Reżyseria: Johannes Roberts
Scenariusz: Johannes Roberts, Ernest Riera
Gatunek: Horror
Produkcja: Indie, USA, Wielka Brytania
Od razu uprzedzam: to będzie dziwna recenzja. Zapewne zjadę ten
film od góry do dołu, wskażę nielogiczności i wyrażę mnóstwo
sprzecznych opinii, ale w gruncie rzeczy Po tamtej stronie drzwi
naprawdę mi się podobał. Może w nieco irracjonalny sposób
przedstawia bardzo ważny i trudny społecznie temat. Można się
wzruszyć i przestraszyć, a także złapać za głowę patrząc na głupotę
głównej bohaterki. Zapraszam na recenzję. :)
Wydaje mi się, że to ważny film. Ze względu na tematykę. Myślę, że
każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kto stracił dziecko. Takie osoby
zazwyczaj zostają same ze swoim bólem i cierpieniem. Sama zostaje
też rodzina Oliviera, który tragicznie zmarł. Jest to obraz całej rodziny
po stracie, ale na pierwszy plan wysuwa się cierpienie matki.
Rodzina żyje pozornie normalnie, zdaje się, że już jakoś wrócili do
względnie normalnego funkcjonowania. Jednak to tylko pozory.
Maria nadal żyje przeszłością, nie mogąc poradzić sobie samej,
podejmuje ostateczną decyzję. Wtedy tak naprawdę zaczyna się Po
tamtej stronie drzwi. I do tego momentu można było oglądać na
spokojnie tzn. widzieć sens w zachowaniu postaci, bo dalej jest
gorzej.
Służącą rodziny jest kobieta, która pochodzi z wioski w Chinach, czy
innych Indiach. W każdym razie po próbie samobójczej swojej
szefowej postanawia zdradzić jej pewien sekret. Pomijam, że mamy
2020 rok, ale wymogi gatunku są takie, a nie inne. Otóż mała
pradawna społeczność zna sposób, dzięki któremu można pożegnać
się ze zmarłymi. Jest to szczególnie ważne w chwili nagłej śmierci.
Powiem szczerze, że ja absolutnie nie dziwię się Marii. Możliwość,
jaką otwiera przed nią służąca, jest dla niej wybawieniem. Kobieta
obwinia się o śmierć Oliviera, przeżywa, że nie zdołała go uratować,
ani się z nim pożegnać. I oto słyszy: porozmawiasz z nim, ale pod
żadnym pozorem nie otwieraj drzwi, zza których usłyszysz jego głos.
Wszystko fajnie, pięknie, tylko dlaczego nie można tego zrobić? Co
takiego może się wydarzyć? Jaką lawinę zdarzeń się tym uruchomi?
Hmm, nieważne. Tego pani szamanka już nie powiedziała, bo po co.
Szkoda też, że nie przyszło jej do głowy, że kobieta w takim
emocjonalnym dole, depresji, desperacji, po próbie samobójczej nie
powinna mierzyć się z czymś takim sama. Jest w tak strasznym
stanie, że nie należy zostawiać jej samej, bo może być
nieprzewidywalna. I wiem, że bez tego nie byłoby filmu. Byłby, niech
idzie, otworzy te drzwi, ale niech wie. Dało się to rozegrać i logiczniej
i dramatyczniej, ale cóż.
Każdy, kto nagle stracił kogoś bliskiego, zaczyna zastanawiać się nad
tym, co mógł jeszcze powiedzieć, zrobić itd. Chce cofnąć czas. Odbyć
tą ostatnią rozmowę. Zwłaszcza jeśli traci się dziecko. Jest to zapewne
ból nie do opisania, dlatego dość łatwo jest zrozumieć postępowanie
Marii. Moment, w którym słyszy Oliviera, rozmawia z nim, jest
niezwykle wzruszający. Łatwo jednak domyślić się, do czego on
doprowadzi. Ukochany, opłakiwany synek błaga matkę, by go
wypuściła. Naprawdę miałaby tego nie zrobić? Pewnie, gdyby znała
konsekwencje swego działania, by odpuściła. Ale tak... Zachowała się
po prostu jak matka. Winę za wszystko, co dzieje się później ponosi
przede wszystkim służąca. Maria też, ale kilka zdań mogło tu zmienić
wszystko.
Obok otwarcia drzwi głównym punktem filmu jest powrót Oliviera.
Wie o tym tylko Lucy (jego siostra) oraz Maria. Chłopiec wraca jako
demon. Gra na fortepianie, powoduje, że wysychają wszystkie
rośliny, umierają zwierzęta, ginie służąca. A nasza główna bohaterka,
zamiast opowiedzieć komuś o tym, co się dzieje, udaje jakby nie
działo się nic. W chwili kiedy poznała prawdę, czyli dowiedziała się,
że Olivier nie należy ani do tego, a ni do tamtego świata, że jest
ogromnym zagrożeniem, zwyczajnie nic sobie z tego nie robi. Żadne z
tych wydarzeń nie powoduje w niej większych przemyśleń. Później
dowiaduje się, jak może powstrzymać zło, a mimo to znów reaguje z
opóźnionym zapłonem. I śmiesznie i strasznie było w tych scenach.
Nad Marią tak naprawdę zawisło widmo straty drugiego dziecka.
Jedynego, które jej zostało. Czy w obliczu czegoś takiego, przerażony
próbą samobójczą żony, Michael nie ma prawa wiedzieć, co się wokół
niego dzieje? Ta kobieta jest pozbawiona rozumu. Może stracić resztę
rodziny, ale milczy jak zaklęta i udaje głupią.
Finał rozczarowuje. Albo inaczej, rozczarowuje ostatnia część filmu.
Demon ujawnia się w ciele małej Lucy, Maria usiłuje z nim walczyć,
ten się wyrywa i zabiera ze sobą ojca, potem przechodzi na matkę,
która ostatecznie ginie. No zagmatwane to wszystko. W dodatku
trochę takie mało straszne. Tzn. ja się trochę bałam, ale obiektywnie
po przemyśleniu to raczej nie było straszne, a śmieszne.
Myślę, że film można różnie interpretować. Zastanawiałam się, czy to
może nie był sen Michaela. Albo wyobrażenie Marii, kiedy leżała
nieprzytomna po próbie samobójczej. Taka mała próba racjonalizacji
tej dość dziwnej historii. Może gdyby nie głupota tych dwóch kobiet
udałoby się uniknąć tragedii? Tym bardziej że po ostatniej scenie
można przypuszczać, że wszystko zacznie się od nowa.
Sama postać Marii budzi różne emocje. Z jednej strony można ją
uznać za silną, z drugiej za bardzo słabą i podatną na wpływy. W
każdym razie cieszę się, że główną osią Po tamtej stronie drzwi jest
właśnie postać kobieca. Nieważne, że z lekka niespełna rozumu. ;)
Wbrew temu, co napisałam, Po tamtej stronie drzwi naprawdę mi się
podobał. Fajnie się to oglądało i jeśli nie macie nic innego na oku, to
polecam na wieczorny seans. :)
Ocena: 4/5
Komentarze
Prześlij komentarz