 lat, Aang jest przecież zwykłym nastolatkiem (przez
100 lat pozostawał uwięziony w górze lodowej) i tak się też zachowuje.  Realizm,
pewna prawdziwość jego zachowania jest tym, za co cenię tę produkcję.  Na
rozdrożach przeznaczenia stoi oczywiście Zuko, który ostatecznie robi coś zupełnie
odwrotnego, niż myślał, że zrobi. Każdy sam kształtuje swoją drogę życia. I to jest
tego idealny przykład. Mogłabym się bardziej rozpisywać, ale  to po prostu trzeba
zobaczyć.

Wątki  poboczne  też  są  ciekawie  napisane.  Choć  przyznaję,  że  trudno  było  mi
określić czym dokładnie były wątki drugoplanowe w Awatarze. Uznajmy więc, że
były to historie, które działy się w tle głównych wydarzeń. Takich było mnóstwo i nie
wszystkie dobrze wspominam. Nie mam na myśli wody kaktusowej, bo ten epizod mi
się nawet podobał (może poza szczegółem, że wszyscy przeszli nad tym do porządku
dziennego), ale choćby  Przygody Appy czy  Jaskinię Dwojga Kochanków (nie chcę
wyobrażać  sobie  tych  grajków  po  wodzie  kaktusowej  :D).  Ciekawym  wątkiem
pobocznym było ukazanie niewidomej Toph jako silnej i niezależnej dziewczyny,
która walczy o swoje miejsce w świecie.

Jeśli chodzi o bohaterów to na pewno  każdy znajdzie kogoś dla siebie, kogoś, komu
warto kibicować. Możemy razem z Aangiem dorastać do swojej roli, z Sokką liczyć,
że ktoś nas w końcu doceni i zobaczy nasz trud, z Zuko poszukiwać i odnaleźć swoje
przeznaczenie,  z  Katarą  próbować  niejako  zebrać  do  kupy  to  całe  towarzystwo
(nieudolnie i bezpodstawnie, ale to inna sprawa). Podoba mi się, że  bohaterowie nie
są jednowymiarowi, że mają swoje wady i słabości.

Mam wrażenie, że tylko chwalę, ale jest też kilka rzeczy, do których muszę się
przyczepić. I w połowie są to antagoniści. Nie będę pisać o Zuko, bo jego rola jest
jednak zupełnie inna. Skupię się na Władcy Ognia i księżniczce Azuli. Otóż według
mnie Ozai to wróg, który po prostu sobie jest, taki zły, bo zły. Co więcej możemy o
nim powiedzieć? Jest beznadziejnym ojcem, który nie kocha swoich dzieci, siedzi w
swoim ciemnym pokoju i w płomieniach wydaje rozkazy.  Nie jest to antagonista,
którego chce się oglądać, rozumieć i analizować. Samego materiału do rozkładania
go na czynniki pierwsze jest zresztą mało. Za mało. W zasadzie nie znamy jego
motywacji, celów czy... czegokolwiek. Mam wrażenie, że jego jedynym celem jest
zostać królem Feniksem, żeby zaspokoić swoje ego. On prowadzi tę wojnę (prowadzi
raczej w cudzysłowie), bo tak każe tradycja, niejako odziedziczył to po poprzednich
pokoleniach. Oczywiście był żądny władzy, ale dla siebie. Sozinowi chodziło o coś
troszkę innego. Szkoda, że twórcy zmarnowali taką postać. Uważam jednak, że w
pełni to wynagrodzili, pisząc Azulę + jej bandę. Zanalizuję każdą z tych postaci i
postaram  się  zdradzić  jak  najmniej. Truskawkę  na  torcie  zostawię  na  koniec.  :)
Ogólnie rzecz biorąc, Mai, Ty Lee i Azula zostały napisane na zasadzie kontrastu i
żadna z nich nie jest postacią jednoznaczną . Wszystkie zakładają na twarz pewne
maski, których nie będzie łatwo się pozbyć (ale to już pomysł na kontynuację serialu.
Do rzeczy.
Zaczynam od Ty Lee. Moim zdaniem postać absolutnie niedoceniona i postrzegana
jedynie jako wesoła, naiwna i niemal wiecznie na haju dziewczyna. Co jest nieco
krzywdzące.  Przyłączyła  się  do  Azuli  ze  strachu.  Początkowo  cieszyła  się  ze
spotkania z dawną przyjaciółką, ale nie zamierzała porzucać swojego życia w cyrku.
Księżniczka jednak nie pozostawiła jej wyboru. Ty Lee raczej nie myślała o sobie
jak o narzędziu, ofierze. Dołączyła do cyrku, bo chciała wyróżnić się na tle sześciu
identycznych  sióstr,  szukała  swojego  miejsca.  Mimo  szlacheckiego  pochodzenia
(raczej niecodzienny sposób na życie w takich sferach). Z tych powodów dziwi mnie
fakt, że w finale Ty Lee dołącza do Wojowniczek Kyoshi. Troszkę to się kłóci z
ucieczką od życia z takimi samymi siostrami.
Mai w przeciwieństwie do Ty Lee  podążyła za Azulą z własnej woli. Dla niej to
miała być podróż w poszukiwaniu sensu życia, dreszczyku, czegoś, co sprawi, że
poczuje się jak człowiek, a nie dodatek do politycznego wizerunku rodziców. To był
główny  problem  Mai  -  matka  zrobiła  z  niej  porcelanową  laleczkę  bez  własnej
tożsamości, emocjonalności. Mai nie wyraża uczuć, nie boi się, nie angażuje. Czeka
na bodziec, który da jej poczucie sensu. Kiedy poznaje miłość, nie waha się postawić
na  nią  wszystkiego. W  tym  przypadku  finał  mnie  nie  zdziwił.  Cała  historia  tej
bohaterki była dość spójna.
Zarówno Mai, jak i Ty Lee były niejako ofiarami Azuli. Ta druga na pewno nią
była.  Pierwsza  zaś  w  jakimś  sensie  wykorzystała  szansę,  traktując Azulę  jako
trampolinę do wyrwania się od apodyktycznej matki i odnalezienia ,,tego czegoś”.
Nie sądzę jednak, by między tymi dziewczynami nie było żadnych głębszych relacji.
Znały się dość długo, przyjaźniły. Łączył je więc chociażby sentyment do dawnych
czasów.  Wszystkie  trzy  nie  miały  łatwego  życia,  każda  pochodziła  z  rodziny
dysfunkcyjnej,  choć  pozornie  miały  wszystko.  Mogły  się  wzajemnie  wspierać  i
pokonać złe doświadczenia. One jednak obróciły się przeciwko sobie. Zastanawiałam
się też czy zechciałyby w przyszłości (gdyby Azula doszła do siebie) odbudować
swoją relację i doszłam do wniosku, że jeśli tak by się stało to raczej z inicjatywy Ty
Lee. Nie sądzę, by Mai się zdecydowała pierwsza wyciągnąć rękę. Chociażby ze
względu na Zuko, któremu z pewnością nie będzie łatwo zaufać siostrze. Ciekawy
byłby serial/komiks o odkupieniu Azuli i odbudowywaniu przez nią świata. Jej
świata... No dobra, zeszłam z tematu. Określenie relacji między tą trójką jest trudne.
Z jednej strony można ją określić jako toksyczną, z drugiej zaś to właśnie zdrada
przyjaciółek  doprowadziła  Azulę  na  skraj.  Oczywiście,  zdrada  Mai  wisiała  w
powietrzu od początku i zapewne obie bohaterki się tego spodziewały, ale odejścia Ty
Lee  Azula  nie  przewidziała.  Osoby,  które  miały  jej  pomóc  fizycznie,  mogły
spróbować pomóc psychicznie. Niestety, Mai i Ty Lee nie dostrzegły jej problemów
(ona sama nie pozwoliła ich dostrzec) i doprowadziły ją do upadku.
Sama  Azula jest postacią znacznie ciekawszą i dużo bardziej rozbudowaną niż
Ozai. Tutaj materiału do analizy jest sporo. ;) Azula na pewno od początku sprawiała
problemy.  Chciała  podporządkowywać  sobie  ludzi  (ale  czego  spodziewać  się  po
królewskim  dziecku?).  Duży  wpływ  na  jej  osobowość  miało  to,  że  matka
faworyzowała Zuko, a w niej widziała potwora. Jak się później okazało,  w zasadzie
cała  rodzina  Azuli  niejako  spisała  ją  na  straty .  Wspomniana  matka,  która
ostatecznie zostawiła swoje dzieci, stryj Iroh, który (podobnie jak Ursa) wybrał życie
z bratankiem na wygnaniu, bratanicą w zasadzie się przejmując, a gwoździem do
trumny była zdrada Mai również z powodu Zuko. Można więc wysnuć wniosek, że
Azula też tak jak brat czuła, że jest w cieniu. W zasadzie jedyną osobą, dla której
była najważniejsza (lub tylko tak się czuła) był jej ojciec. Jednak czy on rzeczywiście
ją kochał? Nie sądzę. Ozai nauczył córkę, że ludzie muszą się jej bać, nie dało jej
to więc szansy otworzenia się i odnalezienia pomocy. Azula w gruncie rzeczy chciała
akceptacji,  zrozumienia  i  nawiązania  więzi.  Pozostała  jednak  niezrozumiana  i
opuszczona przez wszystkich, którzy mogli jej pomóc. Nie jest tak, że Azula nie
ma uczuć i z nikim się nie liczy. Jednak uparcie dąży do celu. Nie zatrzymuje się,
manipuluje ludźmi dla własnej wygody, nie okazuje litości.  Sprytna, zimna, ale i
nieszczęśliwa. Jednak nie przez to, co robi tylko przez to, co jej zrobiono (w jej
mniemaniu). Azula to antagonistka, którą chce się oglądać.

Skoro wspominałam o ulubionych postaciach to teraz  czas na te nielubiane. W
zasadzie tylko jedną. Nie przepadałam za Władcą Ognia. Ale o tym już pisałam
powyżej.

Podobał  mi  się  również  świat  w  Awatarze.  Podział  na  4  narody,  trudna
rzeczywistość wojenna (twórcy nie bali się ciężkich tematów), ogólna magia, walki,
opowieść o czterech żywiołach.

Awatara  muszę skrytykować za zbyt  otwarte  zakończenie. Mam  na myśli los
Azuli, który nie został potwierdzony oraz rozmowę Zuko z ojcem. Nie uzyskaliśmy
odpowiedzi na pytanie, co stało się z Ursą.

Przyznałabym Oscara polskim dubbingerom za role Azuli i Zuko. Nie wiem jaką
pozycję mają nasi aktorzy w skali światowej (ponoć są całkiem nieźli), ale  Leszek
Zduń i Monika Pikuła wznieśli się na wyżyny swoich talentów. To było po prostu
niesamowite. Oczywiście jego głos rozpoznam wszędzie, nieważne jak bardzo by go
modyfikował, ale ją odkryłam po ostatnim odcinku. :)

Seriali tak jak filmów nie oglądam dla samego oglądania.  Awatar Legenda Aanga
dzięki  genialnym  mądrościom  Stryjka  Iroh  jest  jedną  wielką  skarbnicą  wiedzy.
Lekcje z samej fabuły są dwie (znalazłoby się więcej, ale wystarczą):
1. Warto szukać siebie - niezależnie od wszystkiego należy próbować, sprawdzać,
szukać. Każdy może znaleźć coś swojego, coś, dzięki czemu poczuje się naprawdę
sobą. I nie musi być to wcale pierwszy wybór. Jak w przypadku Zuko, który po wielu
próbach odnalazł swoje przeznaczenie i odkrył, kim chce być.
2. Droga do celu jest trudna i kręta - Aang ma przed sobą zadanie, od którego
najchętniej uciekłby, gdzie pieprz rośnie, albo i dalej. Jednak nie poddaje się, mimo
prób, błędów, niepowodzeń idzie do przodu. W końcu dochodząc do celu. Nie bał się
polegać na innych. Nie tylko na rodzeństwie, które przemierza z nim świat, ale
przyjął  pomoc  również  od  Zuko,  który  delikatnie  mówiąc,  nie  pałał  do  niego
miłością. Warto więc iść. Mimo trudności, wyrzeczeń, cierpienia. Na drodze czekają
ludzie z wyciągniętymi dłońmi, by poprowadzić nas do celu.

Ocena: 5/5

Źródło zdjęcia: filmweb

Komentarze