Gatunek: serial animowany, fantastyczny
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Oryginalny język: angielski
Twórcy: Michael Dante DiMartino i Bryan Konietzko
Liczba odcinków: 52
Liczba serii: 4
Produkcja: Nickelodeon Animation Studio
Awatar. Legenda Korry jest kontynuacją Awatara. Legendy Aanga. Rzadko która
produkcja tego rodzaju dorównuje oryginałowi. Kiedyś na pewno napiszę tekst
porównawczy obu seriali, ale dziś skupię się tylko na recenzji Korry. Dodam tylko,
że nie wyobrażałam sobie nie obejrzeć tych kolejnych odcinków ze świata awatara. O
czym jest Legenda Korry? W wielkim skrócie jest to serial o równowadze - tej
zewnętrznej (na świecie), jak i wewnętrznej (u poszczególnych postaci), dążeniu do
celu oraz odkrywaniu siebie.
Dość szczegółowo opisywałam wszystko w recenzjach poszczególnych sezonów,
dlatego teraz pozwolę sobie na ogólne podsumowanie.
Przyznam, że miałam spory problem z wybraniem trzech ulubionych postaci, dlatego
sprytnie wydłużyłam sobie tą listę. ;)
Ulubione postacie kobiece:
Lin - bez wątpienia mój numer 1 w całym serialu. Postać o własnym charakterze,
ale też bardzo przypominająca swoją matkę (mam nadzieję, że rozumiecie sens
tego zdania :D). Twarda, bezkompromisowa, zdystansowana i gotowa na każde
poświęcenie dla sprawy, na której akurat koncentruje swoją uwagę i czas.. Na pewno
dużo siebie dała innym – najbliższym i obywatelom Miasta Republiki. W pracę
zaangażowana maksymalnie, co nie pomogło jej uniknąć błędów. Pani komendant
przez długie lata nie mogła się pogodzić z przeszłością – dzieciństwem bez ojca,
nadmierną swobodą wychowawczą matki, wybrykami siostry i rozstaniem z
Tenzinem. Do tego ostatniego przypuszczam, sama doprowadziła, ale mając takie
przeżycia za sobą ciężko się dziwić. Cieszę się, że ostatecznie nie została sama z
niczym. Wybaczyła Suyin i odnowiła z nią kontakt, dzięki czemu zyskała całkiem
sporą rodzinę, a nawet postanowiła dać szansę Toph. Trochę słodko-gorzki finał, ale
komendant Beifong w sumie taka jest.
Asami – bizneswoman i dziewczyna Awatara. :D Ale poważnie, chyba najbardziej
ogarnięty i najbardziej przydatny członek drużyny Korry. Wbrew pozorom
(zwłaszcza tym z pierwszych sezonów) jej najbliższa dusza. Nadal uważam, że
Asami była nieco na siłę doczepiona do tego zespołu, ale mocno zapracowała sobie
na pozycję kogoś, bez kogo w zasadzie ten zespół by nie istniał. Poza ratowaniem
świata dostała też sensowny (czego nie można powiedzieć o Mako) wątek zawodowy
i osobisty (nie mam na myśli super gliny, ale relacje rodzinne). Asami od początku
była inteligentną i silną dziewczyną. Przeżycia tych kilku lat mocno ją zahartowały i
otworzyły nowe możliwości. Straciła bardzo dużo, ale myślę, że ostatecznie
zyskała najwięcej.
Jinora – o cudowności i genialności tego dziecka pisałam już nie raz. Bardzo
dojrzała jak na swój wiek nastolatka, która interesuje się wszystkim (od historii po
nowoczesną technologię). Ogromnym atutem Jinory jest jej niezwykły talent do
porozumiewania się z duchami, dzięki czemu ma bardzo bogate CV (kilkukrotne
uratowanie świata i awatara + nowego Narodu Powietrza). Fajne było również
pokazanie Jinory jako w miarę zwykłej dziewczyny w jej relacji z Kaiem. Chociaż
moim ulubionym jest duet Jinory z Tenzinem.
Ulubione postacie męskie:
Tenzin –zdaje się, że tylko raz ominęło go miejsce wśród ulubionych postaci sezonu
ale, tak czy siak. jest w jakimś sensie chyba najważniejszą postacią męską w całym
serialu. Tenzin sporo przeszedł w czasie tych kilku lat, wiele zrozumiał i
zaakceptował. Zaczynając od trudnych relacji z rodzeństwem poprzez
odbudowywanie Narodu Powietrza aż po fantastyczne relacje z dziećmi (zwłaszcza z
Jinorą). W sumie do samego końca pozostał mentorem Korry i jej głosem
rozsądku. Wiedziałam, że z czasem go doceni i nauczy się słuchać. ;) Tenzin bez
wątpienia ma charakter swojej matki, ale na szczęście nie jest w tym irytujący tak jak
Katara.
Varrick – nie jestem przekonana do takich porównań, ale czytając różne fora,
zauważyłam, że fani je lubią, więc i ja napiszę. Właśnie ten bohater (z wyjątkiem
Bumiego co oczywiste) najbardziej przypominał mi Sokkę. Może to dość śmiałe
porównanie, ale już wyjaśniam o co chodzi. Otóż Varrick wydaje się nieformalnym
członkiem zespołu awatara, pojawia się w kryzysowych momentach z jakimś
super wynalazkiem i ratuje sytuację. Do tego ma niesamowicie przyjazne
usposobienie, umysł szalonego naukowca-wynalazcy i stanowi aspekt komediowy
serialu. Podobał mi się jego wątek miłosny z asystentką i uczucie, które stopniowo
się między nimi rodziło. Cieszy mnie, że właśnie Varrick dostał takie, a nie inne
zakończenie (piszę o scenach finałowych ostatniego odcinka serialu).
Wu –szanowny książę późno się pojawił, ale jak już zawitał w świat awatara, to
podbił serca widowni. Postać, która w zaledwie kilka odcinków przeszła taką
przemianę, że ciężko jej nie docenić. O Wu pisałam ciut szczegółowiej w recenzji
sezonu 4. I biorąc pod uwagę, że to jedyny okres jego bytności w serialu to odeślę po
prostu do tamtego tekstu i nie będę się powtarzać. :)
Ulubione odcinki:
Początki część 1 i 2
Dawne rany
Operacja Beifong
Witaj w Mieście Republiki
Uwielbiam odcinki nawiązujące do przeszłości, a takie w formie retrospekcji to
już w ogóle mogę oglądać i oglądać (te z wyjątkiem opowieści Mako o byciu
dupkiem). Początki to jedna wielka fantastycznie zrobiona retrospekcja, w której
poznajemy historię Wana – pierwszego Awatara. Zaskoczyło mnie trochę, że taka
osoba wzięła się z buntu, sprzeciwu. Ale z drugiej strony awatar jest też od tego. Poza
tym sam wywołał wojnę i zdecydował się ponieść wszelkie konsekwencje swoich
niefortunnych działań. Dawne rany i Operacja Beifong skupiają się na odkrywaniu
oraz zażegnywaniu przeszłości Lin, Su i Toph. Lubię takie epizody, ponieważ
pozwalają zobaczyć postacie w zupełnie innym świetle, poznać ich wewnętrzną
stronę. Witaj w Mieście Republiki to wprowadzenie w świat awatar Korry, czyli życie
70 lat po zakończeniu wojny, które symbolizuje ogromny skok technologiczny.
Oglądając Legendę Korry, miałam wrażenie chaosu, ale kiedy spojrzałam na
liczbę twórców, którzy pracowali przy poszczególnych seriach, stwierdziłam, że nie
wyszło im to tak źle, jak sądziłam. Patrząc na tą tabelkę w Wikipedii, mogło być
znacznie gorzej. Legenda Aanga była dopieszczona w każdym calu, tutaj nie miałam
takiego poczucia. Szczególnie sezon 1 wyróżnia się na tle pozostałych (akcja się
toczyła, jakby ktoś stał z pistoletami przy głowach twórców i krzyczał Szybciej!
Więcej! Za mało!). Wszystkie cztery księgi zasadniczo są mało ze sobą powiązane,
opowiadają oddzielne historie. Nie jestem pewna, czy taki zabieg jest rzeczywiście
zły. Na pewno wpłynął na kiepskie postacie antagonistów. Może gdyby było więcej
odcinków, to wszystko wyglądałoby sensowniej, ale tragedii też nie ma.
Nigdy nie ukrywałam, że mam problem z główną bohaterką, a co za tym idzie z
wątkiem głównym, który opiera się na dążeniu Korry do bycia coraz lepszym
awatarem. Różnicę między starym a nowym awatarem widać już w pierwszym
odcinku. Korra rwie się do nauki, do walki. Jest nieco agresywna, impulsywna,
nie zatrzymuje się tylko działa. Rzadko kiedy wyciąga wnioski ze swoich błędów,
których popełnia dużo. Co nie jest dziwne. Przecież nie ma kursów
przygotowujących do bycia awatarem. Nie do końca też zdaje sobie sprawę z
odpowiedzialności, jaka na niej spoczywa. Tak naprawdę dojrzewa dopiero w 4
księdze. Preferuje spokojne rozwiązania, szuka wyjścia, nie rzuca się z pięściami,
tylko spokojnie analizuje sytuację. Staje się awatarem, jakiego potrzebuje
teoretycznie spokojny świat. Polubiłam Korrę dopiero w 4 sezonie i myślę, że jest
to jedna z najciekawszych bohaterek. Denerwowało mnie tylko to, że zamiast się
rozwijać ona szła tą samą drogą, jakby zapominając co się działo.
Dużo bardziej wciągnęły mnie wątki poboczne, w których twórcy postawili na
różnorodność. Od humorystycznych przez psychologiczne po zupełnie zbędne. Ja
bardzo lubiłam wątki związane z relacjami rodzinnymi poszczególnych
bohaterów. Nawet Mako był znośniejszy w towarzystwie babci. Tutaj nic nie było
idealne, każdy w relacjach z rodzicami/dziećmi/rodzeństwem popełniał jakieś błędy i
na każdym to się bardziej lub mniej odbijało.
Podobało mi się postawienie kobiet na pierwszej linii frontu. Można powiedzieć,
że panowie w Legendzie Korry byli nieco w cieniu silnych i zdecydowanych pań.
Korra jest awatarem, Lin szefem policji, Asami najważniejszą częścią drużyny,
Varrick nic by nie zrobił bez Zhu Li, ogromną rolę w całym serialu odegrała Jinora, a
na koniec główna bohaterka wyjechała na wakacje ze swoją przyjaciółką i obie
trzymały się za ręce. Nie oznacza to oczywiście, że postacie męskie były do niczego
i nie zrobiły zupełnie nic. Te, bez których nie wyobrażam sobie serialu, opisałam
powyżej. Dodałabym jeszcze, że ogromnym rozczarowaniem była dla mnie postać
Mako. Kto wie co by było, gdyby twórcy nie zrobili z niego największego dupka. ;)
Kolejną zaletą Legendy Korry było przedstawienie potomków poprzednich
bohaterów i samego Gangu Aanga właśnie w taki sposób. Tenzin, Bumi, Kya, Lin
i Su nie stali się kopiami swoich rodziców, ale mieli wiele ich
najlepszych/najgorszych cech. Sami Toph oraz Aang i Katara nie byli idealni, więc
nie było powodu pokazywać ich jako najwspanialszych rodziców. Wiem, że o
Katarze nie mówiono zbyt wiele, ale znamy jej charakter. Moim zdaniem wyszło to
dość wiarygodnie, zważywszy na role jakie Gang Aanga odgrywał w świecie przez
całe swoje życie.
Każdemu antagoniście, z którym musiała zmierzyć się Korra, chodziło o to samo
– o przywrócenie równowagi. W różnych aspektach. Amon chciał równości
pomiędzy magami i niemagami, Unalaq pragnął równości między ludźmi i duchami,
Zaheerowi zależało na przywróceniu pierwotnej równowagi, a celem Kuviry było
odbudowanie równowagi w Królestwie Ziemi. Każdy z tych wrogów miał lepsze
lub gorsze motywacje i każdy z nich powinien czegoś nauczyć Korrę. Niestety
najbardziej przysłużył się jej tylko jeden – Zaheer. Dzięki niemu została
zmuszona do zmierzenia się z samą sobą, stała się fizycznym i psychicznym wrakiem
człowieka, ale w konsekwencji zyskała wewnętrzną siłę, jakiej nie miała nigdy
wcześniej. Na koniec niejako otrzymała od niego pomoc w walce z Kuvirą, bo jemu
przecież nie chodziło o taki finał rewolucji. Bez wątpienia był to najciekawszy z
przeciwników awatara. Na równi postawiłabym Kuvirę, która swoim sprytem,
umiejętnością manipulacji i przekonaniem o słuszności swoich racji zachwycała mnie
przez cały sezon. Każdy z antagonistów był przedstawicielem jakiejś ideologii
(faszyzm [Kuvira i jej jednoczenie Królestwa, imperialistyczne zapędy], komunizm
[Amon i jego równościowcy, w jakimś sensie Unalaq], anarchizm [Zaheer z chęcią
przywrócenia pierwotnego porządku]). Uważam, że twórcy za dużo bałaganu
tworzyli na koniec z Amonem i Unaqiem, a za mało z Kuvirą oraz Zaheerem i ich
zakończeniem.
Ulubieni antagoniści:
Zaheer/Kuvira
Amon
Unalaq
Jeśli chodzi o polski dubbing to mam tylko jedno zastrzeżenie. Ale zacznę od
pochwał. Obsadzenie Aleksandry Domańskiej w roli Korry było strzałem w
dziesiątkę.Młody, nieznany głos, który dobrze się wpasował w charakter awatar.
Ewa Serwa jako Lin też sobie dobrze poradziła. Początkowo nie wiedziałam nawet,
że to ona. Cieszę się, że roli tutaj nie dostała Joanna Pach. Zwłaszcza roli Korry.
Obawiałam się o Barberę Kałużną udzielającą głosu Kuvirze, ale mocno jej nie
doceniłam. Zapomniałam, chyba że od lat nie tylko swoim miłym głosikiem
reklamuje gazety, ale i wciela się w różnorodne postacie (głównie dubbing). Co tu
dużo pisać, najlepiej wykreowana postać w Legendzie Korry. Największe
zastrzeżenia mam do Leszka Zdunia, a raczej do jego wyboru. Nawet sympatia do
niego nie pomogła Mako :D Ale mówiąc poważnie, angażować aktora, który
dubbingował jedną z najważniejszych postaci poprzedniej produkcji i poradził
sobie znakomicie do roli największego dupka? Czyj to był pomysł? Pomijam atak
śmiechu, którego dostałam, gdy usłyszałam Mako rozmawiającego z Zuko. To było
dziwne. Dlatego cieszę się, że nie było tam Joanny Pach. Ogólnie dubbing oceniam
dobrze. Z tym małym wyjątkiem.
Fajnie, że twórcy pokazali świat 70 lat po wojnie. Dało to możliwość stworzenia
zupełnie nowej historii, ale też sprawiło, że poprzedni bohaterowie, albo ich dzieci
mogli odegrać tam znaczące role.
Żałuję, że poza epizodycznymi występami Iroh, Iroh II, Zuko i Izumi nie było
Narodu Ognia. Przyczepię się też o zbyt otwarte zakończenie, które wiele nie
wyjaśniło w kwestii innych postaci niż Korra i Asami. W zasadzie to tyle uwag.
Legenda Korry pokazuje widzowi, że nieważne jak człowiek by się starał to i tak
zawsze coś będzie nie tak. Nigdy nie będzie idealnie i tak jak byśmy sobie
wymarzyli. Należy jednak cały czas iść do przodu, robić swoje oraz próbować
zmieniać sytuację i samego siebie.
Ocena: 5/5
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Oryginalny język: angielski
Twórcy: Michael Dante DiMartino i Bryan Konietzko
Liczba odcinków: 52
Liczba serii: 4
Produkcja: Nickelodeon Animation Studio
Awatar. Legenda Korry jest kontynuacją Awatara. Legendy Aanga. Rzadko która
produkcja tego rodzaju dorównuje oryginałowi. Kiedyś na pewno napiszę tekst
porównawczy obu seriali, ale dziś skupię się tylko na recenzji Korry. Dodam tylko,
że nie wyobrażałam sobie nie obejrzeć tych kolejnych odcinków ze świata awatara. O
czym jest Legenda Korry? W wielkim skrócie jest to serial o równowadze - tej
zewnętrznej (na świecie), jak i wewnętrznej (u poszczególnych postaci), dążeniu do
celu oraz odkrywaniu siebie.
Dość szczegółowo opisywałam wszystko w recenzjach poszczególnych sezonów,
dlatego teraz pozwolę sobie na ogólne podsumowanie.
Przyznam, że miałam spory problem z wybraniem trzech ulubionych postaci, dlatego
sprytnie wydłużyłam sobie tą listę. ;)
Ulubione postacie kobiece:
Lin - bez wątpienia mój numer 1 w całym serialu. Postać o własnym charakterze,
ale też bardzo przypominająca swoją matkę (mam nadzieję, że rozumiecie sens
tego zdania :D). Twarda, bezkompromisowa, zdystansowana i gotowa na każde
poświęcenie dla sprawy, na której akurat koncentruje swoją uwagę i czas.. Na pewno
dużo siebie dała innym – najbliższym i obywatelom Miasta Republiki. W pracę
zaangażowana maksymalnie, co nie pomogło jej uniknąć błędów. Pani komendant
przez długie lata nie mogła się pogodzić z przeszłością – dzieciństwem bez ojca,
nadmierną swobodą wychowawczą matki, wybrykami siostry i rozstaniem z
Tenzinem. Do tego ostatniego przypuszczam, sama doprowadziła, ale mając takie
przeżycia za sobą ciężko się dziwić. Cieszę się, że ostatecznie nie została sama z
niczym. Wybaczyła Suyin i odnowiła z nią kontakt, dzięki czemu zyskała całkiem
sporą rodzinę, a nawet postanowiła dać szansę Toph. Trochę słodko-gorzki finał, ale
komendant Beifong w sumie taka jest.
Asami – bizneswoman i dziewczyna Awatara. :D Ale poważnie, chyba najbardziej
ogarnięty i najbardziej przydatny członek drużyny Korry. Wbrew pozorom
(zwłaszcza tym z pierwszych sezonów) jej najbliższa dusza. Nadal uważam, że
Asami była nieco na siłę doczepiona do tego zespołu, ale mocno zapracowała sobie
na pozycję kogoś, bez kogo w zasadzie ten zespół by nie istniał. Poza ratowaniem
świata dostała też sensowny (czego nie można powiedzieć o Mako) wątek zawodowy
i osobisty (nie mam na myśli super gliny, ale relacje rodzinne). Asami od początku
była inteligentną i silną dziewczyną. Przeżycia tych kilku lat mocno ją zahartowały i
otworzyły nowe możliwości. Straciła bardzo dużo, ale myślę, że ostatecznie
zyskała najwięcej.
Jinora – o cudowności i genialności tego dziecka pisałam już nie raz. Bardzo
dojrzała jak na swój wiek nastolatka, która interesuje się wszystkim (od historii po
nowoczesną technologię). Ogromnym atutem Jinory jest jej niezwykły talent do
porozumiewania się z duchami, dzięki czemu ma bardzo bogate CV (kilkukrotne
uratowanie świata i awatara + nowego Narodu Powietrza). Fajne było również
pokazanie Jinory jako w miarę zwykłej dziewczyny w jej relacji z Kaiem. Chociaż
moim ulubionym jest duet Jinory z Tenzinem.
Ulubione postacie męskie:
Tenzin –zdaje się, że tylko raz ominęło go miejsce wśród ulubionych postaci sezonu
ale, tak czy siak. jest w jakimś sensie chyba najważniejszą postacią męską w całym
serialu. Tenzin sporo przeszedł w czasie tych kilku lat, wiele zrozumiał i
zaakceptował. Zaczynając od trudnych relacji z rodzeństwem poprzez
odbudowywanie Narodu Powietrza aż po fantastyczne relacje z dziećmi (zwłaszcza z
Jinorą). W sumie do samego końca pozostał mentorem Korry i jej głosem
rozsądku. Wiedziałam, że z czasem go doceni i nauczy się słuchać. ;) Tenzin bez
wątpienia ma charakter swojej matki, ale na szczęście nie jest w tym irytujący tak jak
Katara.
Varrick – nie jestem przekonana do takich porównań, ale czytając różne fora,
zauważyłam, że fani je lubią, więc i ja napiszę. Właśnie ten bohater (z wyjątkiem
Bumiego co oczywiste) najbardziej przypominał mi Sokkę. Może to dość śmiałe
porównanie, ale już wyjaśniam o co chodzi. Otóż Varrick wydaje się nieformalnym
członkiem zespołu awatara, pojawia się w kryzysowych momentach z jakimś
super wynalazkiem i ratuje sytuację. Do tego ma niesamowicie przyjazne
usposobienie, umysł szalonego naukowca-wynalazcy i stanowi aspekt komediowy
serialu. Podobał mi się jego wątek miłosny z asystentką i uczucie, które stopniowo
się między nimi rodziło. Cieszy mnie, że właśnie Varrick dostał takie, a nie inne
zakończenie (piszę o scenach finałowych ostatniego odcinka serialu).
Wu –szanowny książę późno się pojawił, ale jak już zawitał w świat awatara, to
podbił serca widowni. Postać, która w zaledwie kilka odcinków przeszła taką
przemianę, że ciężko jej nie docenić. O Wu pisałam ciut szczegółowiej w recenzji
sezonu 4. I biorąc pod uwagę, że to jedyny okres jego bytności w serialu to odeślę po
prostu do tamtego tekstu i nie będę się powtarzać. :)
Ulubione odcinki:
Początki część 1 i 2
Dawne rany
Operacja Beifong
Witaj w Mieście Republiki
Uwielbiam odcinki nawiązujące do przeszłości, a takie w formie retrospekcji to
już w ogóle mogę oglądać i oglądać (te z wyjątkiem opowieści Mako o byciu
dupkiem). Początki to jedna wielka fantastycznie zrobiona retrospekcja, w której
poznajemy historię Wana – pierwszego Awatara. Zaskoczyło mnie trochę, że taka
osoba wzięła się z buntu, sprzeciwu. Ale z drugiej strony awatar jest też od tego. Poza
tym sam wywołał wojnę i zdecydował się ponieść wszelkie konsekwencje swoich
niefortunnych działań. Dawne rany i Operacja Beifong skupiają się na odkrywaniu
oraz zażegnywaniu przeszłości Lin, Su i Toph. Lubię takie epizody, ponieważ
pozwalają zobaczyć postacie w zupełnie innym świetle, poznać ich wewnętrzną
stronę. Witaj w Mieście Republiki to wprowadzenie w świat awatar Korry, czyli życie
70 lat po zakończeniu wojny, które symbolizuje ogromny skok technologiczny.
Oglądając Legendę Korry, miałam wrażenie chaosu, ale kiedy spojrzałam na
liczbę twórców, którzy pracowali przy poszczególnych seriach, stwierdziłam, że nie
wyszło im to tak źle, jak sądziłam. Patrząc na tą tabelkę w Wikipedii, mogło być
znacznie gorzej. Legenda Aanga była dopieszczona w każdym calu, tutaj nie miałam
takiego poczucia. Szczególnie sezon 1 wyróżnia się na tle pozostałych (akcja się
toczyła, jakby ktoś stał z pistoletami przy głowach twórców i krzyczał Szybciej!
Więcej! Za mało!). Wszystkie cztery księgi zasadniczo są mało ze sobą powiązane,
opowiadają oddzielne historie. Nie jestem pewna, czy taki zabieg jest rzeczywiście
zły. Na pewno wpłynął na kiepskie postacie antagonistów. Może gdyby było więcej
odcinków, to wszystko wyglądałoby sensowniej, ale tragedii też nie ma.
Nigdy nie ukrywałam, że mam problem z główną bohaterką, a co za tym idzie z
wątkiem głównym, który opiera się na dążeniu Korry do bycia coraz lepszym
awatarem. Różnicę między starym a nowym awatarem widać już w pierwszym
odcinku. Korra rwie się do nauki, do walki. Jest nieco agresywna, impulsywna,
nie zatrzymuje się tylko działa. Rzadko kiedy wyciąga wnioski ze swoich błędów,
których popełnia dużo. Co nie jest dziwne. Przecież nie ma kursów
przygotowujących do bycia awatarem. Nie do końca też zdaje sobie sprawę z
odpowiedzialności, jaka na niej spoczywa. Tak naprawdę dojrzewa dopiero w 4
księdze. Preferuje spokojne rozwiązania, szuka wyjścia, nie rzuca się z pięściami,
tylko spokojnie analizuje sytuację. Staje się awatarem, jakiego potrzebuje
teoretycznie spokojny świat. Polubiłam Korrę dopiero w 4 sezonie i myślę, że jest
to jedna z najciekawszych bohaterek. Denerwowało mnie tylko to, że zamiast się
rozwijać ona szła tą samą drogą, jakby zapominając co się działo.
Dużo bardziej wciągnęły mnie wątki poboczne, w których twórcy postawili na
różnorodność. Od humorystycznych przez psychologiczne po zupełnie zbędne. Ja
bardzo lubiłam wątki związane z relacjami rodzinnymi poszczególnych
bohaterów. Nawet Mako był znośniejszy w towarzystwie babci. Tutaj nic nie było
idealne, każdy w relacjach z rodzicami/dziećmi/rodzeństwem popełniał jakieś błędy i
na każdym to się bardziej lub mniej odbijało.
Podobało mi się postawienie kobiet na pierwszej linii frontu. Można powiedzieć,
że panowie w Legendzie Korry byli nieco w cieniu silnych i zdecydowanych pań.
Korra jest awatarem, Lin szefem policji, Asami najważniejszą częścią drużyny,
Varrick nic by nie zrobił bez Zhu Li, ogromną rolę w całym serialu odegrała Jinora, a
na koniec główna bohaterka wyjechała na wakacje ze swoją przyjaciółką i obie
trzymały się za ręce. Nie oznacza to oczywiście, że postacie męskie były do niczego
i nie zrobiły zupełnie nic. Te, bez których nie wyobrażam sobie serialu, opisałam
powyżej. Dodałabym jeszcze, że ogromnym rozczarowaniem była dla mnie postać
Mako. Kto wie co by było, gdyby twórcy nie zrobili z niego największego dupka. ;)
Kolejną zaletą Legendy Korry było przedstawienie potomków poprzednich
bohaterów i samego Gangu Aanga właśnie w taki sposób. Tenzin, Bumi, Kya, Lin
i Su nie stali się kopiami swoich rodziców, ale mieli wiele ich
najlepszych/najgorszych cech. Sami Toph oraz Aang i Katara nie byli idealni, więc
nie było powodu pokazywać ich jako najwspanialszych rodziców. Wiem, że o
Katarze nie mówiono zbyt wiele, ale znamy jej charakter. Moim zdaniem wyszło to
dość wiarygodnie, zważywszy na role jakie Gang Aanga odgrywał w świecie przez
całe swoje życie.
Każdemu antagoniście, z którym musiała zmierzyć się Korra, chodziło o to samo
– o przywrócenie równowagi. W różnych aspektach. Amon chciał równości
pomiędzy magami i niemagami, Unalaq pragnął równości między ludźmi i duchami,
Zaheerowi zależało na przywróceniu pierwotnej równowagi, a celem Kuviry było
odbudowanie równowagi w Królestwie Ziemi. Każdy z tych wrogów miał lepsze
lub gorsze motywacje i każdy z nich powinien czegoś nauczyć Korrę. Niestety
najbardziej przysłużył się jej tylko jeden – Zaheer. Dzięki niemu została
zmuszona do zmierzenia się z samą sobą, stała się fizycznym i psychicznym wrakiem
człowieka, ale w konsekwencji zyskała wewnętrzną siłę, jakiej nie miała nigdy
wcześniej. Na koniec niejako otrzymała od niego pomoc w walce z Kuvirą, bo jemu
przecież nie chodziło o taki finał rewolucji. Bez wątpienia był to najciekawszy z
przeciwników awatara. Na równi postawiłabym Kuvirę, która swoim sprytem,
umiejętnością manipulacji i przekonaniem o słuszności swoich racji zachwycała mnie
przez cały sezon. Każdy z antagonistów był przedstawicielem jakiejś ideologii
(faszyzm [Kuvira i jej jednoczenie Królestwa, imperialistyczne zapędy], komunizm
[Amon i jego równościowcy, w jakimś sensie Unalaq], anarchizm [Zaheer z chęcią
przywrócenia pierwotnego porządku]). Uważam, że twórcy za dużo bałaganu
tworzyli na koniec z Amonem i Unaqiem, a za mało z Kuvirą oraz Zaheerem i ich
zakończeniem.
Ulubieni antagoniści:
Zaheer/Kuvira
Amon
Unalaq
Jeśli chodzi o polski dubbing to mam tylko jedno zastrzeżenie. Ale zacznę od
pochwał. Obsadzenie Aleksandry Domańskiej w roli Korry było strzałem w
dziesiątkę.Młody, nieznany głos, który dobrze się wpasował w charakter awatar.
Ewa Serwa jako Lin też sobie dobrze poradziła. Początkowo nie wiedziałam nawet,
że to ona. Cieszę się, że roli tutaj nie dostała Joanna Pach. Zwłaszcza roli Korry.
Obawiałam się o Barberę Kałużną udzielającą głosu Kuvirze, ale mocno jej nie
doceniłam. Zapomniałam, chyba że od lat nie tylko swoim miłym głosikiem
reklamuje gazety, ale i wciela się w różnorodne postacie (głównie dubbing). Co tu
dużo pisać, najlepiej wykreowana postać w Legendzie Korry. Największe
zastrzeżenia mam do Leszka Zdunia, a raczej do jego wyboru. Nawet sympatia do
niego nie pomogła Mako :D Ale mówiąc poważnie, angażować aktora, który
dubbingował jedną z najważniejszych postaci poprzedniej produkcji i poradził
sobie znakomicie do roli największego dupka? Czyj to był pomysł? Pomijam atak
śmiechu, którego dostałam, gdy usłyszałam Mako rozmawiającego z Zuko. To było
dziwne. Dlatego cieszę się, że nie było tam Joanny Pach. Ogólnie dubbing oceniam
dobrze. Z tym małym wyjątkiem.
Fajnie, że twórcy pokazali świat 70 lat po wojnie. Dało to możliwość stworzenia
zupełnie nowej historii, ale też sprawiło, że poprzedni bohaterowie, albo ich dzieci
mogli odegrać tam znaczące role.
Żałuję, że poza epizodycznymi występami Iroh, Iroh II, Zuko i Izumi nie było
Narodu Ognia. Przyczepię się też o zbyt otwarte zakończenie, które wiele nie
wyjaśniło w kwestii innych postaci niż Korra i Asami. W zasadzie to tyle uwag.
Legenda Korry pokazuje widzowi, że nieważne jak człowiek by się starał to i tak
zawsze coś będzie nie tak. Nigdy nie będzie idealnie i tak jak byśmy sobie
wymarzyli. Należy jednak cały czas iść do przodu, robić swoje oraz próbować
zmieniać sytuację i samego siebie.
Ocena: 5/5
Komentarze
Prześlij komentarz