Miłość i Miłosierdzie

Bardzo się cieszę, że zdążyłam jeszcze dziś, w Niedzielę Miłosierdzia napisać recenzję tego wyjątkowego filmu.


Reżyseria: Michał Kondrat
Scenariusz: Michał Kondrat
Gatunek: Religijny,  Dramat  historyczny,  Fabularyzowany
dokument
Produkcja: Polska

Ten  film  widniał  na  mojej  liście  od  dość  dawna.  To  była  jedna  z
pierwszych pozycji, które zapisałam do zrecenzowania. A że jesteśmy
teraz w szczególnym czasie, tuż po Wielkanocy, postanowiłam w
końcu  obejrzeć Miłość  i  Miłosierdzie z  Kamilą  Kamińską  w  roli
głównej. Po seansie byłam w stanie powiedzieć tylko: WOW. Byłam
pod  ogromnym  wrażeniem,  tylko  trochę  sama  nie  wiedziałam
czego.  Zapraszam  na  recenzję  produkcji  o  siostrze  Faustynie  i
Bożym Miłosierdziu.

Zacznę  od  informacji  czysto  technicznych.  Ogromnie  zaskoczyło
mnie  takie  połączenie  gatunków,  jakie  zastosowali  twórcy  filmu.
Fabuła  mieszała  się  z  dokumentem.  Z  przewagą  tego  drugiego
oczywiście. I ten zabieg sprawdził się idealnie. Przyznaję, że ja też
za  bardzo  nie  sprawdzałam  recenzji,  opisów,  zwiastunów.  Po
prostu usiadłam i obejrzałam film. Nie miałam żadnych oczekiwań i
to  po  prostu  zadziałało.  Świetnie  sprawdziła  mi  się  ta  taktyka,  bo
naprawdę  byłam  zaskoczona.  Ciekawie  to  przeplatanie  gatunków
wyszło.  Z  jednej  strony  mieliśmy  narrację ekspercką,  z  drugiej  zaś
próbę odtworzenia wydarzeń w fabule.

Po szczątkowych informacjach, które do mnie docierały (np. wywiad
z  aktorką  grającą  główną  rolę),  spodziewałam  się  czegoś  więcej.
Mianowicie,  więcej  fabularyzowanej  historii.  Nie  w  sensie
dosłownym,  czyli  tworzeniu  własnego  biegu  zdarzeń. Chodzi  tu  o
samą część fabularną. Liczyłam na więcej. Chociaż nie twierdzę,
że to minus filmu. Ostatecznie było w sam raz. Przechodząc jednak
do obsady, Kamila Kamińska potrafi zagrać każdą postać. Naprawdę.
Oglądam  ją  w Barwach  szczęścia,  czytam,  co  wyczynia  w
Zakochanych po uszy i w tym filmie tak samo nie zawodzi.  Zagranie
postaci  świętej,  którą  co  niektórzy  uważali  za  wariatkę,  która
bezgranicznie  zaufała  Jezusowi  jest  sporym  wyzwaniem.  W
obecnym klimacie przyjąć propozycję roli w katolickiej produkcji
to  też  swego  rodzaju  akt  odwagi.  Nie  sądzę  jednak,  by  ta  rola
przyległa  do  Kamińskiej,  niczym  Marek  Mostowiak  do  Kacpra
Kuszewskiego,  była  dobra,  znacząca,  ale  raczej  rola  życia  jest
jeszcze  przed  nią. Kolejną  ważną  postacią  w  tym  obrazie  jest
spowiednik Faustyny ksiądz Michał Sopoćko zagrany przez Macieja
Małysa. Bohater  odegrany  fantastycznie  -  jego  wątpliwości,
zawierzenie,  wypełnienie  misji,  odejście  niemal  w  poczuciu
przegrania. Zaskoczył  mnie  widok  Dariusza  Jakubowskiego  jako
kardynała Karola Wojtyły. Bardzo dawno nie widziałam tego aktora,
a tu taka niespodzianka. I to jeszcze w takiej roli. :)

Miłość  i  Miłosierdzie to  po  prostu  wyjątkowy  film.  Pod  każdym
względem.  Towarzyszy  mu  coś  niesamowitego,  jakieś  dziwne,
nienazwane  uczucie,  które  porusza  dogłębnie.  Przez  cały  czas
czułam pewną wyjątkowość. Nasilały ją piękne zdjęcia i wspaniała
muzyka. Myślę, że to trzeba poczuć, aczkolwiek wiem, że nie każdy
podejdzie do tego filmu tak emocjonalnie.

Niezwykle  ważną  częścią  filmu  były  historie,  opowiadane  przez
zwykłych  ludzi.  To  znaczy,  historie  zwykłych  ludzi,  opowiadane
przez  siostry  zakonne. Na  mnie  największe  wrażenie  zrobiły  dwie.
Pierwsza  przydarzyła  się  zakonnicy,  która  w  jednym  z  naszych
sąsiednich krajów prowadziła hospicjum. A raczej miała je prowadzić.
Nie  miała  jednak  nadziei  na  doprowadzenie  projektu  do  końca  i
chciała  zrezygnować.  Wtedy  z  pomocą  przyszła  jej  Asia,
niepełnosprawna  córeczka  znajomych,  która  zapytała: ,,Ciociu,  a  ty
nie należysz do zakonu, w którym cały czas powtarza się Jezu, ufam
Tobie"?  ,,Tak"  ,,A  ile  razy  dziennie  ty  to  powtarzasz?"  ,,Dużo"  ,,To
uwierz w to, co mówisz"*. Jak przyznaje siostra, miała wrażenie, że te
słowa były wypowiadane przez kogoś innego. Oczywiście poszła do
Kościoła  i  z  ufnością,  ,,pierwszy  raz  tak  naprawdę",  powiedziała
,,Jezu, ufam Tobie". Nie złożyła rezygnacji, hospicjum powstało.
Drugą  historią  była  historia  małego  chłopca,  który  chorował  na
nowotwór.  Nie  było  już  dla  niego  żadnej  nadziei.  Za
wstawiennictwem  siostry  Faustyny,  dzięki  Koronce  do  Bożego
Miłosierdzia wyzdrowiał.

Podobało  mi  się,  że  nawet  ta  część  fabularna,  była  opatrzona
komentarzem  eksperckim.  Ciekawie  było  widzieć,  jak  to  wszystko
wyglądało,  a  jednoczenie  słuchać  wyjaśnień  ,,teologicznych".  Np.
historia o wykupieniu, a raczej wykradzeniu i odrestaurowaniu obrazu
,,Jezu  ufam  Tobie",  który  został  namalowany  zgodnie  ze
wskazówkami  Faustyny  po  jej  spotkaniach  z  Jezusem.  W  ogóle
historia  tego  dzieła,  jego  wzlotów  i  upadków,  jest  genialna  i
przesiąknięta niesamowitymi działaniami, które ciężko interpretować
jako przypadki.

Super  wrażenie  robiły  też  archiwalne  nagrania.  Szczególnie  te,
przedstawiające  szerzenie  się  kultu  Bożego  Miłosierdzia  za
pośrednictwem  działań  papieża  Jana  Pawła  II. W  trakcie  seansu
dość często można było przenieść się w miejscu i czasie. Raz Wilno,
raz Watykan, raz USA. W różnych latach. Przyznaję, że zachwyciła
mnie  techniczna  strona Miłości  i  Miłosierdzia.  Niezwykle
dopracowany i ,,magiczny" (wiem, że w tym kontekście to bardzo źle
brzmi) obraz.

Co można wynieść z Miłości i Miłosierdzia? Może przekonanie, że
nic nie dzieje się bez przyczyny, że wszystko jest po coś. Każdy ma
do spełnienia jakąś misję, jakiś cel, który musi znaleźć, odczytać i
do niego dążyć. Wierzę, że nikt nie pojawia się na świecie tylko po
to, by na nim być. Trzeba tylko zaufać. Jak Helena Kowalska, jak
Michał  Sopoćko,  jak  Karol  Wojtyła. Ciężko  jest  rozeznać
powołanie i w nim wytrwać. Jednak z pomocą można zostać zwykłym
niezwykłym człowiekiem.

Na koniec powtórzę, długo się zbierałam, ale w końcu udało mi się
obejrzeć jeden z najbardziej przejmujących filmów ostatnich lat.
O  miłości,  miłosierdziu  Boga,  życiu  po  coś  i  dla  czegoś.
Niesamowite! Polecam.

Ocena: 5/5


* cytaty na pewno nie są dokładne, ale chodzi o sens. ;)

ŹRÓDŁO ZDJĘCIA: FILMWEB

Komentarze