Reżyseria: Jan Komasa
Scenariusz: Mateusz Pacewicz
Gatunek: Obyczajowy
Produkcja: Polska
Od dawna planowałam obejrzeć ten film. Szczerze mówiąc mam
odczucia takie jak w przypadku Zimnej wojny. Kontrowersyjny, na
swój sposób ciekawy i na pewno ważny, ale mimo wszystko raczej
bez fajerwerków. Zapraszam na recenzję Bożego ciała. :)
Główny bohater filmu przebywa w poprawczaku. Jest dość agresywny
i powiedzmy zadziorny, ale ma jedno marzenie. Zapewne pod
wpływem miejscowego kapłana pragnie pójść do seminarium. Z taką
kartoteką niestety nie ma na to najmniejszych szans. Pewien splot
okoliczności sprawia, że Damian po opuszczeniu placówki, zamiast
trafić do stolarni, w której miał podjąć pracę, znajduje się w kościele
i... zostaje księdzem. Ściślej rzecz biorąc, podszywa się pod
duchownego. Widmo poprawczaka nie daje jednak o sobie
zapomnieć, w konsekwencji prawda wychodzi na jaw, a bohater
finalnie wraca do punktu wyjścia. Płaci za błędy. Słono płaci.
Moim zdaniem ten film opowiada o prawdziwym powołaniu. Jako
osoba wierząca mam ochotę napisać, że gdyby Bóg nie chciał takiego
scenariusza dla Damiana, to by go zwyczajnie nie stworzył. Z
jakiegoś powodu młodociany przestępca jednak z powodzeniem nie
tylko oszukiwał przełożonych i lokalne władze, ale i był
wiarygodnym kapłanem. Takim na miarę naszych czasów (wiem, że
to stwierdzenie jest dość ryzykowne). Chłopak bez wątpienia czuje
powołanie, żyje tym, co mówi podczas mszy, jest z ludźmi, zna ich i ich
problemy. Czy nie takich kapłanów potrzebujemy?
Skoro już o kapłanach mowa, to ten film prezentuje naprawdę
mądrych i oddanych księży. To dość niepopularne w obecnych
czasach, a raczej w czasie robienia z kapłanów potworów. W Bożym
Ciele nie zobaczymy alkoholików, rozpustników, pedofilów. Ujrzymy
towarzyszy zagubionych owieczek, które różnymi sposobami mogą
zostać przybliżone do Pana. On zawsze ma jakiś cel, prawda? Księża,
którzy prawdziwie wierzą i zarażają swoją wiarą, a ponadto potrafią
trafić do każdego odbiorcy, bez wątpienia są potrzebni obecnym
zagubionym społeczeństwom. Takich też widzimy w Bożym ciele.
Wątek z udawaniem księdza jest bardzo kontrowersyjny. Ale o dziwo
mi się podobał. Może ja jakoś dziwnie interpretuję to wszystko, może
czegoś nie dostrzegam, ale dla mnie Damian jest ofiarą własnych
działań. Przez swoją przeszłość nie ma szans na dostanie się do
seminarium, więc żal nie skorzystać z okazji. Nie podejrzewam go o
uknucie misternej intrygi. Raczej pod wpływem chwili zrodził mu się
w głowie taki szalony pomysł. Każdy człowiek jest narzędziem w
rękach Boga i widać taki ,,ksiądz" był mu do czegoś potrzebny. Nie
ma wątpliwości, że chłopak przyciągnął głównie młodych ludzi i
może jakoś zmienił ich życie...
Młody ksiądz ma bez wątpienia to, co potrzebne jest kapłanowi:
umiejętność przekazania wiary, słuchania i słyszenia, ogromną wiarę
oraz, jak mówi jeden z bohaterów, ,,to coś". Czym to jest? Może
trafianiem do ludzi? Doborem słownictwa? Dostosowaniem
słownictwa? Dzieleniem się doświadczeniem? Korzystaniem z
doświadczenia innych? Złożeniem tych wszystkich elementów w
jedną całość? A może tego się po prostu nie da określić? ;) W tym
filmie pojawiają się właśnie tacy księża. I to jest fajne. :)
Krótko wspomnę o motywie winy i kary w Bożym ciele. Żadne
zachowanie nie ujdzie bez poniesienia konsekwencji. Żadne złe
zachowanie, oczywiście. Każdy bohater dostaje to, na co zasłużył. Za
popełnione błędy trzeba płacić, ale ten film w całokształcie jest
bardzo optymistyczny. Pan Bóg przyjmuje do siebie wszystkich.
Nawet, a może zwłaszcza tych, którzy pobłądzili.
Bohaterowie żyją w małej społeczności, wszyscy się znają. Są równi i
równiejsi. Zawsze tak jest, że ktoś musi się cieszyć, by ktoś inny mógł
być szczęśliwy. I tak jest też tam. Może historia potoczyłaby się
inaczej, gdyby nie te układy i układziki...
Boże ciało na pewno należy pochwalić za obsadę. Aktorzy dość
dobrze odnaleźli się w swoich rolach. Obok bohaterów
trzecioplanowych, w których wcielili się znani artyści, jak Leszek
Lichota, Barbara Kurzaj, Łukasz Simlat, Zdzisław Wardejn, wystąpili
niemal debiutanci tacy jak: Bartosz Bielenia jako główny bohater
Daniel, Aleksandra Konieczna, Tomasz Ziętek czy Eliza Rycembel.
Postawienie na jeszcze nieograne twarze było bardzo dobrym
posunięciem.
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, byłby to język filmu. A
raczej nadmierne ukazanie jego ciemnej strony. Bywały sceny, w
których przekleństwa padały niemal, w co drugim słowie. Nie jestem
jakąś fanatyczką pięknej polszczyzny, ale bez przesady. Mocno mnie
to raziło.
Przyznam, że Boże ciało nie powaliło mnie na kolana, ale z
pewnością jest filmem, który warto obejrzeć. Pokazuje zupełnie inne
oblicze Kościoła. Inne od tego prezentowanego w głównym nurcie.
Polecam!
Ocena: 4,5/5
Komentarze
Prześlij komentarz