reżyseria: Richard LaGravenese
scenariusz: Steven Rogers, Richard LaGravenese
gatunek: Melodramat
produkcja: USA
Ciekawy i przyjemny, momentami zaskakujący i ciężki. Idealny na
chłodny letni wieczór. Skłania do refleksji, pokazuje co w życiu jest
najważniejsze. Tak w skrócie można opisać tę produkcję.
Przyznam, że na początku nie bardzo wiedziałam o czym jest ten film.
Miałam go na liście produkcji do obejrzenia, co oznacza, że jego opis
musiał trafić w mój gust. Jednak już pierwsza scena wskazywała, że nie
będzie to nic ciekawego. Znacie powiedzenie ,,nie oceniaj książki po
okładce, a człowieka po wyglądzie"? Ja apeluję: nie oceniajcie filmu po
jego pierwszej scenie (ciekawe, że serialu nigdy nie rzucam po jednym
odcinku tylko męczę co najmniej 3 ;)). Dalszy ciąg okazał się miłym
zaskoczeniem. W mojej głowie wiele razy pojawiały się myśli typu ,, jakie
to przewidywalne" ,,wiadomo, że będą razem". I znowu, nic takiego się nie
wydarzyło. Jednym słowem, film próbuje walczyć z oklepanymi
schematami. Przynajmniej niektórymi i, co ważne, nad wyraz skutecznie.
Ale od początku... O czym w zasadzie jest ta historia?
Po pierwszej dość dziwnej scenie (dziwnej również w kontekście
późniejszych wydarzeń) i czołówce wiemy już na czym skupi się fabuła.
Oto mąż, z którym główna bohaterka żyje, jak przysłowiowy pies z kotem,
umiera na guza mózgu. Będziemy kibicować Holly w odbudowie jej
świata. Kobieta nie zostaje sama - ma matkę, przyjaciółki i znajomych. W
nowej drodze będzie towarzyszył jej ktoś jeszcze. Zmarły mąż, który
odchodząc, zapragnął być obecnym... Pozostawił ukochanej serię listów,
które ona znajduje w różnych miejscach. Nawet wykupił jej wczasy z
koleżankami. I to w miejscu, gdzie małżonkowie się poznali. Przez życie
Holly przetacza się kilku mężczyzn - tych o których widz będzie
mówił ,,to ten ją pocieszy". Na mówieniu się skończy… :) Każdemu z nich
kobieta oferuje przyjaźń, a na koniec zapewnia, że poczeka na swoją
miłość.
Nigdy nie oglądam filmów czy seriali bez żadnego celu, dla samego
oglądania albo chęci słuchania czegoś ,,w tle" (od tego są zresztą ,, Trudne
prawdy" czy ,,Ukryta sprawa" :)). Tak więc i z ,,P.S Kocham Cię" można
wyciągnąć kilka lekcji.
1. Nie odkładaj niczego na jutro - wydaje mi się, że między innymi po to
była ta pierwsza scena. Awantura o życie, o małe mieszkanie, brak
perspektyw na lepsze jutro i na dziecko. Tego ostatniego zapewne Holly
żałowała najbardziej, choć wprost nie zostało to powiedziane.
2. Każdy ma prawo przeżyć żałobę tak jak chce - bohaterka filmu radziła
sobie z tragedią zaszywając się w domu pełnym wspomnień i pamiątek po
zmarłym mężu. Jednak bez większego sprzeciwu realizowała
pozostawione jej w listach zadania (np. wypad na karaoke). Nie chciała z
nikim się wiązać, nie była na to gotowa. Dzięki temu odnalazła też swoją
pasję i być może sposób na życie i na zarobek.
3. Prawdziwa przyjaźń jest silniejsza, niż niejedna miłość - chyba takie
przesłanie było głównym motywem filmu. W czasie żałoby Holly
przekonała się, że ma oddane przyjaciółki, ale do swego życia wpuściła też
kilku mężczyzn, których zamiast kochankami uczyniła towarzyszami
swojej dalszej wędrówki. Bez Jerrego, ale z wierną armią obok.
Film oceniam wysoko. Mimo początkowej oceny bardzo mi się spodobał.
Polecam go na chłodne wieczory. Można przy nim pomyśleć i miło
spędzić czas.
Ocena: 5/5
Źródło zdjęcia: https://img-ovh-cloud.zszywka.pl/1/0634/2775-ps-kocham-cie---zabawny-uroczy-wzru.jpg
Komentarze
Prześlij komentarz