Gatunek: serial animowany, fantastyczny
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Reżyseria: Ian Graham, Colin Heck
Scenariusz: Michael Dante DiMartino, Joshua Hamilton, Tim Hedrick
Liczba odcinków: 13
Produkcja: Nicelodion Animation Studio
Skończyłam oglądać ostatni sezon Legendy Korry. Zaczęłam go w niedzielę wieczorem, a w
poniedziałkowe popołudnie byłam już po ostatnim odcinku. Poszło mi zaskakująco szybko. Może
dlatego, że pierwszy raz naprawdę zainteresowała mnie główna bohaterka? Księga IV pt.
Równowaga prezentuje również najciekawszego wroga całego serialu, ukazuje kilka bardzo
interesujących charakterów i różnorodność relacji. I w zasadzie dla mnie mógłby nie istnieć sezon
1. Trzy ostatnie serie biją go na głowę. Ale o tym więcej w podsumowaniu całej Legendy Korry.
Zapraszam na recenzję Księgi IV.
Sezon trzeci i Zaheer pozostawił świat w chaosie. Zabójstwo Królowej Ziemi spowodowało
euforię, ale i brak stabilizacji. W takich warunkach długo nie da się wytrzymać. Zanim
niedoświadczony następca tronu przygotuje się do rządzenia królestwem minie jakiś czas. A
działać trzeba od razu. Dlatego ogarnięcie tego bałaganu i zjednoczenie narodu światowi
przywódcy postanowili powierzyć Suyin Beifong. Kobieta jednak odmówiła, co w konsekwencji
spowodowało niemalże kolejną wojnę. Chociaż czy brak odmowy nie byłby równie tragiczny w
skutkach? Szczerze mówiąc trochę mnie to zawiodło, to znaczy przeniesienie akcji wyłącznie do
Królestwa Ziemi. Aang podróżował po całym świecie, tutaj było ubogo pod tym względem. W
każdym razie seria 4 pokazuje, że nawet mając dobre intencje można spowodować wielką
tragedię.
Ulubione postacie:
Książę Wu –moja pierwsza reakcja po zobaczeniu tego kolesia ,,skąd oni go wytrzasnęli?”. Jak ktoś
taki może być w ogóle brany pod uwagę przy tak poważnej sprawie jaką jest destabilizacja całego
społeczeństwa? Toż to jakiś cyrkowiec. No może cyrkowiec, ale od pierwszego do ostatniego
odcinka przeszedł taką drogę, że można pozazdrościć niemal diametralnej zmiany podejścia
do życia. Żałuję, że pan książę pojawił się tak późno, bo to postać z ogromnym potencjałem. Nie
tylko komediowym. Nie jestem pewna czy byłby idealnym władcą (przecież żaden taki nie jest), ale
na pewno nie byłby aż tak beznadziejny jak początkowo wszyscy myśleli (sama Lin to przyznała).
Duet Wu i Mako sprawił, że wielki detektyw przestał mnie irytować i bardzo zyskał. Początkowo
lubiłam Wu tylko dlatego, że działał na Mako jak płachta na byka, ale z czasem doceniłam tę
postać do tego stopnia, że jest jedną z ulubionych w całym sezonie.
Lin – poza kiepskim sezonem drugim pani komendant w zasadzie jest jednym z
najjaśniejszych punktów serialu. Komendant Beifong tradycyjnie nie zawodzi w pracy, a nawet
wbrew sobie nagina pewne zasady. Tym razem Lin jeszcze bardziej zacieśnia relacje z siostrą, w
jakimś sensie godzi się z przeszłością i z matką dzięki czemu wreszcie może pójść do przodu.
Myślę, że kolejnym jej krokiem będzie próba odnalezienia ojca, bo nadal ma z tym spory problem.
Bardzo się cieszę, że ta bohaterka wreszcie zaznała spokoju i w pewnym sensie szczęścia.
Korra – pierwszy raz naprawdę lubiłam główną bohaterkę, kibicowałam jej, współczułam. Co
więcej byłam pod wrażeniem, że wreszcie poszła po rozum do głowy i zaczęła zachowywać się jak
przystało na człowieka wyciągającego wnioski z własnych błędów. Wydarzenia sezonu 3 odcisnęły
ogromne piętno na Korze i paradoksalnie wyszły jej na dobre. Cierpienie fizyczne i psychiczne,
zmaganie się z przeszłością i własnymi demonami, myślenie o konsekwencjach swoich decyzji.
Korra wygrała nie tylko z Kuvirą, ale przede wszystkim z samą sobą. Wiele się nauczyła i wie,
że sporo jeszcze przed nią, bo świat nie stanie w miejscu. Pojawi się ktoś nowy z kim będzie trzeba
walczyć. W księdze 4 Korra staje się mniej więcej takim awatarem jakiego potrzebuje świat.
Antagonista:
Kuvira bez wątpienia jest najciekawszym antagonistą, z którym musiała zmierzyć się Korra. No
może na równi z Zaheerem. Świetnie zaczęła i ciut głupio skończyła, ale do tego już się
przyzwyczaiłam. Wydaje mi się, że pisząc tą postać twórcy nieco inspirowali się Władimirem
Putinem, może Napoleonem? Takie miałam wrażenie śledząc jej imperialistyczne zapędy,
aczkolwiek sądzę, że dalej niż do granic Królestwa Ziemi by nie poszła. Kuvira nie jest typową
wroginią. Została niejako stworzona przez Zaheera i Suyin. Nie chciała źle. Próbowała tylko
zjednoczyć Królestwo Ziemi, które było w chaosie, przekazać mu technologię i prowadzić ku
przyszłości. Nie wierzyła w monarchię, groziła każdemu kto stanie na drodze jej Imperium,
ale nikomu otwarcie wojny nie wypowiedziała. Urodzona manipulatorka, która każdą sytuację
rozegra na swoją korzyść. Nie straciła jednak ludzkich odruchów, używała przemocy tylko wtedy
kiedy naprawdę musiała, kiedy ktoś się jej sprzeciwił. Dla swoich ideai była gotowa poświęcić
wszystko, ale ostatecznie po prostu się poddała. Końcówka nieco mnie rozczarowaa. Kuvira
zwyczajnie ustąpiła pola. Zjednoczycielka, która chciała tylko dobra dla swojego narodu. Patrzyła
na ten naród niemal jak na dzieci porzucone przez rodziców (jak ona sama została opuszczona i
przyjęta przez Su). Oceniając całokształt, myślę że jest to najciekawszy przeciwnik Korry.
Jak wspominałam wyżej jestem pod wrażeniem postaci księcia Wu. Faktycznie jest tak, że w
dramatycznych okolicznościach ludzie bardzo szybko dojrzewają. Ale tutaj stało się to
ekstremalnie szybko. W jednej chwili widzimy totalnego kretyna, który ekscytuje się koroną i
luksusem, w drugiej zaś niemal lidera, który przemawia do swojego ludu i potrafi przekonać ich by
zrobili to czego on chce. Zupełną dojrzałość książę pokazuje w finale. Nie tylko przekonuje się
ile satysfakcji przynosi bezinteresowna pomoc swojemu narodowi, ale i dochodzi do wniosku, że
najlepiej dla społeczeństwa będzie zmienić ustrój polityczny i odejść od monarchii. Książę Wu
pokazał, że z każdego można zrobić charyzmatycznego przywódcę. Jednym pomagają
okoliczności, a innym propaganda (mam wrażenie, że Raiko jest przykładem tego drugiego).
Toph Beifong wróciła. Oczywiście w swoim stylu. Niewiele się zmieniła. Poza wyglądem
oczywiście. Legendarna szefowa Policji obecnie szuka oświecenia na bagnach, z których widzi cały
świat. Jest ostra, nie przejmuje się konwenansami, mówi co myśli, czasem w mało przyjemny
sposób. Cała Toph. Nie wiem skąd krytyka zachowania tej bohaterki. Przecież Korra sama prosiła
ją o pomoc w powrocie do zdrowia. Chciała z nią walczyć, chciała wrócić do potrzebującego ją
świata. Toph faktycznie ma specyficzne metody nauczania, ale jakby nie patrzeć bardzo
skuteczne. Aang bez niej nie zakończyłby wojny, a Korra by nie powstrzymała kolejnej. Pełen
sukces. ;)
Kolejny raz w sezonie Toph pojawia się by ratować swoją córkę Su. Jak wiemy z poprzedniej
serii panie się dogadały i wybaczyły sobie to co było do wybaczenia. Ratowanie Suyin staje się
pretekstem do rozmowy z drugą córką. Lin ma ogromny żal do matki za to, że nigdy nie poznała
swojego ojca, a Toph była zajęta sobą. Myślę, że to nie jest tak, że ona nie sprawdziła się w roli
matki, bo ostatecznie jej dzieci ani nie chodziły głodne ani brudne, a nawet bardzo dużo w życiu
osiągnęły (być może na przekór matce, ale zaszły wysoko). Ona po prostu uważała, że jej córki
potrzebują tyle ile ona nie zaznała od rodziców. Nie wiem czy do końca zdaje sobie sprawę ze
swoich błędów, ale pewne jest, że na swój sposób kocha córki i jej na nich zależy. Może z
czasem im się bardziej ułoży. Ważne, że wszystkie wykonały pierwszy krok. Swoją drogą,
nieważne jak bardzo Toph, Lin i Su są znane, jakimi są idolkami i autorytetami dla ludzi, ale żeby
obcą kobietę pytać kto jest ojcem jej dziecka w obecności tego dziecka… Lekkie przegięcie.
Ciut mnie rozczarowała postawa Toph. Niby zawsze taka szybka do bójki, do spuszczania
łomotu, a w sytuacji w której może zakończyć sprawę po prostu odchodzi, bo w sumie to nie
jej biznes i niech się nowe pokolenie martwi. No trochę mi to nie pasuje…
Znowu zespół Awatara to Asami, Asami i Asami. Bolin jest po innej stronie barykady
(przekonany, że robi dobrze), a Mako ma nowy ,,obowiązek”. To z Asami Korra koresponduje, to z
nią się spotyka, jej się zwierza. Miło się patrzy na relację dziewczyn. Cieszę się też, że Bolin został
przyjęty z powrotem niemal z otwartymi ramionami. Chłopak naprawdę nie robił nic złego
świadomie i bardzo ryzykował ostrzegając świat przed super bronią Kuviry. Ostatecznie Opal
też mu wybaczyła, a nawet Toph stwierdziła, że nie jest aż taki zły. Zespół Awatara razem jest tak
naprawdę w ostatnich odcinkach. Szkoda mi trochę, że tak bardzo okrojono ten wątek i relacje
między całą czwórką.
Naczytałam się dużo krytyki Światowych Liderów wobec działań Kuviry. Najpierw nic nie
zrobili na koronacji Wu, a potem w obliczu wojny. Jeśli chodzi o koronację. Czy oni naprawdę
mieli jakiś ruch? Mogli coś zrobić? Po pierwsze zapewne byli bardzo oszołomieni tym co się dzieje.
Kuvira miała oddać władzę, a tego nie zrobiła i dodatkowo zagroziła każdemu kto stanie jej na
drodze. Najlepiej od razu ją zaatakować żeby mogła zrobić z siebie ofiarę i zyskać więcej
zwolenników. Jeszcze niech Zuko to zrobi, bo przecież nadal jest tym wybuchowym nastolatkiem.
Fani starych postaci chyba mają problem z tym, że te postacie dosłownie są stare i bardzo się
zmieniły z upływem lat. Zuko nawet nie jest przywódcą kraju. Wymaganie działań od osoby,
która swoje w życiu zrobiła i pełni rolę dodatku jest trochę niesprawiedliwe dla tej postaci.
Jeśli chodzi o spotkanie liderów w sprawie rozwiązania problemu Kuviry to nie dziwi mnie takie
przedstawienie ich stanowisk. Książę Wu jest totalnie niedoświadczonym idiotą, który na niewiele
się zdaje, Tenzin z natury nie użyje przemocy dopóki nie zajdzie absolutna uzasadnione
konieczność, Izumi nie będzie ryzykować kolejnej wojny przez wzgląd na przeszłość Narodu
Ognia, ale nie odmawia pomocy w przygotowaniach do ochrony granic, Raiko strasznie się napalił
na ostateczne rozwiązania bez wcześniejszego rozeznania w sytuacji. Czy to, że przywódcy nie
chcą następnej wojny i dbają o interesy swoich narodów naprawdę jest czymś dziwnym? A
czy oni przypadkiem nie od tego są? Pamięć o 100 latach wojny po 70 latach od jej zakończenia z
pewnością jest bardzo żywa. Naród, który był oprawcą ma teraz bez wahania iść i się bić nawet jeśli
nie ma ku temu powodu? Pamiętajmy też o tym, że Izumi i Tenzin są dziećmi ludzi, którzy
zakończyli poprzedni konflikt i budowali pokój. Dla nich również z tego punktu widzenia użycie
jakiejkolwiek przemocy to ostateczność. Fajnie było zobaczyć potomków Gangu Aanga w
jednym miejscu decydujących o losach świata. :)
Tradycyjnie już bardzo podobała mi się postać Varricka. Najpierw pomagał Kuvirze, potem
współpracując z Bolinem od niej uciekł, stracił i docenił swoją asystentkę, a na koniec wziął z nią
ślub. Szkoda, że było go tak mało.
Cieszę się, że większą rolę odegrały w końcu pozostałe dzieci Tenzina. Jinora już dość się
zasłużyła. I kolejny raz podkreślę, że Tenzin jest naprawdę świetnym ojcem. Spotkanie dzieciaków
z Toph też było fajne. Jakby nie patrzeć dzieciarnia sprowadziła Awatara do świata.
Lubię również relacje Suyin z jej dziećmi i to, że mimo wszystko, mimo najgorszych przykrości
nadal stara się zcalać rodzinę. Syn zawiódł, była nim bardzo rozczarowana, ale jako matka wciąż
miała nadzieję, że się opamięta i wróci do domu. Pewnie trochę czasu im zajmie zanim sobie
wszystko naprawią.
Pora na najbardziej kontrowersyjny wątek. Zrobiony tak subtelnie, że młodsza widownia raczej nie
powinna załapać podtekstu. Połączenie Korry i Asami w zasadzie nie było jakimś wielkim
zaskoczeniem (coś na zasadzie Zuko dołączającego do Gangu Aanga, każdy wiedział, ze to
nastąpi), można się było tego spodziewać. Najbardziej ciekawi mnie reakcja Mako na tę
wiadomość. :D Twórcy niewątpliwie postawili na oryginalność i wzbudzenie kontrowersji. Nie
wiem czy można tak powiedzieć, ale być może byli prekursorami nowych trendów w programach
dla dzieci i nastolatków. Cieszy mnie też ukazanie silnych postaci kobiecych w Legendzie
Korry. Od samej Korry przez Lin po Jinorę. Panie wyraźnie rządzą światem awatara. I to jest
fajne.
Jedynym zarzutem do serii 4 jest brak w niej Narodu Ognia (poza epizodem z Zuko i Izumi)
oraz odcinki z serii zapychaczy. No po co komu ten epizod z opowiadaniem przez Mako o
miłosnych podbojach czy mówiąc inaczej historii bycia dupkiem. To w zasadzie moje jedyne
zarzuty. Ogólnie sezon oceniam wysoko. I przyznam, że nie potrafię wybrać, którą serię lubię
najbardziej. Na pewno najmniej podobał mi się sezon 1.
Ocena: 5/5
Źródło zdjęcia: filmweb
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Reżyseria: Ian Graham, Colin Heck
Scenariusz: Michael Dante DiMartino, Joshua Hamilton, Tim Hedrick
Liczba odcinków: 13
Produkcja: Nicelodion Animation Studio
Skończyłam oglądać ostatni sezon Legendy Korry. Zaczęłam go w niedzielę wieczorem, a w
poniedziałkowe popołudnie byłam już po ostatnim odcinku. Poszło mi zaskakująco szybko. Może
dlatego, że pierwszy raz naprawdę zainteresowała mnie główna bohaterka? Księga IV pt.
Równowaga prezentuje również najciekawszego wroga całego serialu, ukazuje kilka bardzo
interesujących charakterów i różnorodność relacji. I w zasadzie dla mnie mógłby nie istnieć sezon
1. Trzy ostatnie serie biją go na głowę. Ale o tym więcej w podsumowaniu całej Legendy Korry.
Zapraszam na recenzję Księgi IV.
Sezon trzeci i Zaheer pozostawił świat w chaosie. Zabójstwo Królowej Ziemi spowodowało
euforię, ale i brak stabilizacji. W takich warunkach długo nie da się wytrzymać. Zanim
niedoświadczony następca tronu przygotuje się do rządzenia królestwem minie jakiś czas. A
działać trzeba od razu. Dlatego ogarnięcie tego bałaganu i zjednoczenie narodu światowi
przywódcy postanowili powierzyć Suyin Beifong. Kobieta jednak odmówiła, co w konsekwencji
spowodowało niemalże kolejną wojnę. Chociaż czy brak odmowy nie byłby równie tragiczny w
skutkach? Szczerze mówiąc trochę mnie to zawiodło, to znaczy przeniesienie akcji wyłącznie do
Królestwa Ziemi. Aang podróżował po całym świecie, tutaj było ubogo pod tym względem. W
każdym razie seria 4 pokazuje, że nawet mając dobre intencje można spowodować wielką
tragedię.
Ulubione postacie:
Książę Wu –moja pierwsza reakcja po zobaczeniu tego kolesia ,,skąd oni go wytrzasnęli?”. Jak ktoś
taki może być w ogóle brany pod uwagę przy tak poważnej sprawie jaką jest destabilizacja całego
społeczeństwa? Toż to jakiś cyrkowiec. No może cyrkowiec, ale od pierwszego do ostatniego
odcinka przeszedł taką drogę, że można pozazdrościć niemal diametralnej zmiany podejścia
do życia. Żałuję, że pan książę pojawił się tak późno, bo to postać z ogromnym potencjałem. Nie
tylko komediowym. Nie jestem pewna czy byłby idealnym władcą (przecież żaden taki nie jest), ale
na pewno nie byłby aż tak beznadziejny jak początkowo wszyscy myśleli (sama Lin to przyznała).
Duet Wu i Mako sprawił, że wielki detektyw przestał mnie irytować i bardzo zyskał. Początkowo
lubiłam Wu tylko dlatego, że działał na Mako jak płachta na byka, ale z czasem doceniłam tę
postać do tego stopnia, że jest jedną z ulubionych w całym sezonie.
Lin – poza kiepskim sezonem drugim pani komendant w zasadzie jest jednym z
najjaśniejszych punktów serialu. Komendant Beifong tradycyjnie nie zawodzi w pracy, a nawet
wbrew sobie nagina pewne zasady. Tym razem Lin jeszcze bardziej zacieśnia relacje z siostrą, w
jakimś sensie godzi się z przeszłością i z matką dzięki czemu wreszcie może pójść do przodu.
Myślę, że kolejnym jej krokiem będzie próba odnalezienia ojca, bo nadal ma z tym spory problem.
Bardzo się cieszę, że ta bohaterka wreszcie zaznała spokoju i w pewnym sensie szczęścia.
Korra – pierwszy raz naprawdę lubiłam główną bohaterkę, kibicowałam jej, współczułam. Co
więcej byłam pod wrażeniem, że wreszcie poszła po rozum do głowy i zaczęła zachowywać się jak
przystało na człowieka wyciągającego wnioski z własnych błędów. Wydarzenia sezonu 3 odcisnęły
ogromne piętno na Korze i paradoksalnie wyszły jej na dobre. Cierpienie fizyczne i psychiczne,
zmaganie się z przeszłością i własnymi demonami, myślenie o konsekwencjach swoich decyzji.
Korra wygrała nie tylko z Kuvirą, ale przede wszystkim z samą sobą. Wiele się nauczyła i wie,
że sporo jeszcze przed nią, bo świat nie stanie w miejscu. Pojawi się ktoś nowy z kim będzie trzeba
walczyć. W księdze 4 Korra staje się mniej więcej takim awatarem jakiego potrzebuje świat.
Antagonista:
Kuvira bez wątpienia jest najciekawszym antagonistą, z którym musiała zmierzyć się Korra. No
może na równi z Zaheerem. Świetnie zaczęła i ciut głupio skończyła, ale do tego już się
przyzwyczaiłam. Wydaje mi się, że pisząc tą postać twórcy nieco inspirowali się Władimirem
Putinem, może Napoleonem? Takie miałam wrażenie śledząc jej imperialistyczne zapędy,
aczkolwiek sądzę, że dalej niż do granic Królestwa Ziemi by nie poszła. Kuvira nie jest typową
wroginią. Została niejako stworzona przez Zaheera i Suyin. Nie chciała źle. Próbowała tylko
zjednoczyć Królestwo Ziemi, które było w chaosie, przekazać mu technologię i prowadzić ku
przyszłości. Nie wierzyła w monarchię, groziła każdemu kto stanie na drodze jej Imperium,
ale nikomu otwarcie wojny nie wypowiedziała. Urodzona manipulatorka, która każdą sytuację
rozegra na swoją korzyść. Nie straciła jednak ludzkich odruchów, używała przemocy tylko wtedy
kiedy naprawdę musiała, kiedy ktoś się jej sprzeciwił. Dla swoich ideai była gotowa poświęcić
wszystko, ale ostatecznie po prostu się poddała. Końcówka nieco mnie rozczarowaa. Kuvira
zwyczajnie ustąpiła pola. Zjednoczycielka, która chciała tylko dobra dla swojego narodu. Patrzyła
na ten naród niemal jak na dzieci porzucone przez rodziców (jak ona sama została opuszczona i
przyjęta przez Su). Oceniając całokształt, myślę że jest to najciekawszy przeciwnik Korry.
Jak wspominałam wyżej jestem pod wrażeniem postaci księcia Wu. Faktycznie jest tak, że w
dramatycznych okolicznościach ludzie bardzo szybko dojrzewają. Ale tutaj stało się to
ekstremalnie szybko. W jednej chwili widzimy totalnego kretyna, który ekscytuje się koroną i
luksusem, w drugiej zaś niemal lidera, który przemawia do swojego ludu i potrafi przekonać ich by
zrobili to czego on chce. Zupełną dojrzałość książę pokazuje w finale. Nie tylko przekonuje się
ile satysfakcji przynosi bezinteresowna pomoc swojemu narodowi, ale i dochodzi do wniosku, że
najlepiej dla społeczeństwa będzie zmienić ustrój polityczny i odejść od monarchii. Książę Wu
pokazał, że z każdego można zrobić charyzmatycznego przywódcę. Jednym pomagają
okoliczności, a innym propaganda (mam wrażenie, że Raiko jest przykładem tego drugiego).
Toph Beifong wróciła. Oczywiście w swoim stylu. Niewiele się zmieniła. Poza wyglądem
oczywiście. Legendarna szefowa Policji obecnie szuka oświecenia na bagnach, z których widzi cały
świat. Jest ostra, nie przejmuje się konwenansami, mówi co myśli, czasem w mało przyjemny
sposób. Cała Toph. Nie wiem skąd krytyka zachowania tej bohaterki. Przecież Korra sama prosiła
ją o pomoc w powrocie do zdrowia. Chciała z nią walczyć, chciała wrócić do potrzebującego ją
świata. Toph faktycznie ma specyficzne metody nauczania, ale jakby nie patrzeć bardzo
skuteczne. Aang bez niej nie zakończyłby wojny, a Korra by nie powstrzymała kolejnej. Pełen
sukces. ;)
Kolejny raz w sezonie Toph pojawia się by ratować swoją córkę Su. Jak wiemy z poprzedniej
serii panie się dogadały i wybaczyły sobie to co było do wybaczenia. Ratowanie Suyin staje się
pretekstem do rozmowy z drugą córką. Lin ma ogromny żal do matki za to, że nigdy nie poznała
swojego ojca, a Toph była zajęta sobą. Myślę, że to nie jest tak, że ona nie sprawdziła się w roli
matki, bo ostatecznie jej dzieci ani nie chodziły głodne ani brudne, a nawet bardzo dużo w życiu
osiągnęły (być może na przekór matce, ale zaszły wysoko). Ona po prostu uważała, że jej córki
potrzebują tyle ile ona nie zaznała od rodziców. Nie wiem czy do końca zdaje sobie sprawę ze
swoich błędów, ale pewne jest, że na swój sposób kocha córki i jej na nich zależy. Może z
czasem im się bardziej ułoży. Ważne, że wszystkie wykonały pierwszy krok. Swoją drogą,
nieważne jak bardzo Toph, Lin i Su są znane, jakimi są idolkami i autorytetami dla ludzi, ale żeby
obcą kobietę pytać kto jest ojcem jej dziecka w obecności tego dziecka… Lekkie przegięcie.
Ciut mnie rozczarowała postawa Toph. Niby zawsze taka szybka do bójki, do spuszczania
łomotu, a w sytuacji w której może zakończyć sprawę po prostu odchodzi, bo w sumie to nie
jej biznes i niech się nowe pokolenie martwi. No trochę mi to nie pasuje…
Znowu zespół Awatara to Asami, Asami i Asami. Bolin jest po innej stronie barykady
(przekonany, że robi dobrze), a Mako ma nowy ,,obowiązek”. To z Asami Korra koresponduje, to z
nią się spotyka, jej się zwierza. Miło się patrzy na relację dziewczyn. Cieszę się też, że Bolin został
przyjęty z powrotem niemal z otwartymi ramionami. Chłopak naprawdę nie robił nic złego
świadomie i bardzo ryzykował ostrzegając świat przed super bronią Kuviry. Ostatecznie Opal
też mu wybaczyła, a nawet Toph stwierdziła, że nie jest aż taki zły. Zespół Awatara razem jest tak
naprawdę w ostatnich odcinkach. Szkoda mi trochę, że tak bardzo okrojono ten wątek i relacje
między całą czwórką.
Naczytałam się dużo krytyki Światowych Liderów wobec działań Kuviry. Najpierw nic nie
zrobili na koronacji Wu, a potem w obliczu wojny. Jeśli chodzi o koronację. Czy oni naprawdę
mieli jakiś ruch? Mogli coś zrobić? Po pierwsze zapewne byli bardzo oszołomieni tym co się dzieje.
Kuvira miała oddać władzę, a tego nie zrobiła i dodatkowo zagroziła każdemu kto stanie jej na
drodze. Najlepiej od razu ją zaatakować żeby mogła zrobić z siebie ofiarę i zyskać więcej
zwolenników. Jeszcze niech Zuko to zrobi, bo przecież nadal jest tym wybuchowym nastolatkiem.
Fani starych postaci chyba mają problem z tym, że te postacie dosłownie są stare i bardzo się
zmieniły z upływem lat. Zuko nawet nie jest przywódcą kraju. Wymaganie działań od osoby,
która swoje w życiu zrobiła i pełni rolę dodatku jest trochę niesprawiedliwe dla tej postaci.
Jeśli chodzi o spotkanie liderów w sprawie rozwiązania problemu Kuviry to nie dziwi mnie takie
przedstawienie ich stanowisk. Książę Wu jest totalnie niedoświadczonym idiotą, który na niewiele
się zdaje, Tenzin z natury nie użyje przemocy dopóki nie zajdzie absolutna uzasadnione
konieczność, Izumi nie będzie ryzykować kolejnej wojny przez wzgląd na przeszłość Narodu
Ognia, ale nie odmawia pomocy w przygotowaniach do ochrony granic, Raiko strasznie się napalił
na ostateczne rozwiązania bez wcześniejszego rozeznania w sytuacji. Czy to, że przywódcy nie
chcą następnej wojny i dbają o interesy swoich narodów naprawdę jest czymś dziwnym? A
czy oni przypadkiem nie od tego są? Pamięć o 100 latach wojny po 70 latach od jej zakończenia z
pewnością jest bardzo żywa. Naród, który był oprawcą ma teraz bez wahania iść i się bić nawet jeśli
nie ma ku temu powodu? Pamiętajmy też o tym, że Izumi i Tenzin są dziećmi ludzi, którzy
zakończyli poprzedni konflikt i budowali pokój. Dla nich również z tego punktu widzenia użycie
jakiejkolwiek przemocy to ostateczność. Fajnie było zobaczyć potomków Gangu Aanga w
jednym miejscu decydujących o losach świata. :)
Tradycyjnie już bardzo podobała mi się postać Varricka. Najpierw pomagał Kuvirze, potem
współpracując z Bolinem od niej uciekł, stracił i docenił swoją asystentkę, a na koniec wziął z nią
ślub. Szkoda, że było go tak mało.
Cieszę się, że większą rolę odegrały w końcu pozostałe dzieci Tenzina. Jinora już dość się
zasłużyła. I kolejny raz podkreślę, że Tenzin jest naprawdę świetnym ojcem. Spotkanie dzieciaków
z Toph też było fajne. Jakby nie patrzeć dzieciarnia sprowadziła Awatara do świata.
Lubię również relacje Suyin z jej dziećmi i to, że mimo wszystko, mimo najgorszych przykrości
nadal stara się zcalać rodzinę. Syn zawiódł, była nim bardzo rozczarowana, ale jako matka wciąż
miała nadzieję, że się opamięta i wróci do domu. Pewnie trochę czasu im zajmie zanim sobie
wszystko naprawią.
Pora na najbardziej kontrowersyjny wątek. Zrobiony tak subtelnie, że młodsza widownia raczej nie
powinna załapać podtekstu. Połączenie Korry i Asami w zasadzie nie było jakimś wielkim
zaskoczeniem (coś na zasadzie Zuko dołączającego do Gangu Aanga, każdy wiedział, ze to
nastąpi), można się było tego spodziewać. Najbardziej ciekawi mnie reakcja Mako na tę
wiadomość. :D Twórcy niewątpliwie postawili na oryginalność i wzbudzenie kontrowersji. Nie
wiem czy można tak powiedzieć, ale być może byli prekursorami nowych trendów w programach
dla dzieci i nastolatków. Cieszy mnie też ukazanie silnych postaci kobiecych w Legendzie
Korry. Od samej Korry przez Lin po Jinorę. Panie wyraźnie rządzą światem awatara. I to jest
fajne.
Jedynym zarzutem do serii 4 jest brak w niej Narodu Ognia (poza epizodem z Zuko i Izumi)
oraz odcinki z serii zapychaczy. No po co komu ten epizod z opowiadaniem przez Mako o
miłosnych podbojach czy mówiąc inaczej historii bycia dupkiem. To w zasadzie moje jedyne
zarzuty. Ogólnie sezon oceniam wysoko. I przyznam, że nie potrafię wybrać, którą serię lubię
najbardziej. Na pewno najmniej podobał mi się sezon 1.
Ocena: 5/5
Źródło zdjęcia: filmweb
Komentarze
Prześlij komentarz