Reżyseria: Chris Buck, Jennifer Lee
Scenariusz: Jennifer Lee
Gatunek: Animacja, Familijny, Musical, Przygodowy
Produkcja: USA
Jakby mi ktoś powiedział, że będę siedziała z wypiekami na twarzy,
zalewając się łzami wzruszenia i śmiechu podczas seansu Krainy
Lodu... Zastanowiłabym się, czy wszystko z tą osobą w porządku.
Nawet przez sekundę nie spodziewałam się, że ten film wywoła u
mnie jakiekolwiek emocje. Ot, kolejna bajka, którą zachwycają się
wszystkie znane mi dziewczynki. Z czystej ciekawości postanowiłam
skorzystać z okazji emisji na Polsacie i zobaczyć, o co właściwie
chodzi z tą Elzą. Przyznaję, że nadal tego nie wiem. ;) Ale wiem już,
co może zachwycać w tym filmie (nie tylko małych widzów). Kraina
lodu to ciekawa, nieschematyczna historia opowiedziana w sposób
niezwykle wzruszający i zabawny. Nie przedłużając, zapraszam na
recenzję.
Kraina lodu to historia dwóch księżniczek - Elzy i Anny. Siostry są ze
sobą bardzo zżyte, dopóki Elza nie doprowadza do nieszczęśliwego
wypadku - rani Annę swoją wielką mocą. Dla bezpieczeństwa obu
dziewczynek i całego królestwa siostry zostają rozdzielone i żyją
samotnie. Elza w jakimś sensie zamarza (emocjonalnie), by nie
doprowadzić do kolejnej tragedii. Wszystko zmienia się podczas jej
koronacji, kiedy to wpada we wściekłość i robi ogólną śnieżną
demolkę. Zostawia Annę i pogrążające się w śniegu i chaosie
Arendelle. Siostra nie zamierza się poddawać i wyrusza, by
sprowadzić królową do domu. Na swojej drodze spotyka
fantastycznych przyjaciół, którzy bez wahania skoczyliby za nią w lód
(ogień to niezbyt szczęśliwe słowo w tym kontekście). Anna mogła
zapłacić za to wszystko największą cenę, ale Elza w porę się obudziła.
Tak w skrócie wygląda fabuła filmu, choć zakładam, że jestem jedną z
nielicznych osób, które do czasu seansu nie miały o niej zielonego
pojęcia. ;)
Myślę, że śmiało, można wysnuć wniosek, iż Kraina lodu walczy ze
schematami i je po prostu idealnie łamie. Najlepiej widać to na trzech
przykładach:
1. Bohaterki to silne, radzące sobie kobiety.
2. Książę okazuje się kompletnym dupkiem.
3. Pokazuje potęgę nieromantycznej miłości.
Już tłumaczę, o co mi dokładnie chodzi. Z czym kojarzą nam się
księżniczki Disneya? Z małymi kobietkami, które potrzebują Pana
Księcia, by rozwiązywał ich problemy i zwyczajnie był. Bez niego ich
życie byłoby nijakie i tylko do tego sprowadzają swoją rolę. W
Krainie lodu na pierwszym planie widzimy księżniczki, dla których
najważniejsza jest wzajemna troska, które radzą sobie w kryzysowych
sytuacjach i których życie nie sprowadza się do znalezienia księcia
(ostatecznie, bo na początku Anna zachowuje się jak więzień
wypuszczony na wolność). A jaki jest książę według Disneya?
Rycerski, oddany ukochanej, gotowy do największych poświęceń w
imię miłości. Jaki jest Hans? Wrażliwy, zabawny, bezgranicznie
oddany manipulator pragnący władzy, który prawie osiąga swój cel.
Trochę mało zgodny z ideałem, prawda? Jednak najbardziej podoba
mi się przesłanie Krainy lodu. Tylko wielka miłość może rozmrozić
zamrożone serce. Ale nie ta, do której przyzwyczaił nas Disney - od
pierwszego wejrzenia i do grobowej deski. Tu prawdziwą miłością
jest ta siostrzana relacja, więź, której nie był w stanie pokonać lód,
chłód i śnieg. I to jest chyba w tym wszystkim najpiękniejsze.
Największym atutem produkcji są bez wątpienia świetnie napisane
postacie. Prawdziwe, niejednoznaczne, odzwierciedlające każdego z
nas. W jakimś sensie to jest film terapeutyczny (nie wiem, czy istnieje
coś takiego, ale do mnie zwyczajnie właśnie tak trafił). Pokazujący
różne oblicza ludzi, odmienne charaktery, wewnętrzne sprzeczności.
Jestem zachwycona.
Jak wspominałam wyżej, ciekawym zabiegiem było umieszczenie
Hanka jako takiego wilka w owczej skórze. Bardzo niebezpieczny,
mający okrutne zamiary, krok po kroku realizujący swój chory plan, a
przy tym miły i czarujący. Bez trudu kradnący serce Anny, która
jakby nie było, jest bardzo łatwym celem (po latach izolacji). Podoba
mi się, że mimo wyrządzenia tak wielu szkód, ostatecznie przegrał i
został unicestwiony. Plus dla twórców za zerwanie z wizerunkiem
księcia - rycerza na białym koniu.
Lód odgrywa ogromną rolę w tym filmie. Kraina lodu, czyli Arendelle
staje się taką przez emocje swojej nowej władczyni. Elza w
dzieciństwie poraniła swoją siostrę, dlatego postanowiono odizolować
od siebie dziewczynki i ukryć księżniczkę tak, by nikt nie dowiedział
się o jej magicznych zdolnościach. Dla niej skutkuje to swego rodzaju
zamrożeniem. Najlepiej jest nie okazywać żadnych uczuć, chronić
Annę i zupełnie zapomnieć o sobie. Żyć jak w więzieniu,
emocjonalnej pułapce, z której nie ma dobrego wyjścia. Dopiero
miłość siostry i wizja jej utraty skłoniły Elzę do głębokiej przemiany.
Nie ma sensu żyć w ciągłym strachu. To, co się miało stać i tak się już
wydarzyło. Siostrom na szczęście udało się odbudować łączącą je
kiedyś więź.
Skoro już o tej więzi mowa... Nie ukrywam, że dla mnie
najpiękniejszą relacją jest ta łącząca Annę, Olafa, Swena i Kristofa,
ale to wątek Elzy i jej siostry pokazuje prawdziwą potęgę miłości. Tej
prawdziwej, łamiącej wszystko, otwierającej serca, topiącej lody.
Taka jest miłość między siostrami. Cokolwiek się dzieje, zawsze
mogą na siebie liczyć, poświęcić się, a nawet oddać życie za tą drugą.
Bardzo wzruszający i ważny przekaz dotyczący relacji między
rodzeństwem.
Kraina lodu to poradnik pt. Jak być dobrym przyjacielem. Na tym
polu na szczególne wyróżnienie zasługują Olaf i Kristoff. Obaj w
zasadzie dla nieznanej sobie dziewczyny decydują się rzucić wszystko
i zaryzykować życie, by jej pomóc. W trakcie wspólnej wędrówki
wytwarza się między nimi więź, której nic nie jest w stanie zburzyć.
Kristoff jest dostawcą lodu, który kumpluje się z uroczymi trollami.
Poszukuje prawdziwej miłości i udowadnia, że może ona przyjść
bardzo niespodziewanie. Z Anną łączy go relacja wyjątkowa i piękna.
Może z potencjałem na coś bardzo poważnego. Jednak dla mnie ten
duet to póki co związek bardzo przyjacielski. Olaf natomiast jest
błyskotliwym bałwankiem ulepionym przez Elzę, marzącym o
wiośnie (chyba nie do końca łapie kim jest :D) i bez zastanowienia
podążającym za Anną, Swenem i Kristoffem. Z narażeniem życia
usiłuje pomagać swym towarzyszom. Kwintesencją tej postaci jest
zdanie: Dla niektórych warto się roztopić. Czyli poświęcić siebie dla
czyjegoś dobra. Olaf to moja ulubiona postać w Krainie lodu. Na
szczęście ocieplenie nie grozi mu roztopieniem, bo ma swój własny
niż skandynawski. :D
Moje serce absolutnie podbiła Anna. I może dlatego jakoś nie bardzo
mogę zrozumieć fenomen Elzy. Nie wiem, czy to dlatego, że było jej
więcej, że była niejako główną bohaterką tej historii, ale było w niej
coś, co sprawiało, że wzbudzała sympatię. Przebojowa, radosna,
dowcipna, chaotyczna, ufna i waleczna. Została praktycznie sama, bez
wspomnień, bez nikogo. Nie rozumiała, dlaczego tak jest, co się
wokół niej dzieje. Jednak bez wahania ruszyła na pomoc siostrze, gdy
ta uciekła ze strachu o nią. Mimo oziębienia stosunków chciała ją
uratować. Przebojowość Anny jest bez wątpienia jednym z
największych atutów tej produkcji. Obok Olafa to moja ulubiona
postać.
Film wzbudza niesamowite emocje. Aż wylewają się przez ekran. W
muzyce, w dialogach, w obrazie. Cały jest emocją uderzającą w
zakamarki duszy. Być może po prostu trafił u mnie na taki czas, że
tak, a nie inaczej go odebrałam. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek
machała rękami i krzyczała do ekranu: dupek! Dupek! Zabić go!.
Albo biegnij, człowieku, biegnij. Szybciej! Szybciej! Łzy same leciały
mi na scenach z Olafem lub skałami. O ratowaniu Anny przez Elzę
nie wspomnę. Jestem ciekawa czy tylko ja tak miałam. :D
Ogromną rolę w Krainie lodu odgrywają piosenki. Ich teksty idealnie
oddają uczucia bohaterów, pozwalają wejść głębiej. Na mnie
największe wrażenie zrobiła Elza i ,,Mam tę moc". Chyba najbardziej
emocjonalny utwór w całym filmie. Konkurować z nim może tylko
Anna i ,,Ulepimy dziś bałwana" oraz ,,Pamięć". Bywały zabawne
utwory, a także przerywniki, które nie dawały za dużo i mogły być
przez twórców rozumiane jako żart dla rozluźnienia atmosfery.
Nie mam żadnych zastrzeżeń do grafiki i tych wszystkich
technicznych spraw. No może tradycyjnie poza ,,simsowym"
wyglądem postaci, ale jakoś wyjątkowo mi to nie przeszkadzało.
Krajobrazy, magia bijąca z ekranu i fantastyczna muzyka zrobiły
swoje. Jeśli chodzi o polski dubbing, to aktorzy sprawdzili się
idealnie. Usłyszałam kilka znanych mi głosów, a także takie, których
nie miałam okazji poznać wcześniej. Czesław Mozil jako bałwanek
Olaf po prostu skradł całe show.
Ja jestem zachwycona i oczarowana Krainą Lodu. Polecam ten film
każdemu, kto w oglądanych przez siebie produkcjach szuka humoru,
wzruszeń i świetnego przesłania. Chyba nawet skuszę się na
wszystkie dodatkowe tytuły związane z Krainą lodu. Przygoda Olafa
brzmi nad wyraz intrygująco. :D
Ocena: 5/5
Scenariusz: Jennifer Lee
Gatunek: Animacja, Familijny, Musical, Przygodowy
Produkcja: USA
Jakby mi ktoś powiedział, że będę siedziała z wypiekami na twarzy,
zalewając się łzami wzruszenia i śmiechu podczas seansu Krainy
Lodu... Zastanowiłabym się, czy wszystko z tą osobą w porządku.
Nawet przez sekundę nie spodziewałam się, że ten film wywoła u
mnie jakiekolwiek emocje. Ot, kolejna bajka, którą zachwycają się
wszystkie znane mi dziewczynki. Z czystej ciekawości postanowiłam
skorzystać z okazji emisji na Polsacie i zobaczyć, o co właściwie
chodzi z tą Elzą. Przyznaję, że nadal tego nie wiem. ;) Ale wiem już,
co może zachwycać w tym filmie (nie tylko małych widzów). Kraina
lodu to ciekawa, nieschematyczna historia opowiedziana w sposób
niezwykle wzruszający i zabawny. Nie przedłużając, zapraszam na
recenzję.
Kraina lodu to historia dwóch księżniczek - Elzy i Anny. Siostry są ze
sobą bardzo zżyte, dopóki Elza nie doprowadza do nieszczęśliwego
wypadku - rani Annę swoją wielką mocą. Dla bezpieczeństwa obu
dziewczynek i całego królestwa siostry zostają rozdzielone i żyją
samotnie. Elza w jakimś sensie zamarza (emocjonalnie), by nie
doprowadzić do kolejnej tragedii. Wszystko zmienia się podczas jej
koronacji, kiedy to wpada we wściekłość i robi ogólną śnieżną
demolkę. Zostawia Annę i pogrążające się w śniegu i chaosie
Arendelle. Siostra nie zamierza się poddawać i wyrusza, by
sprowadzić królową do domu. Na swojej drodze spotyka
fantastycznych przyjaciół, którzy bez wahania skoczyliby za nią w lód
(ogień to niezbyt szczęśliwe słowo w tym kontekście). Anna mogła
zapłacić za to wszystko największą cenę, ale Elza w porę się obudziła.
Tak w skrócie wygląda fabuła filmu, choć zakładam, że jestem jedną z
nielicznych osób, które do czasu seansu nie miały o niej zielonego
pojęcia. ;)
Myślę, że śmiało, można wysnuć wniosek, iż Kraina lodu walczy ze
schematami i je po prostu idealnie łamie. Najlepiej widać to na trzech
przykładach:
1. Bohaterki to silne, radzące sobie kobiety.
2. Książę okazuje się kompletnym dupkiem.
3. Pokazuje potęgę nieromantycznej miłości.
Już tłumaczę, o co mi dokładnie chodzi. Z czym kojarzą nam się
księżniczki Disneya? Z małymi kobietkami, które potrzebują Pana
Księcia, by rozwiązywał ich problemy i zwyczajnie był. Bez niego ich
życie byłoby nijakie i tylko do tego sprowadzają swoją rolę. W
Krainie lodu na pierwszym planie widzimy księżniczki, dla których
najważniejsza jest wzajemna troska, które radzą sobie w kryzysowych
sytuacjach i których życie nie sprowadza się do znalezienia księcia
(ostatecznie, bo na początku Anna zachowuje się jak więzień
wypuszczony na wolność). A jaki jest książę według Disneya?
Rycerski, oddany ukochanej, gotowy do największych poświęceń w
imię miłości. Jaki jest Hans? Wrażliwy, zabawny, bezgranicznie
oddany manipulator pragnący władzy, który prawie osiąga swój cel.
Trochę mało zgodny z ideałem, prawda? Jednak najbardziej podoba
mi się przesłanie Krainy lodu. Tylko wielka miłość może rozmrozić
zamrożone serce. Ale nie ta, do której przyzwyczaił nas Disney - od
pierwszego wejrzenia i do grobowej deski. Tu prawdziwą miłością
jest ta siostrzana relacja, więź, której nie był w stanie pokonać lód,
chłód i śnieg. I to jest chyba w tym wszystkim najpiękniejsze.
Największym atutem produkcji są bez wątpienia świetnie napisane
postacie. Prawdziwe, niejednoznaczne, odzwierciedlające każdego z
nas. W jakimś sensie to jest film terapeutyczny (nie wiem, czy istnieje
coś takiego, ale do mnie zwyczajnie właśnie tak trafił). Pokazujący
różne oblicza ludzi, odmienne charaktery, wewnętrzne sprzeczności.
Jestem zachwycona.
Jak wspominałam wyżej, ciekawym zabiegiem było umieszczenie
Hanka jako takiego wilka w owczej skórze. Bardzo niebezpieczny,
mający okrutne zamiary, krok po kroku realizujący swój chory plan, a
przy tym miły i czarujący. Bez trudu kradnący serce Anny, która
jakby nie było, jest bardzo łatwym celem (po latach izolacji). Podoba
mi się, że mimo wyrządzenia tak wielu szkód, ostatecznie przegrał i
został unicestwiony. Plus dla twórców za zerwanie z wizerunkiem
księcia - rycerza na białym koniu.
Lód odgrywa ogromną rolę w tym filmie. Kraina lodu, czyli Arendelle
staje się taką przez emocje swojej nowej władczyni. Elza w
dzieciństwie poraniła swoją siostrę, dlatego postanowiono odizolować
od siebie dziewczynki i ukryć księżniczkę tak, by nikt nie dowiedział
się o jej magicznych zdolnościach. Dla niej skutkuje to swego rodzaju
zamrożeniem. Najlepiej jest nie okazywać żadnych uczuć, chronić
Annę i zupełnie zapomnieć o sobie. Żyć jak w więzieniu,
emocjonalnej pułapce, z której nie ma dobrego wyjścia. Dopiero
miłość siostry i wizja jej utraty skłoniły Elzę do głębokiej przemiany.
Nie ma sensu żyć w ciągłym strachu. To, co się miało stać i tak się już
wydarzyło. Siostrom na szczęście udało się odbudować łączącą je
kiedyś więź.
Skoro już o tej więzi mowa... Nie ukrywam, że dla mnie
najpiękniejszą relacją jest ta łącząca Annę, Olafa, Swena i Kristofa,
ale to wątek Elzy i jej siostry pokazuje prawdziwą potęgę miłości. Tej
prawdziwej, łamiącej wszystko, otwierającej serca, topiącej lody.
Taka jest miłość między siostrami. Cokolwiek się dzieje, zawsze
mogą na siebie liczyć, poświęcić się, a nawet oddać życie za tą drugą.
Bardzo wzruszający i ważny przekaz dotyczący relacji między
rodzeństwem.
Kraina lodu to poradnik pt. Jak być dobrym przyjacielem. Na tym
polu na szczególne wyróżnienie zasługują Olaf i Kristoff. Obaj w
zasadzie dla nieznanej sobie dziewczyny decydują się rzucić wszystko
i zaryzykować życie, by jej pomóc. W trakcie wspólnej wędrówki
wytwarza się między nimi więź, której nic nie jest w stanie zburzyć.
Kristoff jest dostawcą lodu, który kumpluje się z uroczymi trollami.
Poszukuje prawdziwej miłości i udowadnia, że może ona przyjść
bardzo niespodziewanie. Z Anną łączy go relacja wyjątkowa i piękna.
Może z potencjałem na coś bardzo poważnego. Jednak dla mnie ten
duet to póki co związek bardzo przyjacielski. Olaf natomiast jest
błyskotliwym bałwankiem ulepionym przez Elzę, marzącym o
wiośnie (chyba nie do końca łapie kim jest :D) i bez zastanowienia
podążającym za Anną, Swenem i Kristoffem. Z narażeniem życia
usiłuje pomagać swym towarzyszom. Kwintesencją tej postaci jest
zdanie: Dla niektórych warto się roztopić. Czyli poświęcić siebie dla
czyjegoś dobra. Olaf to moja ulubiona postać w Krainie lodu. Na
szczęście ocieplenie nie grozi mu roztopieniem, bo ma swój własny
niż skandynawski. :D
Moje serce absolutnie podbiła Anna. I może dlatego jakoś nie bardzo
mogę zrozumieć fenomen Elzy. Nie wiem, czy to dlatego, że było jej
więcej, że była niejako główną bohaterką tej historii, ale było w niej
coś, co sprawiało, że wzbudzała sympatię. Przebojowa, radosna,
dowcipna, chaotyczna, ufna i waleczna. Została praktycznie sama, bez
wspomnień, bez nikogo. Nie rozumiała, dlaczego tak jest, co się
wokół niej dzieje. Jednak bez wahania ruszyła na pomoc siostrze, gdy
ta uciekła ze strachu o nią. Mimo oziębienia stosunków chciała ją
uratować. Przebojowość Anny jest bez wątpienia jednym z
największych atutów tej produkcji. Obok Olafa to moja ulubiona
postać.
Film wzbudza niesamowite emocje. Aż wylewają się przez ekran. W
muzyce, w dialogach, w obrazie. Cały jest emocją uderzającą w
zakamarki duszy. Być może po prostu trafił u mnie na taki czas, że
tak, a nie inaczej go odebrałam. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek
machała rękami i krzyczała do ekranu: dupek! Dupek! Zabić go!.
Albo biegnij, człowieku, biegnij. Szybciej! Szybciej! Łzy same leciały
mi na scenach z Olafem lub skałami. O ratowaniu Anny przez Elzę
nie wspomnę. Jestem ciekawa czy tylko ja tak miałam. :D
Ogromną rolę w Krainie lodu odgrywają piosenki. Ich teksty idealnie
oddają uczucia bohaterów, pozwalają wejść głębiej. Na mnie
największe wrażenie zrobiła Elza i ,,Mam tę moc". Chyba najbardziej
emocjonalny utwór w całym filmie. Konkurować z nim może tylko
Anna i ,,Ulepimy dziś bałwana" oraz ,,Pamięć". Bywały zabawne
utwory, a także przerywniki, które nie dawały za dużo i mogły być
przez twórców rozumiane jako żart dla rozluźnienia atmosfery.
Nie mam żadnych zastrzeżeń do grafiki i tych wszystkich
technicznych spraw. No może tradycyjnie poza ,,simsowym"
wyglądem postaci, ale jakoś wyjątkowo mi to nie przeszkadzało.
Krajobrazy, magia bijąca z ekranu i fantastyczna muzyka zrobiły
swoje. Jeśli chodzi o polski dubbing, to aktorzy sprawdzili się
idealnie. Usłyszałam kilka znanych mi głosów, a także takie, których
nie miałam okazji poznać wcześniej. Czesław Mozil jako bałwanek
Olaf po prostu skradł całe show.
Ja jestem zachwycona i oczarowana Krainą Lodu. Polecam ten film
każdemu, kto w oglądanych przez siebie produkcjach szuka humoru,
wzruszeń i świetnego przesłania. Chyba nawet skuszę się na
wszystkie dodatkowe tytuły związane z Krainą lodu. Przygoda Olafa
brzmi nad wyraz intrygująco. :D
Ocena: 5/5
Komentarze
Prześlij komentarz