Reżyseria: Nadia Tass
Scenariusz: Monte Merrick, William Gibson
Gatunek: Dramat
Produkcja: USA
Cudotwórczyni jest swego rodzaju wyciskaczem łez. Trochę nieoczywistym, ale jednak.
Mnie bardzo wzruszył i skłonił do refleksji. Również nad samą sobą. Film na pewno dużo
uczy każdego widza, ale myślę, że szczególnie może pomóc osobom niepełnosprawnym.
Ciekawe czy odebrałabym go inaczej, gdybym była w jakiejś inne skórze… Zapraszam
na recenzję.
Sądzę, że film opowiada przede wszystkim o granicach. Nie tylko o ich pokonywaniu, ale
i stawianiu. Ten drugi aspekt może jest nawet ważniejszy w wychowaniu dziecka
niepełnosprawnego. Może gdyby każde takie dziecko choć raz na całej drodze swojej
edukacji spotkało pedagoga pokroju pani Sullivan, sytuacja osób niepełnosprawnych
wyglądałaby inaczej…
W tym tekście wyjątkowo będzie niechronologicznie, bez przemyślanego podziału recenzji.
Dlatego już tutaj wspomnę o pierwszej lekcji, jaką można wyciągnąć z tego filmu. Żeby
zobaczyć efekty, potrzeba mozolnej, codziennej pracy, która może wydawać się bez
sensu. Przybliża nas jednak do osiągnięcia określonego celu.
Cudotwórczyni porusza trudny problem – życia i opieki nad dzieckiem
niepełnosprawnym. Mała Hellen jest niewidoma i głuchoniema. Jej rodzice chcą oddać ją
do domu opieki, ponieważ z dziewczynką jest coraz gorzej. Można powiedzieć, że Annie
spada im jak z nieba. Hellen stara się ,,jakoś” sobie radzić, ale nie ulega wątpliwości, że dla
rodziców najważniejsze jest by była w miarę spokojna. A to znaczy, że ustępują ją
dosłownie we wszystkim. Dziewczynka nie potrafi się porozumiewać, nie nauczyła się jeść
sztućcami, nie ma swojego miejsca przy stole, ani swojego talerza. Jest wszędzie, ale tak
jakby była nigdzie. Zachowanie Hellen jest karygodne. Robi, co chce, może podświadomie
próbuje zwrócić na siebie uwagę, poprosić o pomoc. Nikt nie stawia jej żadnych granic i
obowiązków. Wszystko zmienia Annie.
Przede wszystkim muszę pochwalić grę małej aktorki. Trzeba wykazać się ogromnym
talentem i samoświadomością, żeby zagrać dziecko głuchonieme i niewidome. Bez
wątpienia zasłużyła na każdą nagrodę (nawet nie wiem, czy takie dostała).
Czysto technicznie widać, że jest to stary film. Nie wiem dlaczego. Jakość, dźwięk, styl – to
wszystko wskazuje na datę kręcenia i realizacji tego obrazu. Pewnie niektórych to może
zniechęcić, ale dla poruszanej tematyki warto się ,,pomęczyć”. Pozostaje bardzo aktualny
i za kolejnych kilkanaście lat też będzie.
Wspominałam już o postaci Hellen, której droga życia robi wrażenie. Ale tego sukcesu
nie odniosłaby bez pani Sullivan. Kobieta zaangażowała się na 1000%. Jej determinacja
jest godna podziwu. Chciała nie tylko nauczyć dziewczynkę komunikacji ze światem, ale i
ją wychować. Tak, by sama mogła dać sobie w życiu radę. By była jak najmniej zależna
od innych w tym brutalnym świecie. Niestety rodzice, którzy oczywiście chcą jak
najlepiej, niezbyt przychylają się jej pomysłom. Jednak sami w końcu dostrzegają wielkość
Annie.
Rzadko spotyka się takich nauczycieli jak pani Sullivan, z takim podejściem do uczniów
jak to się oficjalnie mówi ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Oczywiście jest jakieś
dostosowanie do potrzeb, ale podejścia i wiedzy raczej brak.
Podobało mi się też, że Annie nie była jedynie nauczycielką Hellen. Miała też swoją
historię, która ją ukształtowała i sprawiła, że miała takie podejście do nauczenia
podopieczną względnej samodzielności. Pani Sullivan wychowała się w przytułku z
młodszym bratem, który był jej jedyną rodziną. Nie zdołała mu jednak pomóc i chłopak
zmarł niemal na jej oczach. Bohaterka często wraca do tych wydarzeń. Wyjaśniają one jej
stosunek do życia i ludzi.
Motywem przewodnim filmu mogą być słowa Annie skierowane do Hellen, kiedy
dziewczynka była świadkiem wyklucia się pisklęcia - ,,Ptak wykluł się ze skorupki. Ciebie
też to czeka”. Osoby niepełnosprawne często są opancerzone przez najbliższych, którzy nie
nakładają na nie żadnych obowiązków i nie stawiają granic. Ja nie mówię o morderczej
pracy, ale przecież takie dziecko kiedyś będzie musiało poradzić sobie samo. I warto je
na to przygotować. Annie się to udało mimo oporu rodziców Hellen.
Sullivan osiągnęła efekty nie tylko poprzez przyszłe działania swej podopiecznej, ale i
poprzez swój sposób bycia, który zaowocował pozytywnym wpływem na całą rodzinę
Hellen.
Hellen Keller zaszła daleko. Obroniła licencjat z wyróżnieniem i z powodzeniem
działała na rzecz równouprawnienia. Nie byłoby to możliwe bez jednej nauczycielki,
która poświęciła jej swój czas, wiedzę i samą siebie.
Annie Sullivan do końca życia pozostała przy Hellen jako nauczycielka, ale z czasem
pewnie i członek rodziny. Powtórzę raz jeszcze: gdyby każde dziecko niepełnosprawne
spotkało chociaż na chwilę taką Annie to może sytuacja takich ludzi wyglądałaby
zupełnie inaczej…
Cudotwórczyni może nie tyle dokonała cudu, co sprawiła, że Hellen mogła iść własną
drogą. Uruchomiła ją, stworzyła na nowo, pomogła się odnaleźć. Zawsze można i
zawsze warto próbować. Wszyscy jesteśmy inni, nie mamy równych szans, niektóre
rzeczy zajmą nam więcej czasu i wysiłku, ale tak jak Hellen możemy osiągnąć to, co
sobie zaplanujemy.
Ocena: 5/5
Komentarze
Prześlij komentarz