Pozostajemy w kręgu Awatara.
Gatunek: serial animowany, fantastyczny
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Reżyseria: Joaquim Dos Santas, Ki Hyun Ryu
Scenariusz: Michael Dante DiMartino, Bryan Konietzko
Liczba epizodów: 12
Produkcja: Nickelodeon Animation Studio
Zachwycona przygodami Gangu Aanga w końcu sięgnęłam po kontynuację tej wspaniałej
produkcji. Do Legendy Korry podeszłam bez emocji - nie nastawiałam się ani na wielkie
arcydzieło ani na kompletną klapę. Jako że każdy sezon serialu jest odrębną historią,
zdecydowałam się recenzować każdą serię oddzielnie. Skoro kwestie formalne zostały
wyjaśnione, przechodzę do sedna... ;)
Przez wszystkie odcinki sezonu ciężko mi było znaleźć jeden konkretny motyw
przewodni, który prowadziłby nas od początku do końca. Coś, czemu można kibicować, iść
razem z bohaterami. Myślałam, że takim wątkiem głównym będzie dojrzewanie Korry do roli
jaka została jej wyznaczona. Bohaterka oczywiście cieszy się swoją funkcją, ale nie do końca
rozumie wagę jej sprawowania. W dalszej części wyjaśnię o co mi dokładnie chodzi. Chociaż
może da się określić to jako motyw przewodni, ale ja tego nie odczułam. Innym wątkiem,
który mógł zakwalifikować się jako ten główny był problem równości czy raczej jej braku w
społeczeństwie. To też nie do końca zostało przemyślane.
Legenda Korry rozpoczyna się 70 lat po wydarzeniach, które obserwowaliśmy w Legendzie
Aanga. Świat zmienił się niemal całkowicie. Praktycznie jest podobny do tego, w którym
żyjemy obecnie. Media, które mają ogromny wpływ na wydarzenia, konferencje prasowe,
aparaty, technologia. I to był bardzo dobry ruch ze strony twórców. Pozwolił on ukazać
funkcję awatara w zupełnie innym świetle - bardziej reprezentacyjnym i politycznym.
Chociaż fantastycznych scen walki nie brakuje. Problemem jest jednak równowaga, której
Korra nie ma. Ona nie nauczyła się jeszcze, że jej zadanie nie polega jedynie na bójkach ze
złymi facetami.
Bohaterowie 1 sezonu Legendy Korry są napisani dość nierówno. Niektórych
naprawdę da się polubić, innych nie mamy szansy poznać tak jak powinniśmy. Dość ciężko było
zżyć się z większością postaci, ale z pewnymi wyjątkami jakoś się udało. ;) Myślę, że
największą wadą tej produkcji jest mała liczba odcinków. Twórcy gonią, jakby startowali w
konkursie ,,ile wydarzeń da się upchnąć w 12 krótkich epizodach“. Dlatego ciężko jest jakoś
poznać tych bohaterów. Są trochę nijacy, płytcy. Oczywiście niektórzy.
Ulubione postacie:
Tenzin - bez wątpienia mój numer 1 w serii. Może to mylne skojarzenie, ale przypomina
nieco stryja Iroh z Legendy Aanga. Opanowany, spokojny, służący radą. Jest synem Katary i
Aanga, nauczycielem, który ma pomóc Korze w opanowaniu żywiołu powietrza. Na pewno
sporo cech charakteru odziedziczył po swojej matce. Jest nerwowy, nie lubi sprzeciwu,
chciałby by wszyscy go słuchali. Przy tym nie jest tak wkurzający jak Katara. :D Tenzin
niewątpliwie jest dobrym nauczycielem, ale nie do końca potrafi dotrzeć do Korry, pomóc jej
się odblokować. Z czasem jednak oboje uczą się współpracy, która mimo wszystko kończy
się sukcesem. Tenzina można też polubić za jego cudowną rodzinkę. Pod koniec serii ma już
czwóreczkę dzieci, a jego żona pragnie, by choć jedno z nich było normalne. Przy takim
rodzeństwie raczej nie ma szans. ;)
Lin - zimna i surowa szefowa policji Miasta Republiki, mag metalu. Córka Toph Beifong.
Postać bardzo ciekawa, chwilami niejdnoznaczna. Całe swoje życie poświęciła pracy i
służbie. Nie bawi się w tanie sentymenty. Bez ogródek mówi co myśli. Nie ugina się nawet, a
może zwłaszcza przed awatarem. Ciekawym i mam nadzieję rozwiniętym w kolejnych
sezonach aspektem przeszłości Lin jest jej relacja z matką oraz historia z Tenzinem. Wspólna
historia nie przeszkadza jednak tej dwójce we współpracy i przyjaźni. Lin udowadnia to pod
koniec serii ratując rodzinę Tenzina.
Asami - pierwsza z postaci Gangu, nie no, Ekipy Korry (więcej o tym poniżej), która jest
warta uwagi. Może poza samą awatar. Córka bogatego ojca, ale nie będąca pustą lalunią.
Dołączyła do Korry niemal z przymusu poprzez swoją relację z Mako. Same bohaterki raczej
rzadko wchodziły w interakcje. Mam nadzieję, że zmieni się to wtedy kiedy główną osią ich
relacji przestanie być pewien... dupek. Tak, Mako to przykład klasycznego dupka i miło, że
twórcy serialu animowanego w końcu postawili na realizm. Niech się dzieciarnia uczy. :D Ja
mam jakąś alergię na tą postać. I nawet głos Leszka Zdunia nie pomaga. O dubbingu później.
Wracając do Asami. Podoba mi się ta postać, bo jakoś wyróżnia się na tle braci, ma swoją
historię, pokazuje siebie i swój charakter. W każdym razie mogę powiedzieć o niej więcej niż
o Mako czy Bolinie. Na pewno ma silną osobowość i kręgosłup moralny. Nie wahała się
stanąć po właściwej stronie, sprzeciwiając się tym samym ojcu. Mimo wszystko jest jednak
słodką i wrażliwą dziewczyną, gotową do pomocy. Zakochaną w niewłaściwym facecie,
niestety.
Bez owijania w bawełnę - antagonista to dużo szumu o wielkie nic. Twórcy kompletnie
zmarnowali potencjał Amona. Zaczęło się świetnie, a potem niestety poszło w znajomym i
oklepanym kierunku. Na plus na pewno jest fakt, że Amona nie można porównać do
antagonistów z Legendy Aanga. To dobrze i źle. Twórcom niech będą dzięki, że nie jest to
drugi Ozai, ale skomplikowania Azuli jednak tu zabrakło. Początek, jak zwykle bywa, był
fantastyczny. Poznajemy człowieka, który działa w podziemiu, ale nie unika konfrontacji.
Stoi za nim idea, ma cel, o coś mu chodzi. Zauważa problem, zdobywa rzesze naśladowców,
tworzy plan na nową rzeczywistość, dociera do mas - jest skutecznym demagogiem.
Słuchając go ciężko się z jego wizją nie zgodzić. Etap sukcesów Amona, jego walki o
równość udał się twórcom. On i jego armia w zasadzie bez większego trudu opanowuje całe
Miasto Republiki. Tutaj kończy się to co dobre, bo moim zdaniem w tej historii działo się za
dużo. Za dużo zostało wepchnięte w ten wątek. Walka o równość, wrażliwość na ,,odmienną“
część społeczeństwa była niezłą motywacją. Umiejętność odbierania magom zdolności
również, ale co za dużo to niezdrowo. Robienie z Amona rzadkiego maga, dopisywanie mu
historii rodzinnej, która rzekomo go uksztatowała na człowieka pragnącego równości może i
byłoby dobre gdyby nie zostało przedstawione w biegu w jednym odcinku. Koniec tego
antagonisty też nie był jakiś wspaniały. Uciekł sobie z bratem, który jest jedną z najbardziej
wkurzających postaci w sezonie i ginie w końcu z jego rąk. Obaj giną, więc na szczęście nie
zobaczymy już Tarlokka.
Ciekawym aspektem przeniesienia wydarzeń do bardziej współczesnych czasów jest też
próba zdefiniowania roli Awatara w innej rzeczywistości. Przed każdym Awatarem stoi jakieś
zadanie do wykonania. Elementem wspólnym dla każdej osoby ,,sprawującej” tą funkcję jest
walka. W przypadku Aanga była to walka o pokój. Korra zaś walczy o jego utrzymanie.
Wbrew pozorom jej poprzednik miał znacznie prostsze zadanie. Upraszczając sytuację
Aanga: wiedział z kim walczy i o co, wiedział gdzie jest dobro a gdzie zło. Korra nie ma tego
komfortu. Awatar na współczesne czasy jawi się bardziej jako dyplomata i polityk niż mag.
Utrzymanie pokoju jest trudniejsze niż jego wywalczenie. Awatar nie wie, nie może mieć
pewności czy opowie się po właściwej stronie, czy bardziej nie zaszkodzi. Czekają go
znaczenie bardziej złożone zadania i skomplikowane, niejsane sytuacje. Korra jest narwana,
agresywna i bardzo chce walczyć. Jednak w czasach spokoju nie tylko tego się od niej
oczekuje. Czekam na rozwój tego aspektu jej działalności w kolejnych seriach.
Problemem głównym serii, dla normalnych widzów, którzy wątek rodem z Mody na sukces
uznali za swego rodzaju zapychacz (mam nadzieję, że nikogo nie obrażam), była równość.
Temat bardzo ważny chyba dla każdego społeczeństwa niezależnie od czasów w jakich
przyszło mu żyć. W Legendzie Korry mamy dwa obozy – magowie i nie magowie. Ci pierwsi
jakby nie widzą problemu, uważają, że magia jest dobra. Ci drudzy natomiast winią ją za
wszystko. Tutaj być może można prowadzić spór na zasadzie co było najpierw: Amon i
jego ideologia czy niezadowoleni ludzie tworzący pewną niszę, którą Amon
zagospodarował stopniowo poszerzając elektorat. Niezależnie od odpowiedzi na to
pytanie, problem był. Wspomnienia wojny u niektórych zapewne też, może nawet
pielęgnowane w kolejnych pokoleniach. Awatar radzący sobie z roszczeniami
równościowców, ludzie tracący swoje umiejętności, generalny chaos i próba wyjścia z niego,
chęć powstrzymania kolejnej wojny – to mogłoby być ciekawe. Niestety poszło w złym
kierunku. Twórcy przedobrzyli z Amonem, jego historią i rzadkim darem. Szkoda, bo
zaczynało się dobrze.
Eh, gdzie ekipie Korry do Gangu Aanga? Wiem, że wszystko co napisałam sprowadza się do
jednego zarzutu: za mało czasu, za dużo hałasu. Po prostu. Bolin, Mako, Asami i Korra
zostali stworzeni jako drużyna Awatara na szybko, nieco na siłę, nie mieli za wiele
wspólnych chwil, przygód, w których mogliby się sprawdzić i poznać. Ciężko jest mi w
ogóle powiedzieć jacy ci ludzie są. Bolin jest w jakiś sensie stworzony na obraz Sokki.
Tylko, że Sokka miał coś więcej, niż tylko mało zabawne poczucie humoru. Bolin tego co by
do niego ,,przyciągało” nie ma. Wychował się z bratem na ulicy, próbuje być zabawny,
podrywa Korrę i tyle. Trochę mało jak na jednego z głównych bohaterów. Z Mako jest taki
sam problem. Tak, stracił rodziców, zajmował się bratem, żyje w trójkącie i jest magiem
ognia. Trochę jakby połączenie Zuko i Katary. I to najbardziej ogólnie jak tylko się da. Ale ja
jestem do niego uprzedzona, więc może dlatego oceniam w ten sposób. O Asami już pisałam.
Teraz truskawka na torcie – główna bohaterka. Korra jest… trudna. Łatwo ją polubić, ale i
znienawidzić. Nie należy do mojego top 3, ale lubię tą bohaterkę. Bywa irytująca, co czyni ją
ludzką. Jaka jest Korra? Na pewno inna niż Aang i to się chwali. Ona reprezentuje postawę
,,Jestem awatarem i co mi zrobisz?”. Jest narwana, agresywna, działa, nie zastanawia się nad
konsekwencjami. Na pewno potrzebuje czasu by dojrzeć do swojej roli, zrozumieć pewne
sprawy, ale idzie jej dobrze. Można powiedzieć, że jest lekko postrzelona pozytywnie.
Przynajmniej ja tak ją odbieram.
Najważniejszym wątkiem serii wcale nie byli równościowcy, rewolucja Amona, dojrzewanie
Korry, nic z tych rzeczy. To było tylko tło. Prawdziwym paliwem tego serialu był trójkąt
Mako z Korrą i Asami. I ta niepewność, którą wybierze, której uda się zdobyć jego serce.
Przecież jest o co walczyć. Ten facet to ideał… Szukając pozytywów w tym wątku doszłam w
końcu do wniosku, że przynajmniej raz twórcy serialu skierowanego do dzieci i młodzieży
pokazali prawdziwy obraz faceta, który bawi się uczuciami innych. Który nazywając rzeczy
po imieniu jest dupkiem. Zakochał się w Asami, zakochał się w Korze, albo odwrotnie.
Kto go tam wie…Wyznając miłość Korze zapomniał chyba, że ma dziewczynę, bo w sumie
ten fakt jest mało istotny. Wzór cnót. Mam szczerą nadzieję, że i Korra i Asami kopną go w
tyłek i ta miłosna drama się skończy. Dla mnie ten wątek jest irytującym do granic
możliwości zapychaczem. Wydaje mi się, że w Legendzie Aanga podobne historie nie
były aż tak eksponowane.
Jednymi z przyjemniejszych momentów 1 sezonu Legendy Korry były występy Gangu
Aanga. Nawet uważam, że powinno być ich więcej. Miło zobaczyć staruszkę Katarę, Aanga i
Sokkę w wizjach Korry. Dzieci dawnych bohaterów i śledzenie ich losów również było
świetnym posunięciem. Chciałabym zobaczyć tego więcej w kolejnych sezonach.
Ogólnie ciężko jest odejść od Legendy Aanga oceniając czy analizując Legendę Korry. Jakby
nie patrzeć to jest kontynuacja i chyba należy odnosić do poprzednich serii.
Podsumowując, uważam że Legenda Korry nie została dopracowana i dopieszczona w
każdym calu tak jak to było przy poprzedniej produkcji. Moim największym zarzutem jest to,
że zrealizowano tylko 12 odcinków. Jak na rozgrywające się wydarzenia to mało. Dlatego z
wieloma wątkami nie zdążono, inne zostały przedobrzone. Dużo krytykowałam, ale wiele
zabiegów, które zastosowali twórcy bardzo mi się podobały. Ogólnie chodzi o klimat serii. Już
jej początek wskazuje na to, że będzie ostro i mroczno. Bardziej poważnie. Udało się, poza tą
dramą miłosną oczywiście.
Ocena: 4/5
Gatunek: serial animowany, fantastyczny
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Reżyseria: Joaquim Dos Santas, Ki Hyun Ryu
Scenariusz: Michael Dante DiMartino, Bryan Konietzko
Liczba epizodów: 12
Produkcja: Nickelodeon Animation Studio
Zachwycona przygodami Gangu Aanga w końcu sięgnęłam po kontynuację tej wspaniałej
produkcji. Do Legendy Korry podeszłam bez emocji - nie nastawiałam się ani na wielkie
arcydzieło ani na kompletną klapę. Jako że każdy sezon serialu jest odrębną historią,
zdecydowałam się recenzować każdą serię oddzielnie. Skoro kwestie formalne zostały
wyjaśnione, przechodzę do sedna... ;)
Przez wszystkie odcinki sezonu ciężko mi było znaleźć jeden konkretny motyw
przewodni, który prowadziłby nas od początku do końca. Coś, czemu można kibicować, iść
razem z bohaterami. Myślałam, że takim wątkiem głównym będzie dojrzewanie Korry do roli
jaka została jej wyznaczona. Bohaterka oczywiście cieszy się swoją funkcją, ale nie do końca
rozumie wagę jej sprawowania. W dalszej części wyjaśnię o co mi dokładnie chodzi. Chociaż
może da się określić to jako motyw przewodni, ale ja tego nie odczułam. Innym wątkiem,
który mógł zakwalifikować się jako ten główny był problem równości czy raczej jej braku w
społeczeństwie. To też nie do końca zostało przemyślane.
Legenda Korry rozpoczyna się 70 lat po wydarzeniach, które obserwowaliśmy w Legendzie
Aanga. Świat zmienił się niemal całkowicie. Praktycznie jest podobny do tego, w którym
żyjemy obecnie. Media, które mają ogromny wpływ na wydarzenia, konferencje prasowe,
aparaty, technologia. I to był bardzo dobry ruch ze strony twórców. Pozwolił on ukazać
funkcję awatara w zupełnie innym świetle - bardziej reprezentacyjnym i politycznym.
Chociaż fantastycznych scen walki nie brakuje. Problemem jest jednak równowaga, której
Korra nie ma. Ona nie nauczyła się jeszcze, że jej zadanie nie polega jedynie na bójkach ze
złymi facetami.
Bohaterowie 1 sezonu Legendy Korry są napisani dość nierówno. Niektórych
naprawdę da się polubić, innych nie mamy szansy poznać tak jak powinniśmy. Dość ciężko było
zżyć się z większością postaci, ale z pewnymi wyjątkami jakoś się udało. ;) Myślę, że
największą wadą tej produkcji jest mała liczba odcinków. Twórcy gonią, jakby startowali w
konkursie ,,ile wydarzeń da się upchnąć w 12 krótkich epizodach“. Dlatego ciężko jest jakoś
poznać tych bohaterów. Są trochę nijacy, płytcy. Oczywiście niektórzy.
Ulubione postacie:
Tenzin - bez wątpienia mój numer 1 w serii. Może to mylne skojarzenie, ale przypomina
nieco stryja Iroh z Legendy Aanga. Opanowany, spokojny, służący radą. Jest synem Katary i
Aanga, nauczycielem, który ma pomóc Korze w opanowaniu żywiołu powietrza. Na pewno
sporo cech charakteru odziedziczył po swojej matce. Jest nerwowy, nie lubi sprzeciwu,
chciałby by wszyscy go słuchali. Przy tym nie jest tak wkurzający jak Katara. :D Tenzin
niewątpliwie jest dobrym nauczycielem, ale nie do końca potrafi dotrzeć do Korry, pomóc jej
się odblokować. Z czasem jednak oboje uczą się współpracy, która mimo wszystko kończy
się sukcesem. Tenzina można też polubić za jego cudowną rodzinkę. Pod koniec serii ma już
czwóreczkę dzieci, a jego żona pragnie, by choć jedno z nich było normalne. Przy takim
rodzeństwie raczej nie ma szans. ;)
Lin - zimna i surowa szefowa policji Miasta Republiki, mag metalu. Córka Toph Beifong.
Postać bardzo ciekawa, chwilami niejdnoznaczna. Całe swoje życie poświęciła pracy i
służbie. Nie bawi się w tanie sentymenty. Bez ogródek mówi co myśli. Nie ugina się nawet, a
może zwłaszcza przed awatarem. Ciekawym i mam nadzieję rozwiniętym w kolejnych
sezonach aspektem przeszłości Lin jest jej relacja z matką oraz historia z Tenzinem. Wspólna
historia nie przeszkadza jednak tej dwójce we współpracy i przyjaźni. Lin udowadnia to pod
koniec serii ratując rodzinę Tenzina.
Asami - pierwsza z postaci Gangu, nie no, Ekipy Korry (więcej o tym poniżej), która jest
warta uwagi. Może poza samą awatar. Córka bogatego ojca, ale nie będąca pustą lalunią.
Dołączyła do Korry niemal z przymusu poprzez swoją relację z Mako. Same bohaterki raczej
rzadko wchodziły w interakcje. Mam nadzieję, że zmieni się to wtedy kiedy główną osią ich
relacji przestanie być pewien... dupek. Tak, Mako to przykład klasycznego dupka i miło, że
twórcy serialu animowanego w końcu postawili na realizm. Niech się dzieciarnia uczy. :D Ja
mam jakąś alergię na tą postać. I nawet głos Leszka Zdunia nie pomaga. O dubbingu później.
Wracając do Asami. Podoba mi się ta postać, bo jakoś wyróżnia się na tle braci, ma swoją
historię, pokazuje siebie i swój charakter. W każdym razie mogę powiedzieć o niej więcej niż
o Mako czy Bolinie. Na pewno ma silną osobowość i kręgosłup moralny. Nie wahała się
stanąć po właściwej stronie, sprzeciwiając się tym samym ojcu. Mimo wszystko jest jednak
słodką i wrażliwą dziewczyną, gotową do pomocy. Zakochaną w niewłaściwym facecie,
niestety.
Bez owijania w bawełnę - antagonista to dużo szumu o wielkie nic. Twórcy kompletnie
zmarnowali potencjał Amona. Zaczęło się świetnie, a potem niestety poszło w znajomym i
oklepanym kierunku. Na plus na pewno jest fakt, że Amona nie można porównać do
antagonistów z Legendy Aanga. To dobrze i źle. Twórcom niech będą dzięki, że nie jest to
drugi Ozai, ale skomplikowania Azuli jednak tu zabrakło. Początek, jak zwykle bywa, był
fantastyczny. Poznajemy człowieka, który działa w podziemiu, ale nie unika konfrontacji.
Stoi za nim idea, ma cel, o coś mu chodzi. Zauważa problem, zdobywa rzesze naśladowców,
tworzy plan na nową rzeczywistość, dociera do mas - jest skutecznym demagogiem.
Słuchając go ciężko się z jego wizją nie zgodzić. Etap sukcesów Amona, jego walki o
równość udał się twórcom. On i jego armia w zasadzie bez większego trudu opanowuje całe
Miasto Republiki. Tutaj kończy się to co dobre, bo moim zdaniem w tej historii działo się za
dużo. Za dużo zostało wepchnięte w ten wątek. Walka o równość, wrażliwość na ,,odmienną“
część społeczeństwa była niezłą motywacją. Umiejętność odbierania magom zdolności
również, ale co za dużo to niezdrowo. Robienie z Amona rzadkiego maga, dopisywanie mu
historii rodzinnej, która rzekomo go uksztatowała na człowieka pragnącego równości może i
byłoby dobre gdyby nie zostało przedstawione w biegu w jednym odcinku. Koniec tego
antagonisty też nie był jakiś wspaniały. Uciekł sobie z bratem, który jest jedną z najbardziej
wkurzających postaci w sezonie i ginie w końcu z jego rąk. Obaj giną, więc na szczęście nie
zobaczymy już Tarlokka.
Ciekawym aspektem przeniesienia wydarzeń do bardziej współczesnych czasów jest też
próba zdefiniowania roli Awatara w innej rzeczywistości. Przed każdym Awatarem stoi jakieś
zadanie do wykonania. Elementem wspólnym dla każdej osoby ,,sprawującej” tą funkcję jest
walka. W przypadku Aanga była to walka o pokój. Korra zaś walczy o jego utrzymanie.
Wbrew pozorom jej poprzednik miał znacznie prostsze zadanie. Upraszczając sytuację
Aanga: wiedział z kim walczy i o co, wiedział gdzie jest dobro a gdzie zło. Korra nie ma tego
komfortu. Awatar na współczesne czasy jawi się bardziej jako dyplomata i polityk niż mag.
Utrzymanie pokoju jest trudniejsze niż jego wywalczenie. Awatar nie wie, nie może mieć
pewności czy opowie się po właściwej stronie, czy bardziej nie zaszkodzi. Czekają go
znaczenie bardziej złożone zadania i skomplikowane, niejsane sytuacje. Korra jest narwana,
agresywna i bardzo chce walczyć. Jednak w czasach spokoju nie tylko tego się od niej
oczekuje. Czekam na rozwój tego aspektu jej działalności w kolejnych seriach.
Problemem głównym serii, dla normalnych widzów, którzy wątek rodem z Mody na sukces
uznali za swego rodzaju zapychacz (mam nadzieję, że nikogo nie obrażam), była równość.
Temat bardzo ważny chyba dla każdego społeczeństwa niezależnie od czasów w jakich
przyszło mu żyć. W Legendzie Korry mamy dwa obozy – magowie i nie magowie. Ci pierwsi
jakby nie widzą problemu, uważają, że magia jest dobra. Ci drudzy natomiast winią ją za
wszystko. Tutaj być może można prowadzić spór na zasadzie co było najpierw: Amon i
jego ideologia czy niezadowoleni ludzie tworzący pewną niszę, którą Amon
zagospodarował stopniowo poszerzając elektorat. Niezależnie od odpowiedzi na to
pytanie, problem był. Wspomnienia wojny u niektórych zapewne też, może nawet
pielęgnowane w kolejnych pokoleniach. Awatar radzący sobie z roszczeniami
równościowców, ludzie tracący swoje umiejętności, generalny chaos i próba wyjścia z niego,
chęć powstrzymania kolejnej wojny – to mogłoby być ciekawe. Niestety poszło w złym
kierunku. Twórcy przedobrzyli z Amonem, jego historią i rzadkim darem. Szkoda, bo
zaczynało się dobrze.
Eh, gdzie ekipie Korry do Gangu Aanga? Wiem, że wszystko co napisałam sprowadza się do
jednego zarzutu: za mało czasu, za dużo hałasu. Po prostu. Bolin, Mako, Asami i Korra
zostali stworzeni jako drużyna Awatara na szybko, nieco na siłę, nie mieli za wiele
wspólnych chwil, przygód, w których mogliby się sprawdzić i poznać. Ciężko jest mi w
ogóle powiedzieć jacy ci ludzie są. Bolin jest w jakiś sensie stworzony na obraz Sokki.
Tylko, że Sokka miał coś więcej, niż tylko mało zabawne poczucie humoru. Bolin tego co by
do niego ,,przyciągało” nie ma. Wychował się z bratem na ulicy, próbuje być zabawny,
podrywa Korrę i tyle. Trochę mało jak na jednego z głównych bohaterów. Z Mako jest taki
sam problem. Tak, stracił rodziców, zajmował się bratem, żyje w trójkącie i jest magiem
ognia. Trochę jakby połączenie Zuko i Katary. I to najbardziej ogólnie jak tylko się da. Ale ja
jestem do niego uprzedzona, więc może dlatego oceniam w ten sposób. O Asami już pisałam.
Teraz truskawka na torcie – główna bohaterka. Korra jest… trudna. Łatwo ją polubić, ale i
znienawidzić. Nie należy do mojego top 3, ale lubię tą bohaterkę. Bywa irytująca, co czyni ją
ludzką. Jaka jest Korra? Na pewno inna niż Aang i to się chwali. Ona reprezentuje postawę
,,Jestem awatarem i co mi zrobisz?”. Jest narwana, agresywna, działa, nie zastanawia się nad
konsekwencjami. Na pewno potrzebuje czasu by dojrzeć do swojej roli, zrozumieć pewne
sprawy, ale idzie jej dobrze. Można powiedzieć, że jest lekko postrzelona pozytywnie.
Przynajmniej ja tak ją odbieram.
Najważniejszym wątkiem serii wcale nie byli równościowcy, rewolucja Amona, dojrzewanie
Korry, nic z tych rzeczy. To było tylko tło. Prawdziwym paliwem tego serialu był trójkąt
Mako z Korrą i Asami. I ta niepewność, którą wybierze, której uda się zdobyć jego serce.
Przecież jest o co walczyć. Ten facet to ideał… Szukając pozytywów w tym wątku doszłam w
końcu do wniosku, że przynajmniej raz twórcy serialu skierowanego do dzieci i młodzieży
pokazali prawdziwy obraz faceta, który bawi się uczuciami innych. Który nazywając rzeczy
po imieniu jest dupkiem. Zakochał się w Asami, zakochał się w Korze, albo odwrotnie.
Kto go tam wie…Wyznając miłość Korze zapomniał chyba, że ma dziewczynę, bo w sumie
ten fakt jest mało istotny. Wzór cnót. Mam szczerą nadzieję, że i Korra i Asami kopną go w
tyłek i ta miłosna drama się skończy. Dla mnie ten wątek jest irytującym do granic
możliwości zapychaczem. Wydaje mi się, że w Legendzie Aanga podobne historie nie
były aż tak eksponowane.
Jednymi z przyjemniejszych momentów 1 sezonu Legendy Korry były występy Gangu
Aanga. Nawet uważam, że powinno być ich więcej. Miło zobaczyć staruszkę Katarę, Aanga i
Sokkę w wizjach Korry. Dzieci dawnych bohaterów i śledzenie ich losów również było
świetnym posunięciem. Chciałabym zobaczyć tego więcej w kolejnych sezonach.
Ogólnie ciężko jest odejść od Legendy Aanga oceniając czy analizując Legendę Korry. Jakby
nie patrzeć to jest kontynuacja i chyba należy odnosić do poprzednich serii.
Podsumowując, uważam że Legenda Korry nie została dopracowana i dopieszczona w
każdym calu tak jak to było przy poprzedniej produkcji. Moim największym zarzutem jest to,
że zrealizowano tylko 12 odcinków. Jak na rozgrywające się wydarzenia to mało. Dlatego z
wieloma wątkami nie zdążono, inne zostały przedobrzone. Dużo krytykowałam, ale wiele
zabiegów, które zastosowali twórcy bardzo mi się podobały. Ogólnie chodzi o klimat serii. Już
jej początek wskazuje na to, że będzie ostro i mroczno. Bardziej poważnie. Udało się, poza tą
dramą miłosną oczywiście.
Ocena: 4/5
Komentarze
Prześlij komentarz