Nauczycielka angielskiego

Reżyseria: Craig Zisk
Scenariusz: Dan Chariton, Stacy Chariton
Gatunek: Dramat, Komedia
Produkcja: USA

Zaskoczył mnie ten film. Ściślej rzecz biorąc, zaskoczyło mnie to, że
tak mi się spodobał. Mam mnóstwo przemyśleń po seansie, ale
podzielę się tymi najważniejszymi, żeby nikogo nie zanudzić. ;)
Zapraszam na recenzję Nauczycielki angielskiego.

To na co należy zwrócić uwagę po obejrzeniu tej produkcji, jest chyba
oczywiste. Linda jest prawdziwą nauczycielką. Z pasją i powołaniem,
całkowicie oddaną temu, co robi. Taką, którą będzie się pamiętać do
końca życia. Oddała uczniom całą siebie, chce ich nie tylko nauczyć,
ale i pokazać piękno sztuki. Angażuje ich w przedsięwzięcia
kulturowe. Oczywiście, można odnieść wrażenie, że zatraca w tym
wszystkim siebie i swoje życie, ale... Myślę, że na etapie, na którym
ona jest, tak właśnie ma być. I paradoksalnie zatracając się, tak
naprawdę jest sobą. Mądry nauczyciel to także taki, który potrafi
wyciągać wnioski ze swoich błędów, testować nowe rozwiązania,
przyznawać się do porażek i Linda dokładnie tak robi. Przy okazji
zyskując więcej, niż się spodziewała...

Linda jest przykładem kobiety spełnionej, ale samotnej. Waha się
między pragnieniem odnalezienia bratniej duszy a świadomą decyzją
o życiu w pojedynkę. Nie zaryzykowałabym stwierdzenia, że
nauczycielka jest kobietą nieszczęśliwą i zgorzkniałą. Realizuje się w
swojej pracy, ma świetny kontakt z uczniami i kolegami. Daje od
siebie bardzo dużo... Może nawet za dużo. Myślę, że jest jej dobrze,
ale gdzieś głęboko chciałaby, żeby było lepiej.

Wszystko w życiu ma swój czas i tak też było w przypadku tytułowej
nauczycielki. W chwili, w której zupełnie się tego nie spodziewała,
odnalazła miłość... W sumie jak można się spodziewać, że zaczniesz
się spotykać z ojcem swojego byłego ucznia, którego miałaś za tyrana,
z którego synem sypiałaś i walczyłaś o jego marzenia? No nie da
rady. :D Stało się dopiero na końcu filmu, kiedy Linda wróciła do
pracy, do uczniów i książek. Warto było czekać? Myślę, że tak...

Nauczycielka angielskiego to obraz spełnionych i niespełnionych
marzeń. Skupię się tu na trzech postaciach: Lindzie, Carlu i Jasonie.
Chyba każde z nich mimo wszystko marzy o tym samym, a w chwili,
w której ich marzenie się spełnia, to żadne nie może być w pełni
usatysfakcjonowane. Linda i Carl potrafią pójść na kompromis,
zrezygnować z czegoś (pozornie) bardzo ważnego dla dobra całości.
Jason natomiast jest bezkompromisowy: albo wszystko, albo nic. Nie
chcę się rozwodzić nad tym, która postawa jest lepsza... Jasnon chciał
wystawić swoją sztukę, jego była nauczycielka również, posuwając
się do nieczystych zagrań, dopięła swego, ale czy to dobrze?
Końcowe sceny pokazują, że całej trójce wyszło to na dobre. Pewnie
zmienili podejście do pewnych spraw, dojrzeli. Chyba nie wszystkie
marzenia trzeba spełniać. Może warto niektóre zostawić w spokoju?
W każdym razie Linda zapłaciła dość wysoką cenę za swoje decyzje...
Być może w finale tej całej sztuki i dążeń do jej wystawienia najlepiej
wyszedł Carl, ale to wiadomo. ;)

Nauczycielka angielskiego to także film o ambicjach i twórczości jako
takiej. Linda jest gotowa niemal na wojnę, by wystawić sztukę swego
byłego ucznia. Do tego stopnia pochłonęła ją ta lektura, że granica
między prawdą, a fikcją literacką nieco się jej zatarła. Publicznie
zwyzywała nawet ojca Jasona za zmarnowanie mu życia. Przez chwilę
zastanawiałam się nawet czy chłopak nie ma jakiejś choroby
psychicznej, ale przypomniałam sobie jedną ważną kwestię. Otóż
sama piszę i moje opowiadania ,,są inspirowane tym, co w danym
momencie czuję", ale... No właśnie, inspirowane nie oznacza, że
zgodne z rzeczywistością. Jasonowi bardziej chodziło o emocje, a nie
same fakty. Co zresztą można wysnuć ze ,,spowiedzi" jego ojca.
Linda zapomniała o tej cienkiej granicy, ale chyba przez
ambicję. Ona bardzo mocno uwierzyła w ten projekt i chciała go
doprowadzić do końca. Za wszelką cenę.

Tytułowa nauczycielka jedynie pozuje na taką twardą i
zdystansowaną. W rzeczywistości rządzą nią silne emocje. Od
zwątpienia przez wściekłość, zazdrość aż po dumę i szczęście. Tak
samo emocjom ulega Jason, co doprowadza do zbliżenia między tą
dwójką oraz kolejnych spięć. Szczególnie nie raziło mnie zbyt
emocjonalne podejście Lindy do sprawy z Holly. Tym bardziej że
uczennica wcale nie jest takim niewiniątkiem, na jakie się kreuje. I
sądzę, że nie chodziło bynajmniej o zazdrość o byłego ucznia, a na
pewno nie tylko o to. Nauczycielka niemal po trupach szła do swego
celu i nagle na jej drodze, czy raczej w jej głowie pojawiła się kolejna
przeszkoda, którą musiała się ,,jakoś zająć"... Podobały mi się tak
skrajne emocje w wydaniu głównej bohaterki.

Sztuka Jasona po ogromnym zaangażowaniu Lindy odniosła sukces.
Sam jej twórca zdaje się, że również. Wszyscy tam popełniali błędy,
ale dążyli do wspólnego celu, który mimo różnic bardzo ich łączył.
Myślę, że taki właśnie można wysnuć wniosek po obejrzeniu
Nauczycielki angielskiego. Warto do końca wierzyć i słuchać innych.
Tylko w ten sposób można naprawić swoje złe decyzje i jakoś wyjść
na prostą. Linda postępowała nie do końca słusznie, ale bez niej nie
byłoby ani tej sztuki ani przedstawienia.

Co jeszcze zasługuje na pochwałę, to ukazanie Lindy w zupełnym
potrzasku, dole życiowym, w którym znalazła się tak naprawdę na
własne życzenie. Wiadomo, jaka jest młodzież. Intymne chwile z
byłym uczniem i doprowadzenie niemal do upadku przedsięwzięcia,
w które było zaangażowane mnóstwo ludzi, nie jest błahą sprawą i
musiało wywołać kontrowersje oraz odpowiednie reakcje. Osobiście
uważam, że mało sprawiedliwe, ale nie o tym chcę pisać. Otóż Linda
po utracie pracy nie wie, co ma ze sobą zrobić, brakuje jej pieniędzy,
ulega wypadkowi, nie wychodzi z domu, nie utrzymuje z nikim
kontaktu. Klasyczny przypadek chwilowej depresji (choć nie wiem,
czy to dobre słowo, ale najbardziej pasujące) spowodowanej ciężkimi
wydarzeniami. Powrót do pracy, sukces sztuki oraz bliższa znajomość
z Tomem sprawiły, że stan ten się nie pogłębił.

Zakończenie filmu raczej nie powala na kolana, pokazuje szczęśliwą i
spokojną nową Lindę, ale na pewno jest zaskakujące przede
wszystkim dla niej samej. W tym miejscu chciałabym poruszyć ten
bardziej symboliczny finał, o który toczyła się gra przez blisko
godzinę seansu. Sztuka Jasona kończyła się tragicznie, więc dyrektor
zażądał, by ostatni akt został napisany na nowo. Chłopak nie wiedział
o tym, decydując się na podpisanie umowy. Został wprowadzony w
błąd przez byłą nauczycielkę, której z kolei gruszek na wierzbie
naobiecywał Carl. W konsekwencji to Linda skończyła bez pracy, z
załamaniem nerwowym. Ale nie o tym, Jason nie chciał zmieniać
swojego dzieła (który twórca zechce zrezygnować ze swej pierwotnej
wizji?), więc Linda postanowiła zrobić to za niego. Jak sama mówiła,
zanim zmieniła zdanie, wypaczyła sens sztuki... Chociaż patrząc na
sukces, jaki widowisko odniosło, miała rację. Przyznał to nawet sam
autor.

Nauczycielka angielskiego to film warty polecenia. Idealnie pokazuje
kręte koleje ludzkiego losu, niespodziewane zdarzenia, które
zmieniają życie na zawsze, proces twórczy, poszukiwanie siebie.

Ocena: 5/5

Komentarze