Stulecie Winnych. Sezon 2

 


Gatunek: kostiumowy, obyczajowy

Kraj produkcji: Polska

Oryginalny język: polski

Główne  role:  Kinga  Preis,  Jan  Wieczorkowski,  Weronika  Humaj,

Karolina Bacia, Stefan Pawłowski, Mateusz Janicki

Reżyseria: Michał Rogalski

Scenariusz: Ilona Łepkowska

Liczba odcinków: 13


Drugi  sezon  Stulecia  Winnych  przedstawia  losy  naszych  ulubionych

bohaterów w trakcie II Wojny Światowej i w pierwszych latach stalinizmu.

Jesteśmy świadkami dramatycznych wydarzeń, pięknych i wzruszających

momentów, chwil nadziei i rozpaczy. To był inny sezon niż ten pierwszy.

Bardziej  podniosły,  symboliczny,  mniej  kolorowy.  Szczegóły  poniżej.

Zapraszam. :)


Zacznę  od  postaci.  Lista  ulubieńców  w  porównaniu  z  pierwszą  serią

bardzo się zmieniła. Przyznam, że sama byłam tym nieco zaskoczona i

miałam mnóstwo wątpliwości przy wyborze, ale w końcu zdecydowałam.


Ulubione postacie:

Michał  – nowy  bohater,  którego Ania  poznaje  po  przeprowadzce  do

Warszawy. Miły, uczynny, pomocny. Właściciel kawiarni, którą prowadził

wraz z żoną. Dobry, kochający, troskliwy ojciec i mąż. Człowiek, którego

wojna nie oszczędziła. Najpierw w łapance stracił żonę, był przekonany, że

Irena nie żyje, zakochał się w Ani, którą również stracił, następnie ginie

jego córeczka i matka. Michał zostaje sam i podejmuje walkę w Powstaniu

Warszawskim. Ciężko raniony, ledwo uchodzi z życiem. Zaprzyjaźnia się z

Ignacym, co w konsekwencji doprowadza do ponownego spotkania z Anią

i ich synkiem. W międzyczasie dowiaduje się o tym, że Irena przeżyła

obóz. Nie jest to jednak ta sama osoba. Nie wytrzymuje traumy i popełnia

samobójstwo.  Myślę,  że  Michał  jest  jedną  z  tych  postaci,  które

doświadczyły  najwięcej  na  przestrzeni  II WŚ  i  lat  stalinizmu.  Koniec

sezonu pozostawił nas z ogromnym znakiem zapytania, co do dalszych

losów tej postaci...


Bronia – w drugim sezonie niestety pożegnaliśmy seniorkę rodu Winnych.

Stało się to dopiero pod koniec serii. Na początku, w pierwszych dniach

wojny, Bronia przeżywa załamanie spowodowane rozstrzelaniem męża.

Kobieta milczy, nie je, traci chęć do życia. Taki stan trwa jakiś czas. Do

momentu, w którym Ania omal nie została zgwałcona. Wtedy babcia się

przełamuje, a w kolejnych epizodach jest głosem rozsądku całej rodziny.

Wysłucha, doradzi, pomoże, ugotuje. Choć z każdym rokiem jest coraz

słabsza. Ogromnie wzruszyła mnie scena jej śmierci. Te wspomnienia,

melodia, ostatnie rozmowy z bliskimi – majstersztyk. Będzie mi bardzo

brakowało tej bohaterki.


Kazimierz – no co ja poradzę, że lubię tego łotra? :D Pewnie ze względu

na totalne oczarowanie Mateuszem Janickim w tej roli. O tym niżej. ;) Czy

Kazik kochał Anię? Na swój sposób na pewno tak. Oczywiście oszukiwał,

podając  innym  cudze  wiersze  jako  swoje,  dopuszczał  się  bardzo

niemoralnych czynów w trakcie wojny. Nie szanował ludzi, z nikim się nie

liczył. Taki  zapatrzony  w  siebie cwaniaczek.  Cudem  uszedł  z życiem,

zmienił  tożsamość  i  został  królem  półświatka.  Ryba  w  wodzie  można

powiedzieć.  Sądzę  jednak,  że  całkowicie  zły  nie  był.  Kochał  Anię,

zrobiłby dla niej wszystko, a już na pewno wszystko, by go pokochała tak,

jak on tego pragnął. Nie mógł mieć dzieci, co też nie było bez znaczenia

dla jego charakteru. Nieszczęśliwy, niekochany i niespełniony poeta, który

podnosił swoje ego wzbudzaniem strachu u innych. Bez hamulców, groził

nawet wysoko postawionej prokurator. W końcu i on zapłacił więzieniem.

Jestem ciekawa jego losów w kolejnym sezonie. Pod koniec tego okazał

się nie aż taki straszny. ;)


Również w tym sezonie osoby odpowiedzialne za casting nie zawiodły. 

Przyznam, że nieco obawiałam się, gdy ogłoszono, że Mateusz Janicki 

zagra czarny charakter. Owszem, różnie możemy oceniać jego postacie, 

ale typowego łotra jeszcze nie miał okazji wykreować. Okazało się, że 

sprawdził się w tej roli znakomicie. Nie wyobrażam sobie innego Kazika. 

Stefan Pawłowski ma twarz wręcz stworzoną do ról dobrych gości. I 

Michał taki właśnie jest. Idealny aż do bólu. Wielkie ukłony tradycyjnie w 

stronę Kingi Prais za genialną postać Broni. Szkoda, że wszystko kiedyś 

się kończy. Tej bohaterki będzie mi brakowało najbardziej. Większą szansę

na pokazanie się dostała też Karolina Bacia, która wykorzystała swój czas. 

Przyznam, że w tym sezonie dużo bardziej przypadła mi do gustu Mania. 

To, co wyrabiała Ania zakrawa na totalną głupotę… W każdym razie 

obsada jak najbardziej na plus.


Druga seria Stulecia Winnych rozpoczyna się dosłownie w momencie 

zakończenia poprzedniej. Jesteśmy na rynku w Brwinowie sekundę po 

śmierci Antoniego. Widzimy zrozpaczoną rodzinę Winnych. A ich dramat 

tak naprawdę dopiero się zaczyna. Sama Ania mówi, że skończył się czas 

normalnych pogrzebów. Teraz ludzi chować się będzie w dołach. Brzmiało

to okropnie, mimo że chyba każdy widz zdaje sobie z tego sprawę… Ten 

sezon ogólnie miał bardzo mocny, mroczny i symboliczny klimat. Taki 

poważny. Być może wpływ na takie pokazanie wojny miała zmiana 

reżysera serialu. Dramat okupacji, obozów, powstania, stalinizmu 

pokazano bardzo wyraźnie i w różnych perspektywach. Globalnej i 

ludzkiej. Odcinki mimo ciągłych przeskoków czasowych były spójne, 

przedstawiające określoną sekwencję. Jestem pod ogromnym wrażeniem.


W poprzedniej recenzji podkreślałam, że Paweł to nie jest facet. Teraz to 

tak jakbym nie napisała o nim nic. Jest najzwyklejszym dupkiem, który nie

kocha nikogo poza sobą. Prawdziwym egoistą, nieliczącym się z 

uczuciami innych. Tchórzem, który skrzywdził swoich najbliższych. Na 

szczęście Mani jego odejście ostatecznie wyszło na dobre. Poznała 

Ryszarda, odnalazła prawdziwą miłość i szczęście. A jej córeczki zyskały 

wspaniałego ojca. Z tej wielkiej miłości Ani też nic nie zostało, bo tą 

jedyną spotkała w Warszawie. Wszystko, co Ania zrobiła dla Pawła, 

zrobiła dla siostry i siostrzenic. Była gotowa posunąć się do nagięcia 

każdej zasady, kosztem swojego życia (tego rodzinnego rzecz jasna). 

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, za kogo ta kobieta się uważa. Za 

Boga? Jakim prawem to ona decyduje, kto ma o czymś wiedzieć, a kto 

nie? Kto dał jej przyzwolenie na ustawianie innym życia? Irytowała mnie 

jej postawa w tej serii. Zwłaszcza w stosunku do Michała i jego próśb 

dotyczących ślubu. Żeby nie wszystko było takie ponure, to słońce też 

zaświeciło w postaci chyba związku Andzi i Stanisława. Chciałoby się 

powiedzieć: w końcu. Dość ważnym wątkiem miłosnym była taż obsesja, 

tak obsesja, Jaśka na punkcie Łucji. Jak dobrze, że poznał prawdę i 

dosłownie się od niej uwolnił. Ta dziewczyna nie potrafiła kochać nikogo. 

Siebie pewnie też nie. Jaka byłaby, gdyby wychowywała ją Władzia? 

Pewnie inna…


Przyjaźnie w czasie wojny i po niej też były bardzo interesujące. Muszę 

przyznać, że ogromnie wzrusza mnie trwająca lata relacja Ani z panią 

Iwaszkiewiczową. Jednak w tym kontekście warto wspomnieć niezwykłą 

przyjaźń Ignacego i Michała, która nawiązała się w niezwykle trudnym 

momencie i przetrwała lata. W tak ekstremalnych warunkach kształtują się

więzi, które mogą trwać całe życie. Wspólnota doświadczeń. Ciekawym 

wątkiem było też pojawienie się Róży, jej zabójstwo i Ania adoptująca jej 

córeczkę. Każda z tych historii ma w sobie coś magicznego.


Wojna to ofiary. Trzy historie utkwiły mi w pamięci najbardziej. Pierwsza: 

Antoni oddający życie za Pawła. To, co zrobił z tym ten egoistyczny 

dupek, jest kwestią drugorzędną. Jednak poświęcenie jest niewyobrażalne i

niezaprzeczalne. Ile trzeba mieć w sobie miłości do drugiego człowieka, 

by zdecydować się na tak heroiczny czyn? Niesamowite. Drugą historią 

jest życie Ireny. Szczęśliwa matka i żona, w kolejnej ciąży zostaje zabrana 

przez Gestapo. Ląduje w obozie koncentracyjnym, gdzie doświadcza 

rzeczy niewyobrażalnych. Przeżyć się udało, ale jest już zupełnie kimś 

innym. Nie radzi sobie z traumą, jest cieniem człowieka, zapewne śmierć 

dzieci też ma wpływ na jej depresję i ostateczne rozwiązanie, na jakie się 

zdecydowała. Ten wątek dosłownie wbił mnie w ziemię i wycisnął łzy z 

oczu. Poruszyła mnie też historia młodej łączniczki umierającej na rękach 

Ignacego. Sezon jest pełen takich dramatów, składających się na piekło 

wojny.


Chyba nie ma w Stuleciu Winnych osoby, która nie straciłaby kogoś w 

wojnie lub po niej. Każdy coś przeżył, a za każdym stoi mniej lub bardziej 

dramatyczna historia. Ale jak to w życiu. Dramatyczne chwile przeplatają 

się z tymi dobrymi. Rodzą się nowe dzieci, ludzie się zakochują, układają 

życie na nowo, zdają sobie sprawę z ulotności chwil, kruchości świata. To 

też jest cenne i piękne.


Spory nacisk położono też na czas stalinizmu. Ania jest szykanowana w 

pracy, Michał zostaje zmuszony, by zapisać się do partii dla dobra rodziny,

Paweł prawie ginie w katowni UB, Mania musi wyrzec się męża (to akurat

tylko jej na dobre wyjdzie), Jasiek jest wysoko postawionym 

partyjniakiem, Kazimierz został królem półświatka, a na koniec zaczęły 

się aresztowania. Ania musiała uczyć po linii partii, szerzyła się 

propaganda. Tutaj w grę wchodziły pewne symbole typu gołąb, krew. 

Nawiasem mówiąc, ostatnia scena mnie po prostu zmiażdżyła. Wizja Ani, 

aresztowani Michał i Kazik, ściana krwi, symbolizującej śmierć Stalina i 

stopniowe przemiany. Ciekawie się to oglądało. Tym bardziej że II WŚ 

została pokazana na wszelkie możliwe sposoby w kinie i telewizji, a I WŚ 

i właśnie okres stalinizmu nie są jakoś wybitnie popularnymi motywami.


Sezon drugi to powroty i odejścia. Odchodzi Paweł, wraca i znowu 

odchodzi. Oby tym razem na dobre. Odchodzi Kazimierz, wraca i raczej 

nigdzie się nie tuszy. Pewnie będzie sprawiał Ani problemy w kolejnych 

odcinkach. Najpiękniejszym powrotem było jednak ponowne spotkanie 

Ani i Michała oraz ogólnie spotkanie Michałów. ;) 


Ważnym i kontrowersyjnym wątkiem drugiej serii serialu była rezygnacja, 

a raczej decyzja o rezygnacji z kapłaństwa Ignacego. Co ciekawe, ale 

może nie jakoś bardzo zaskakujące zyskał pełne poparcie Broni. Skąd taka

decyzja? Może, zanim przejdę do analizy bohatera, napiszę o samym 

scenariuszu. Czytałam sugestie, że to próba kolejnego ataku na Kościół. 

Zwłaszcza po wojennym romansie księdza. Nie doszukiwałabym się w 

tym jednak polityczno-ideologicznych podtekstów. Mimo że w książce 

tego wątku nie było. Ignac tyle przeżył, tyle widział, zasmakował miłości, 

stracił ukochaną, koszmar wojny, bezradność, strach i tajemnice, którymi 

obarcza go niemal cała rodzina. Ten człowiek wie wszystko o wszystkich i

nic nie może powiedzieć. To ogromny ciężar. Co chwilę odprawia 

pogrzeby swoich najbliższych… Być może nie chce więcej, nie chce 

umoralniać innych, skoro sam nie jest idealny. Sam przyznał, że nie potrafi

być już księdzem, ale trzeba po prostu żyć. Nam jest łatwo oceniać, bo 

siedzimy sobie w ciepłych fotelach i zastanawiamy się, co byśmy zrobili. 

Ale my tego nie wiemy. Nie przeżyliśmy, nie nam oceniać postawy i 

wybory tak doświadczonych ludzi… Jestem ciekawa czy Ignacy 

ostatecznie zrezygnuje z kapłaństwa.


Stulecie Winnych to niezmiennie genialna muzyka. Ścieżka dźwiękowa 

idealnie podkreślała myśli i dylematy bohaterów, była wybitnym 

uzupełnieniem scen. Do tego wojenne i przedwojenne przeboje, które ja 

uwielbiam. Mistrzostwo! Życzyłabym sobie płyty z muzyką z serialu.


Cieszę się niezmiernie, że powstanie trzecia seria. Prawdopodobnie tak 

jak i obecna będzie nieco odbiegała od książki, ale mi to nie przeszkadza. 

Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Kazimierzem. ;) W końcu 

serial kręcony jest na podstawie. Nie jest to ekranizacja. Serię drugą 

oceniam bardzo wysoko. Realizm, piekło wojny i stalinizmu, rozterki 

bohaterów, ich radości i rozpacze. Wszystko było tak pięknie podane i 

pokazane, że nie dało się nie wzruszyć i nie zżyć z tymi ludźmi. Kto nie 

widział, musi koniecznie nadrobić.


Ocena: 5/5

Komentarze