90 minut w niebie


Reżyseria: Michael Polish
Scenariusz: Michael Polish
Gatunek: Dramat
Produkcja: USA

Ciężko  mi  było  oderwać  się  od  tego  filmu. Zaczęłam  oglądać  dość
późnym wieczorem, więc chciałam zobaczyć połowę, a resztę następnego
dnia. Seans trwał 2 godziny.  Obejrzałam  całość za jednym  razem i
żałowałam, że to już koniec. :)  90 minut w niebie  jest bardzo ciekawą
opowieścią  o  życiu,  które  może  zmienić  się  z  dnia  na  dzień.  Mnie
ogromnie wzruszyła. Zapraszam na recenzję.

Eva i Don Piper prowadzą bardzo spokojne i udane rodzinne życie.
Pracują, wychowują dzieci, tworzą normalną szczęśliwą rodzinę. Ich
sielankę przerywa wypadek samochodowy Dona. Mężczyzna zostaje
uznany  za  zmarłego,  jednak  po  90  minutach  odzyskuje  przytomność.
Śmiało można dopatrywać się w tym cudu, zwłaszcza że ten czas Don
spędził  w  niebie… Ale  dla  wątpiących  napiszę,  że  to  może  pomyłka
ratowników. Co to dla nich uznać kogoś za trupa… Wypadek zmienia
życie nie tylko jego ofiary, ale i całej rodziny Piper.

Film  ukazuje  historię  człowieka  głęboko  wierzącego  i  jego  rodziny.
Opowiada przede wszystkim o miłości. Boga do człowieka, człowieka
do Boga, wzajemnej miłości małżeńskiej, rodzicielskiej i braterskiej.
Bardzo  podobało  mi  się  pokazanie  Evy  jako  silnej,  mądrej  i
kochającej żony, która bez względu na wszystko wiernie trwa przy
mężu. Jej postawa zasługuje na szczególny szacunek. Tak jak wsparcie
rodziców, którzy zabierają do siebie wnuki, by córka mogła skupić się
wyłącznie  na  opiece  nad  mężem.  To  ci  ludzie  byli  aniołami,  które
pomogły Donowi stanąć na nogi.

Wokół wybudzenia z wizyty w niebie kręci się w zasadzie cały film. Don
spędził tam tytułowe 90 minut. Szczegółowo opisał swój pobyt. Niebo
wygląda pięknie. Na powitanie bohaterowi wyszły osoby, które w jakiś
sposób wywarły wpływ na jego życie. Nauczyciele, rodzina, przyjaciel z
liceum. Wszyscy byli na różnych etapach tzn. wszyscy wyglądali jakby
byli na różnych etapach życia. Może niekoniecznie w wieku, w którym
odchodzili.  Wypełniała  ich  radość,  uśmiech,  szczęście.  Sam  Don
stwierdził,  że  to  spotkanie  było  swoistym  zjazdem  rodzinnym.  Na
każdym kroku czuć było obecność Najwyższego. Bohater jednak nie
spotkał Go osobiście. Został zawrócony dosłownie sprzed otwierającej się
bramy. Oglądanie tych scen było niesamowite.

90 minut w niebie jest swego rodzaju lekcją przyjmowania i dawania
pomocy. Don  chce  być  samowystarczalny,  nie  chce  nikomu  sprawiać
kłopotu swoją osobą. Chwilami może się wydawać egoistą zapatrzonym
tylko we własne cierpienie, niedostrzegającym bólu, jaki odczuwają jego
bliscy. Trzeba przyznać, że rodzina Piper ma wspaniałych przyjaciół.
To  oni  byli  przy  Evie  od  momentu,  w  którym  dowiedziała  się  o
wypadku aż do codziennych dyżurów przy Donie w domu. Wsparcie,
rozmowy,  pomoc,  obecność  w  takich  chwilach  znaczą  bardzo  wiele.
Bohater w końcu otwiera się na ludzi. Rozumie, że nie trwają przy nim z
litości, ale z własnej woli, chęci pomocy. Musiał pozwolić im być obok.
Dla siebie i dla nich.

Don jest przykładem bohatera, który zmaga się sam ze sobą. Jest
załamany, nie ma chęci do walki o siebie, nie chce być ciężarem dla
swoich bliskich, marzy o tym, by wrócić do nieba. Chociaż jestem
przekonana,  że  gdyby  nie  miał  za  sobą  tak  niezwykłego
doświadczenia,  prosiłby  Boga  o  to  samo. Wspominałam  wyżej,  że
bohater miał przy sobie cudowną rodzinę i fantastycznych przyjaciół, ale
jego  najlepszym  terapeutą  okazała  się  pacjentka  z  sąsiedniej  sali.
Nastolatka też nie mogła chodzić i przez ścianę krzyki Dona. Przekazywali
sobie wiadomości za pośrednictwem pielęgniarki. Myślę, że oboje bardzo
sobie pomogli. W końcu kto lepiej zrozumie ból chorego niż inny chory…
Bardzo  wzruszyły  mnie  sceny  po  powrocie  głowy  rodziny  do  domu.
Wyczekiwany i sprawiający cierpienie taniec ojca z córką to wyciskacz
łez. Ciężką pracą można jednak dokonać cudu. Bóg działa za poprzez
ludzi, których stawia nam na drodze. Z pomocą lekarzy Piper staje na
nogi.  Dzieli  się  nie  tylko  świadectwem  wiary,  ale  i  własnym
doświadczeniem z ludźmi w podobnej sytuacji.

90 minut w niebie  jest przede wszystkim świadectwem wiary (zdaję
sobie sprawę, że tylko dla ludzi wierzących ma taką wartość). Nie będę
udawała,  że  się  na  tym  znam,  ale  chyba  trzeba  być  w  jakiś  sposób
wybranym, by pójść do nieba i z niego powrócić. I jedno i drugie jest po
coś, jest wynikiem Jego planu. Don nie od razu się przyznał do swojej
wizyty, ale prosił Boga, by ponownie go tam zabrał. Do świata bez
bólu i cierpienia. Kiedy zdecydował się opowiedzieć o tym swojemu
przyjacielowi (będąc już w domu), usłyszał, że jego obowiązkiem jest się
tym doświadczeniem podzielić. Parafrazując, jeśli jedna osoba, z którą
się  tym  podzieli,  nie  uzna  go  za  wariata,  powinien  mówić.  Eva
przyjmuje  wyznanie  Dona  za  ogromnym  podziwem  i  szacunkiem.
Twórcy pięknie pokazali łączącą ich więź.

Przyznaję, że zachwycił mnie sposób montowania tego filmu. Muzyka,
kadry, obraz nieba, kolory, ponure barwy, z czasem coraz jaśniejsze robiły
idealne tło fabule.  Wizja nieba jest zwyczajnie piękna, pełna nadziei i
optymizmu.  Zrobiło  to  na  mnie  ogromne  wrażenie.  Ciekawym
zabiegiem  było  również  wprowadzenie  narracji  w  tle.  Don  sam
opowiadał swoją historię, a widz śledził i przeżywał ją razem z nim.

Myślę, że film jest dla każdego. Jego przesłanie i tematyka nie są
wyłącznie  przeznaczone  dla  ludzi  wierzących. Chociaż  ta  grupa
podejdzie do niego bardziej magicznie. Sam film będzie dla nich po prostu
wyjątkowy.  Jednak  historia  Dona  pokazuje  wartości,  którymi
powinien  kierować  się  człowiek  jako  człowiek,  a  nie  tylko  katolik.
Chyba każdy chciałby mieć obok siebie ludzi pomocnych, oddanych i
zwyczajnie dobrych. Takich pokazuje nam ten film. Opowiada także o sile
miłości. Don ostatecznie pozwolił swojej rodzinie być obok, docenił ich
troskę i chęć pomocy. Na pewno odnajdziecie tam coś dla siebie.

Na koniec naszła mnie pewna refleksja. To jest do bólu prosty film. Jego
piękno  tkwi  właśnie  w  tym,  w  tej  zwykłości. Większość  widzów  z
pewnością  odnalazłaby  siebie  wśród  tych  bohaterów. Nie  ma
fajerwerków,  nie  ma  zdrad,  zbędnych  melodramatów,  intryg,  zabójstw,
seksu.  Jest  wszechogarniająca  Miłość  i  dobro,  które  powstaje  w
wyniku wielkiego nieszczęścia.

90 minut w niebie to historia oparta na faktach. I chyba to jest w niej
najpiękniejsze.  Zwykły  człowiek  dostąpił  zaszczytu,  łaski  bycia  w
niebie.  To  jest  po  prostu  niesamowite.  Jeszcze  raz  zachęcam  do
obejrzenia 90 minut w niebie. Warto!

Ocena: 5/5

Źródło zdjęcia: filmweb

Komentarze