Reżyseria: Maciej Dejczer
Scenariusz: Hanka Lemańska, Wojciech Tomczyk
Produkcja: Telewizja Polska - Agencja Filmowa
Obsada aktorska: Marta Żmuda Trzebiatowska, Mateusz Damięcki,
Natalia Keber, Jakub Jankiewicz, Monika Kwiatkowska-Dejczer
Gatunek: obyczajowy
Kraj produkcji: Polska
Liczba odcinków: 13
Zdecydowałam się na Chichot losu ze względu na Martę Żmudę
Trzebiatowską, którą na nowo odkryłam w Na dobre i na złe. Przyznam od
razu, że nie spodziewałam się, że ta produkcja tak bardzo mnie wciągnie. Cały
sezon obejrzałam w cztery dni. Serial powstał na podstawie powieści Hanki
Lemańskiej o tym samym tytule. Opowiada o zmianie sposobu myślenia,
przewartościowaniu życia, odnalezieniu prawdziwego szczęścia i o zmianie
jako takiej, która występuje tu w różnych kontekstach. Zapraszam na
recenzję. :)
Główną bohaterką Chichotu Losu jest Joanna Konieczna – absolwentka
psychologii odnosząca sukcesy w branży HR. Jej życie kręci się wokół
pracy, związków bez zobowiązań i wypadów z trzema przyjaciółkami.
Pozornie może się wydawać szczęśliwa i spełniona. Aż do pewnego momentu.
Przyjaciółka Joanny, Elżbieta nie ma z kim zostawić dzieci i prosi ją o
weekendową opiekę. Kobieta początkowo niechętna ostatecznie się zgadza.
Nie wie jeszcze, jak bardzo jej świat zmieni się przez jedną decyzję…
Agnieszka i Karol – dzieci, którymi Joanna musi się zająć, są naprawdę
przesympatycznymi postaciami. Niemal od razu je polubiłam. Uroczy,
odpowiedzialni, rozrabiający. To one nauczą bohaterkę patrzeć na świat
innymi oczami. Pokażą jej, czym jest odpowiedzialność. Asia nie radzi sobie
idealnie, cały czas popełnia błędy, zalicza wpadki, ale wbrew swojej woli coraz
bardziej przywiązuje się do dzieciaków, z którymi los postanowił połączyć ją na
dłużej niż jeden weekend.
Chichot losu jest opowieścią o prawdziwej miłości. Nie tylko tej damsko męskiej. O Joannie i Michale vel Marcinie napiszę poniżej. Osią serialu jest
powoli i stopniowo rodząca się miłość między Asią oraz Agnieszką i
Karolem. Chyba żadne z nich nie spodziewało się, że z czasem zaczną
traktować się jak prawdziwa rodzina.
Skoro wspomniałam już o rodzinie… Produkcja idealnie pokazuje, że więzy
krwi nie są żadnym wyznacznikiem tworzenia rodziny. Rozumiem, że
Elżbieta była samotną matką przeciążoną obowiązkami i tak jak każdy
miała prawo spędzić czas bez dzieci. Jednak tu nie o to chodzi. Zasłaniając
się wyjazdem służbowym, niemal na siłę wcisnęła dzieciaki zupełnie obcej
dla nich kobiecie i wyjechała sobie z kochankiem. Jej wypadek był
totalnym przypadkiem, to nie ona miała zginąć. A może był karą za
grzechy? I nie chodzi mi o romansowanie z żonatym mężczyzną, ale Elżbieta
wcale nie była tak kryształowa, jakby chciała. Pozbawienie byłego męża praw
rodzicielskich, utrudnianie mu kontaktu z dziećmi, właściwie całkowite
wymazanie Tadeusza z ich życia, torpedowanie każdej próby kontaktu ze
względu na własną urażoną dumę i stwarzanie jego fałszywego wizerunku. Czy
tak postępuje dobra matka? Babcia dzieciaków też nie jest lepsza.
Początkowo ważniejszy był dla niej wyjazd na wakacje niż osierocone
wnuki. Sytuacja uległa diametralnej zmianie, kiedy Krystyna dowiedziała
się o spadku na Podlasiu, który dziedziczą dzieciaki. Żyła złota, interes
życia. Na szczęście syn pokrzyżował jej niecne plany. W zasadzie ten, który
jawił się jako najgorszy człowiek pod słońcem, okazał się najlepszym ojcem na
świecie. Najważniejszą osobą w życiu Agnieszki i Karola szybko staje się
Joanna. To ona jest dla nich matką, opiekunką, ciocią i obcą babą w
jednym. I największym zaskoczeniem było to chyba dla niej samej.
Przyjaźń to kolejny motyw serialu Jedynki. Choć tutaj niezupełnie zdaje
egzamin. To znaczy, egzamin z przyjaźni zdaje na pewno Joanna. Świetnym
towarzyszem niedoli okazuje się także Marcin. Myślę, że na całej linii
zawodzą przyjaciółki Asi. Niezbyt przekonały mnie ich tłumaczenia, że nie
pomagały i nie wspierały w najgorszym momencie z troski o Joannę, by
przypadkiem to matkowanie jej się nie spodobało. Cóż, uzyskały efekt
odwrotny do zamierzonego, co tylko wszystkim wyszło na dobre.Te kobiety
zresztą od początku jawiły się jako zapatrzone w siebie imprezowiczki. Asia też
taka była, dopóki nie zobaczyła, co w życiu tak naprawdę się liczy...
Miłość ma wiele barw. Tym razem była niespodziewana i weryfikowana na
niełatwym polu bitwy. Od przypadkowego spotkania, przez wspólną pracę
i kumpelstwo, do wspólnego życia i planów na przyszłość. Tak w skrócie
wygląda historia Joanny i Marcina. Młody i niedoświadczony gówniarz
okazał się dojrzałym i wartościowym mężczyzną, z którym można poważnie
myśleć o przyszłości. Nie przestraszył się ani Joanny, ani dzieci, ani
zobowiązań. Pomagał, wspierał, był i został. Dał Asi to, czego nie dostała i od
przyjaciółek i od pseudo partnera. Czy ten aktor naprawdę musi grać takich
dupków? Dzięki opiece nad Agą i Karolem sama Joanna dojrzewa do tego,
co naprawdę się w życiu liczy, patrzy na świat zupełnie inaczej, widzi
innych ludzi.
Szczerze mówiąc, wątek śledztwa mnie rozczarował. Oczywiście jego finał był
zaskakujący i być może o to chodziło, ale spodziewałam się jakiegoś
wielkiego WOW. A tu zwykły przypadek. Młody chłopak, który nie widzi
świata poza ukochanym klubem piłkarskim, chciał pozbyć się sędziów meczu.
Niestety dla Elżbiety pomylił samochody. Nie chciał, żałował, przepraszał.
Zniszczył życie nie tylko niewinnym dzieciom, ale i sobie. Cieszę się bardzo,
że przy okazji śledztwa mogliśmy obserwować rozwijającą się relację
policjanta z panią prokurator. Lichota i Grabowska stworzyli całkiem niezły
duet. Może z szansą na happy end? Tego już niestety się nie dowiemy.
Ulubione postacie:
Joanna
Marcin
Na plus wyróżniłabym jeszcze Tadeusza i policjanta, który prowadził sprawę
związaną z dziećmi Elżbiety. Ten sierżant jest takim bardziej ogarniętym Panem
Posterunkowym z Rodziny Zastępczej.
Antagonista:
Krystyna, czyli mama Tadeusza i babcia dzieci to postać ciekawa, ale niestety
do bólu jednoznaczna. Nie ma najmniejszego zamiaru zająć się osieroconymi
wnukami, ale wystarczyła wizja spadku na Podlasiu, by zmieniła zdanie. W
kochającą babcię się jednak nie zamieniła. Agnieszka i Karol nic ją nie
obchodziły i zostało tak do końca. Kto wie, co zrobiłaby z dzieciakami, gdyby
do akcji nie wkroczył Tadeusz.
Atutem produkcji jest również humor. Mimo całego dramatyzmu sytuacji, w
jakiej znalazły się dzieci, można było się pośmiać. Szef Joanny i wuj Marcina
- Stefan, który sam robił niewiele, a cały swój sukces opierał na pracy Asi.
Przezabawna postać, pokazująca chwilami groźne oblicze. Nie mniej atmosferę
rozluźniała też Jola, zaczytana w horoskopach sekretarka szefa. Może będę
oryginalna, ale Joanna gadająca z duchem bawiła mnie najbardziej. Sam
duch był dość ciekawą postacią. :D Inną barwną bohaterką była szefowa
firmy, z którą współpracowała Joanna. Później również i jej przełożona.
Matylda preferowała bardzo dyktatorski styl rządzenia. Ona się niemal
pastwiła nad swoimi podwładnymi, ale była przy tym bardzo urocza.
Na plus zasługuje także muzyka. I ścieżka dźwiękowa w scenach i piosenka
kończąca każdy odcinek. Idealnie oddaje historię, którą oglądamy.
Obsada to strzał w dziesiątkę. Marta Żmuda Trzebiatowska w głównej roli
mnie po prostu zachwyciła. Ja jestem na świeżo z jej Hanią Sikorką w Na
dobre i na złe, ale na tamten czas (2011 rok) kojarzyła się głównie z
intrygantkami i tymi drugimi stojącymi na drodze wielkiej miłości od
pierwszego spojrzenia. Ciekawe było jej połączenie z Mateuszem
Damięckim, który zaprezentował ciut więcej niż urodę. :) Miło było zobaczyć
Urszulę Grabowską i Paulinę Chruściel. Małgorzata Pieczyńska jako
antagonistka sprawdziła się znakomicie.
Pisałam już o dzieciakach, które skradły nie tylko serducho Joanny, ale i
widzów. Serial był kręcony ładnych kilka lat temu. I chyba dlatego
Agnieszka i Karol wzbudzili sympatię. Wtedy jeszcze dzieci były dziećmi.
Może mniej niż kiedyś, ale na pewno bardziej niż teraz. Dla jasności chodzi o
serialowe pociechy. Swoją drogą może to być ciekawy materiał na oddzielny
artykuł.
Żałuję, że Chichot losu doczekał się tylko jednego sezonu. Spokojnie można
było wszystko rozłożyć na 2, 3 serie, ale z drugiej strony może to lepiej? W
każdym razie jestem ciekawa, jak potoczyły się losy Joanny i Marcina.
Ciężko mi sobie wyobrazić, że po tym wszystkim, co ich spotkało, mogliby nie
utrzymywać kontaktu z byłymi podopiecznymi. Rodziny się tak po prostu nie
zostawia. Konieczna z pewnością co rok zabierała Agę, Karola i swoje dziecko
nad morze do rodziców. :)
Chichot losu to bardzo przyjemny serial, który oglądało się świetnie.
Polecam do refleksji i do śmiechu.
Ocena: 5/5
Źródło zdjęcia: teleman.pl
Scenariusz: Hanka Lemańska, Wojciech Tomczyk
Produkcja: Telewizja Polska - Agencja Filmowa
Obsada aktorska: Marta Żmuda Trzebiatowska, Mateusz Damięcki,
Natalia Keber, Jakub Jankiewicz, Monika Kwiatkowska-Dejczer
Gatunek: obyczajowy
Kraj produkcji: Polska
Liczba odcinków: 13
Zdecydowałam się na Chichot losu ze względu na Martę Żmudę
Trzebiatowską, którą na nowo odkryłam w Na dobre i na złe. Przyznam od
razu, że nie spodziewałam się, że ta produkcja tak bardzo mnie wciągnie. Cały
sezon obejrzałam w cztery dni. Serial powstał na podstawie powieści Hanki
Lemańskiej o tym samym tytule. Opowiada o zmianie sposobu myślenia,
przewartościowaniu życia, odnalezieniu prawdziwego szczęścia i o zmianie
jako takiej, która występuje tu w różnych kontekstach. Zapraszam na
recenzję. :)
Główną bohaterką Chichotu Losu jest Joanna Konieczna – absolwentka
psychologii odnosząca sukcesy w branży HR. Jej życie kręci się wokół
pracy, związków bez zobowiązań i wypadów z trzema przyjaciółkami.
Pozornie może się wydawać szczęśliwa i spełniona. Aż do pewnego momentu.
Przyjaciółka Joanny, Elżbieta nie ma z kim zostawić dzieci i prosi ją o
weekendową opiekę. Kobieta początkowo niechętna ostatecznie się zgadza.
Nie wie jeszcze, jak bardzo jej świat zmieni się przez jedną decyzję…
Agnieszka i Karol – dzieci, którymi Joanna musi się zająć, są naprawdę
przesympatycznymi postaciami. Niemal od razu je polubiłam. Uroczy,
odpowiedzialni, rozrabiający. To one nauczą bohaterkę patrzeć na świat
innymi oczami. Pokażą jej, czym jest odpowiedzialność. Asia nie radzi sobie
idealnie, cały czas popełnia błędy, zalicza wpadki, ale wbrew swojej woli coraz
bardziej przywiązuje się do dzieciaków, z którymi los postanowił połączyć ją na
dłużej niż jeden weekend.
Chichot losu jest opowieścią o prawdziwej miłości. Nie tylko tej damsko męskiej. O Joannie i Michale vel Marcinie napiszę poniżej. Osią serialu jest
powoli i stopniowo rodząca się miłość między Asią oraz Agnieszką i
Karolem. Chyba żadne z nich nie spodziewało się, że z czasem zaczną
traktować się jak prawdziwa rodzina.
Skoro wspomniałam już o rodzinie… Produkcja idealnie pokazuje, że więzy
krwi nie są żadnym wyznacznikiem tworzenia rodziny. Rozumiem, że
Elżbieta była samotną matką przeciążoną obowiązkami i tak jak każdy
miała prawo spędzić czas bez dzieci. Jednak tu nie o to chodzi. Zasłaniając
się wyjazdem służbowym, niemal na siłę wcisnęła dzieciaki zupełnie obcej
dla nich kobiecie i wyjechała sobie z kochankiem. Jej wypadek był
totalnym przypadkiem, to nie ona miała zginąć. A może był karą za
grzechy? I nie chodzi mi o romansowanie z żonatym mężczyzną, ale Elżbieta
wcale nie była tak kryształowa, jakby chciała. Pozbawienie byłego męża praw
rodzicielskich, utrudnianie mu kontaktu z dziećmi, właściwie całkowite
wymazanie Tadeusza z ich życia, torpedowanie każdej próby kontaktu ze
względu na własną urażoną dumę i stwarzanie jego fałszywego wizerunku. Czy
tak postępuje dobra matka? Babcia dzieciaków też nie jest lepsza.
Początkowo ważniejszy był dla niej wyjazd na wakacje niż osierocone
wnuki. Sytuacja uległa diametralnej zmianie, kiedy Krystyna dowiedziała
się o spadku na Podlasiu, który dziedziczą dzieciaki. Żyła złota, interes
życia. Na szczęście syn pokrzyżował jej niecne plany. W zasadzie ten, który
jawił się jako najgorszy człowiek pod słońcem, okazał się najlepszym ojcem na
świecie. Najważniejszą osobą w życiu Agnieszki i Karola szybko staje się
Joanna. To ona jest dla nich matką, opiekunką, ciocią i obcą babą w
jednym. I największym zaskoczeniem było to chyba dla niej samej.
Przyjaźń to kolejny motyw serialu Jedynki. Choć tutaj niezupełnie zdaje
egzamin. To znaczy, egzamin z przyjaźni zdaje na pewno Joanna. Świetnym
towarzyszem niedoli okazuje się także Marcin. Myślę, że na całej linii
zawodzą przyjaciółki Asi. Niezbyt przekonały mnie ich tłumaczenia, że nie
pomagały i nie wspierały w najgorszym momencie z troski o Joannę, by
przypadkiem to matkowanie jej się nie spodobało. Cóż, uzyskały efekt
odwrotny do zamierzonego, co tylko wszystkim wyszło na dobre.Te kobiety
zresztą od początku jawiły się jako zapatrzone w siebie imprezowiczki. Asia też
taka była, dopóki nie zobaczyła, co w życiu tak naprawdę się liczy...
Miłość ma wiele barw. Tym razem była niespodziewana i weryfikowana na
niełatwym polu bitwy. Od przypadkowego spotkania, przez wspólną pracę
i kumpelstwo, do wspólnego życia i planów na przyszłość. Tak w skrócie
wygląda historia Joanny i Marcina. Młody i niedoświadczony gówniarz
okazał się dojrzałym i wartościowym mężczyzną, z którym można poważnie
myśleć o przyszłości. Nie przestraszył się ani Joanny, ani dzieci, ani
zobowiązań. Pomagał, wspierał, był i został. Dał Asi to, czego nie dostała i od
przyjaciółek i od pseudo partnera. Czy ten aktor naprawdę musi grać takich
dupków? Dzięki opiece nad Agą i Karolem sama Joanna dojrzewa do tego,
co naprawdę się w życiu liczy, patrzy na świat zupełnie inaczej, widzi
innych ludzi.
Szczerze mówiąc, wątek śledztwa mnie rozczarował. Oczywiście jego finał był
zaskakujący i być może o to chodziło, ale spodziewałam się jakiegoś
wielkiego WOW. A tu zwykły przypadek. Młody chłopak, który nie widzi
świata poza ukochanym klubem piłkarskim, chciał pozbyć się sędziów meczu.
Niestety dla Elżbiety pomylił samochody. Nie chciał, żałował, przepraszał.
Zniszczył życie nie tylko niewinnym dzieciom, ale i sobie. Cieszę się bardzo,
że przy okazji śledztwa mogliśmy obserwować rozwijającą się relację
policjanta z panią prokurator. Lichota i Grabowska stworzyli całkiem niezły
duet. Może z szansą na happy end? Tego już niestety się nie dowiemy.
Ulubione postacie:
Joanna
Marcin
Na plus wyróżniłabym jeszcze Tadeusza i policjanta, który prowadził sprawę
związaną z dziećmi Elżbiety. Ten sierżant jest takim bardziej ogarniętym Panem
Posterunkowym z Rodziny Zastępczej.
Antagonista:
Krystyna, czyli mama Tadeusza i babcia dzieci to postać ciekawa, ale niestety
do bólu jednoznaczna. Nie ma najmniejszego zamiaru zająć się osieroconymi
wnukami, ale wystarczyła wizja spadku na Podlasiu, by zmieniła zdanie. W
kochającą babcię się jednak nie zamieniła. Agnieszka i Karol nic ją nie
obchodziły i zostało tak do końca. Kto wie, co zrobiłaby z dzieciakami, gdyby
do akcji nie wkroczył Tadeusz.
Atutem produkcji jest również humor. Mimo całego dramatyzmu sytuacji, w
jakiej znalazły się dzieci, można było się pośmiać. Szef Joanny i wuj Marcina
- Stefan, który sam robił niewiele, a cały swój sukces opierał na pracy Asi.
Przezabawna postać, pokazująca chwilami groźne oblicze. Nie mniej atmosferę
rozluźniała też Jola, zaczytana w horoskopach sekretarka szefa. Może będę
oryginalna, ale Joanna gadająca z duchem bawiła mnie najbardziej. Sam
duch był dość ciekawą postacią. :D Inną barwną bohaterką była szefowa
firmy, z którą współpracowała Joanna. Później również i jej przełożona.
Matylda preferowała bardzo dyktatorski styl rządzenia. Ona się niemal
pastwiła nad swoimi podwładnymi, ale była przy tym bardzo urocza.
Na plus zasługuje także muzyka. I ścieżka dźwiękowa w scenach i piosenka
kończąca każdy odcinek. Idealnie oddaje historię, którą oglądamy.
Obsada to strzał w dziesiątkę. Marta Żmuda Trzebiatowska w głównej roli
mnie po prostu zachwyciła. Ja jestem na świeżo z jej Hanią Sikorką w Na
dobre i na złe, ale na tamten czas (2011 rok) kojarzyła się głównie z
intrygantkami i tymi drugimi stojącymi na drodze wielkiej miłości od
pierwszego spojrzenia. Ciekawe było jej połączenie z Mateuszem
Damięckim, który zaprezentował ciut więcej niż urodę. :) Miło było zobaczyć
Urszulę Grabowską i Paulinę Chruściel. Małgorzata Pieczyńska jako
antagonistka sprawdziła się znakomicie.
Pisałam już o dzieciakach, które skradły nie tylko serducho Joanny, ale i
widzów. Serial był kręcony ładnych kilka lat temu. I chyba dlatego
Agnieszka i Karol wzbudzili sympatię. Wtedy jeszcze dzieci były dziećmi.
Może mniej niż kiedyś, ale na pewno bardziej niż teraz. Dla jasności chodzi o
serialowe pociechy. Swoją drogą może to być ciekawy materiał na oddzielny
artykuł.
Żałuję, że Chichot losu doczekał się tylko jednego sezonu. Spokojnie można
było wszystko rozłożyć na 2, 3 serie, ale z drugiej strony może to lepiej? W
każdym razie jestem ciekawa, jak potoczyły się losy Joanny i Marcina.
Ciężko mi sobie wyobrazić, że po tym wszystkim, co ich spotkało, mogliby nie
utrzymywać kontaktu z byłymi podopiecznymi. Rodziny się tak po prostu nie
zostawia. Konieczna z pewnością co rok zabierała Agę, Karola i swoje dziecko
nad morze do rodziców. :)
Chichot losu to bardzo przyjemny serial, który oglądało się świetnie.
Polecam do refleksji i do śmiechu.
Ocena: 5/5
Źródło zdjęcia: teleman.pl
Komentarze
Prześlij komentarz