Ostatni Władca Wiatru


Reżyseria: M. Night Shyamalan
Scenariusz: M. Night Shyamalan
Gatunek: Fantasy, przygodowy
Produkcja: USA

Najpierw planowałam obejrzeć ten film po skończeniu  Legendy Aanga, ale później
zabrałam się za Legendę Korry i jakoś znowu odłożyłam filmową wersję pierwszego
tytułu. W końcu jednak zmierzyłam się z Ostatnim Władcą Wiatru. To trudny film.
Zarówno dla twórców, jak i dla widzów. O twórcach oryginału nie wspominając.  Czy
ta produkcja rzeczywiście jest aż tak zła? Zapraszam. :)

Ostatni  Władca  Wiatru  jest  ekranizacją  księgi  1  Awatara  Legendy  Aanga.  Na
szczęście  tylko  tej  jednej,  bo  aż  boję  się  pomyśleć,  co  mogłoby  się  znaleźć  w
dalszych częściach.  Znalazłam oczywiście kilka jasnych punktów tej produkcji,
ale  zasadniczo  ten  film  jest  straszny  i  dziwny.  Chwilami  przerażały  mnie  te
widowiskowe wybuchy i inne takie. Tego było po prostu za dużo. Miałam wrażenie,
że oglądam jakiś horror, a nie ekranizację serialu dla młodzieży. Film się dłużył przez
wiele niepotrzebnych scen, które nic nie wnosiły do historii. Ogromny minusem
Ostatniego Władcy Wiatru byli też bohaterowie. A raczej karykatury oryginalnych
postaci.

Żal patrzeć na to, co zrobiono z fantastycznych bohaterów. Wiem, że to tylko
jeden sezon, ale nawet tam Sokka nie był aż tak nieogarniętym kretynem, Katara
była…  Nie,  ona  w  zasadzie  wyszła  prawie  tak,  jak  powinna.  Niestety  zawiodła
najważniejsza  postać,  czyli Aang.  Dostaliśmy  jakiegoś  dziwnego  superbohatera,
który ma ciągłe huśtawki nastrojów (raz jest smutny, raz się wścieka i za każdym
razem pojawiają się jakieś dziwaczne efekty specjalne). Stryj Iroh w niczym nie
przypominał tego starszego mędrca, który zawsze był dla Zuko. Owszem, tutaj też,
ale jakoś tak inaczej. Co tam robił Ozai? Kto widział osobiście Władcę Ognia w 1
księdze? Kto w ogóle widział Władcę Ognia na zewnątrz poza finałowymi odcinkami
ostatniego sezonu? Chwilami wydawał nawet zatroskany o Zuko... Co to miało w
ogóle być?  Zabrakło kilku ważnych postaci, kluczowych dla rozwoju Aanga.
Najbardziej uderzał brak Awatara Roku. Chociaż patrząc na to, co zrobili ze Stryjka,
to może dobrze się stało. Uważam, że najbardziej wiarygodnie wypadł Zuko jako
charakter, bo wygląd pozostawia wiele do życzenia. On chyba najbardziej spośród
wszystkich był podobny do siebie.

Nie  podobało  mi  się  przeinaczanie  czy  całkowite  zmienianie  fabuły.
Wspominałam już o Władcy Ognia, ale było jeszcze kilka dziwnych motywów. Jak
np. to, że awatar nie może mieć rodziny, bo musi się całkowicie poświęcić. Szkoda,
że zupełnie pominięto aspekt ucieczki Aanga od swojej powinności. Idealnie by się
zgrało. Test na awatara był… oryginalnym pomysłem. Początkowo myślałam, że Iroh
będzie wykonywał na Aangu jakieś eksperymenty, albo poił go herbatą jaśminową,
ale to było lepsze. :D

Z jasnych punktów na pewno wymienię ścieżkę dźwiękową. Muzyka jest chyba
najlepszym, co można usłyszeć w tym filmie. W sumie taką rolę powinny spełniać
dialogi, ale nie można mieć wszystkiego przecież. Polski dubbing też wypadł dość
dobrze. Zgaduję, że niektórzy aktorzy odmówili udziału w tym arcydziele, innym
dziwię się, że przyjęli propozycje. W roli Katary zamiast Joanny Pach słyszymy
Justynę  Bojczuk,  która  w  polskiej  wersji  Legendy  Aanga wcieliła  się  w  Toph.
Dziwne.  Czy  naprawdę  nie  mamy  innych  aktorek?  Wit  Apostolakis-Gluziński
ponownie zmierzył się z rolą Awatara i gdyby ta postać nie była tak plastikowo
napisana, to nie miałabym zastrzeżeń. Podobał mi się Marcin Hycnar jako Sokka.
Przynajmniej tyle mi się podobało. Miło było go usłyszeć po tylu latach. I Leszek
Zduń  znów  był  księciem  Zuko,  który  na  tle  pozostałych  wypada  nad  wyraz
przyzwoicie. Może jeszcze Katara bardziej przypomina siebie.

Przyznam, że nie oglądało mi się tego jakoś wybitnie źle, ale może dlatego, że
byłam ciekawa, jak film ma się do serialu. Na pewno bywały gorsze produkcje.
Jednak  bardzo  się  cieszę,  że  zarzucili  pomysł  kontynuacji.  Widać  twórcy
kompletnie nie potrafili się wczuć w tą historię i wyszło, co wyszło.

Ostatni Władca Wiatru to film dość straszny. Przez mnogość efektów, przez zmianę
historii,  wpychanie  niepotrzebnych  wątków  i  przez  takie  przedstawienie  postaci.
Mniemam,  że  masa  pieniędzy  poszła  w  ten  projekt.  Szkoda,  że  z  tak  marnym
efektem. Film muszę pochwalić za genialną muzykę, a twórców za próbę zmierzenia
się z niełatwym zadaniem. Filmowa wersja serialu animowanego nie jest prosta.
Zwłaszcza  jeśli  bierze  się  na  cel  arcydzieło  (chyba  nie  przesadzam),  jakim  jest
Legenda Aanga. Nie wiem, mogło być chyba gorzej, prawda?

Ocena: 2/5

Źródło zdjęcia: filmweb

Komentarze