Niania

 


Reżyseria: Jurek Bogajewicz

Scenariusz: Bartosz Kurowski

Gatunek: serial komediowy

Produkcja: TVN

Liczba serii: 9

Liczba odcinków: 134

Główne role: Agnieszka Dygant, Tomasz Kot, Tamara Arciuch,

Adam Ferency


Za mną kolejny kultowy serial TVN. No właśnie, czy taki kultowy?

Dyskutowałabym. ;) Nie powiem, że Niania mi się nie podobała,

przeciwnie, śledziłam ją z zaciekawieniem, ale bywały lepsze

produkcje i wielkiego zachwytu trochę u mnie nie ma. Jest jakiś. Bo

to całkiem fajny serial był. Taki zwyczajny i nieirytujący. Zapraszam

na recenzję przygód Niani Frani. :)


Główną bohaterką serialu jest Franciszka Maj, która zupełnym

przypadkiem zostaje nianią trójki dzieci bogatego wdowca. Akcja

toczy się wokół problemów dzieciaków i powolnego (baaardzo

powolnego) rozkwitu miłości pomiędzy szefem i podwładną. Całości

dopełniają żmijowata Karolina, złośliwy kamerdyner, sklerotyczna

babcia Apolonia, głupkowata Jolka i nienajedzona Teresa.

Wybuchowa mieszanka, która stworzyła całkiem niezły serial.


Ulubione postacie:

Konrad - bezapelacyjnie moja ulubiona postać Niani. Bardzo barwny,

niejednoznaczny. W jakimś sensie szukający swojego miejsca w

życiu. Bywał nieszczęśliwy w pracy, wścibski, złośliwy, ale przy tym

niezwykle pomocny, stojący murem i traktujący Skalskich jak własną

rodzinę. Bez nich chyba nie byłby sobą, a już na pewno byłoby mu

znacznie gorzej w życiu. Ciekawie obserwowało się miłość Kondzia i

Karoliny oraz przyjaźń z Franią. Kto się czubi, ten się lubi i

przewidywalność relacji z Łapińską w ogóle mi nie przeszkadzała.


Frania - promyk słońca wkraczający w ponury świat Skalskich. Optymistyczna, pełna wiary i empatii. Marząca o własnej rodzinie - ślubie, dzieciach. Bezskutecznie poszukująca miłości, czekając, aż jej wybranek ją dostrzeże i zachowa jak facet. Bez wątpienia pokochała Adasia, Zuzię i Małgosię, pokazała im nieco inny świat, pomogła odbudować więź z zapracowanym ojcem. Przy tym była tak urocza, zabawna i chwilami nieporadna, że naprawdę czekało się na pozytywne zmiany w jej życiu. Myślę, że też zrozumiała, że za mocno chciała, była zbyt niecierpliwa, a na wszystko jest czas.

Adaś - moje ulubione dziecko Skalskie, choć długo nie mogłam się

zdecydować. ;) Zabawny, inteligentny, czarująco złośliwy, potrafiący

obrócić na swoją korzyść każdą sytuację. Bezskutecznie szukający

dziewczyny i mimo wszystko bardzo kochający swoje siostry

chłopak.


Karolina jako antagonistka. Mam wątpliwości w tej kwestii. To

znaczy oczywiście, chciała zdobyć Maksa i czyniła różne starania,

przez lata była w nim zakochana (w sumie w to też wątpię), ale po

ślubie Skalskich jakoś bardzo nie mieszała. Wprost przeciwnie, w

pewien naturalny sposób zaprzyjaźniła się z Franią, sama otworzyła

oczy na miłość, która była obok niej... Pewna siebie, inteligentna

kobieta, pragnąca miłości i bliskości. Bardzo samotna wbrew

pozorom. I to dzięki Maksowi odnalazła szczęście. Kibicowałam tej

bohaterce. Cieszę się, że jej historia zakończyła się ślubem, ciążą i

takim ogólnym wyjściem ze strefy komfortu.


Miłość Maksa i Frani była głównym wątkiem serialu. Proces

zakochiwania, uświadamiania sobie uczuć, chęci ich wyznania aż w

końcu podjęcia decyzji o byciu razem dłużył się niemiłosiernie.

Dwoje dorosłych ludzi nie potrafiło powiedzieć sobie dwóch prostych

słów. Wbrew pozorom Franciszka też skora do wyznań nie była. Ale

może oni potrzebowali tych kilku lat, żeby pewne rzeczy zrozumieć?

Może miłość od pierwszego wejrzenia nie byłaby trwała? Może

skończyłoby się, zanim na dobre zaczęło? Oboje mieli wiele

nieprzepracowanych problemów. Przede wszystkim bali się zmiany,

która ma nadejść wraz z przyznaniem się do uczuć. Niesamowicie

wzruszyła mnie rozmowa Maksa ze zmarłą żoną. Była piękna, ale i

zabawna, nastrojowa, ale i lekka. Jestem w stanie uwierzyć, że po

latach docierania, po ślubie i gromadce dzieci Maks i Frania przeżyli

ze sobą długie, długie szczęśliwe życie. Roztrzepana, wygadana,

ciepła i nieogarnięta dziewczyna z Pragi odnalazła miłość u boku

bogatego, czułego, troskliwego i oddanego producenta filmowego.

Odcinki pokazujące relację bohaterów po padnięciu sobie w ramiona,

a potem po ślubie były najlepszymi epizodami całego serialu. Tę

miłość czuło się przez ekran. Oby więcej tak chemicznych duetów.

Wiem, że w dzisiejszych czasach nikt by takiej Niani nie zrobił, ale

paradoksalnie oglądających byłoby sporo. Bez zbędnych dram, akcji

rodem z Mody na sukces można odnieść sukces. ;)


Dzieciaki Maksa Skalskiego to jeden z najjaśniejszych punktów

Niani. Każde inne, każde wyjątkowe. Razem nie do podrobienia.

Moje serducho skradł młodzieniec ze złotą kartą kredytową, ale

równie cudowna była nad wyraz inteligenta Zuzia, uczęszczająca na

terapię i diagnozująca (trafnie) członków swej rodzinki. Małgosia, jak

pozostali była nieco chowana w takiej złotej klatce, a bardzo chciała

zasmakować prawdziwego życia. Imprez, przyjaciół, randek ku

utrapieniu zazdrosnego tatusia. Ostatecznie zresztą wychodzi za mąż i

układa życie po swojemu. Ogromna w tym wszystkim zasługa Frani,

która z niani powolutku stawała się i przyjaciółką i matką. Adopcja

była tylko zwieńczeniem ich wzajemnych uczuć. Podobało mi się też

pielęgnowanie pamięci o zmarłej mamie dzieciaków. I trochę

irytowało mnie, że w późniejszych odcinkach ten wątek został tak

mocno zmarginalizowany.


Drugi plan Niani to przede wszystkim rodzina Maj. Ojciec, matka,

babcia i niezliczona ilość ciotek, wujków i kuzynów. Większość z

nich przemknęła przez dom Skalskich. ;) Oni wprowadzali cudowny

humor i świetne zamieszanie, ale osobiście takiej uciążliwej rodzinki

bym nie chciała. Dla mnie absolutnym numerem jeden w tym gronie

jest Apolonia. Cóż za wspaniała kobieta, która zawsze potrafi celnie

walnąć, nawet gdy niezbyt ogarnia, z kim akurat gada. Fajnie było też

zobaczyć śpiewającego Mariana Opanię (super nawiązanie w Prawie

Agaty). Szkoda, że taty Frani było tak mało.


Pokochałam ten serial za genialną obsadę. Agnieszka Dygant i

Tomasz Kot już w Na dobre i na złe pokazali, że stać ich na dużo, ale

w Niani po prostu powalili mnie na ziemię. Chociaż w przypadku

Kota, Maks aż tak bardzo od Henryka się nie różni. Frania od

Mariolki w sumie też nie. W każdym razie fantastycznie się ich

oglądało, czułam te postacie. Tamara Arciuch jako Karolina była

fenomenalna. Jej się współczuło, kibicowało i chciało oglądać jak

najwięcej. W duecie z cudownym Adamem Ferencym rzecz jasna. ;)

Ogromnym plusem obsady było najstarsze pokolenie aktorów,

wprowadzające niesamowity humor i ciepło - najpierw Barbara

Wrzesińska, potem Krystyna Rutkowska-Ulewicz, Elżbieta Jarosik

czy Marian Opania. Nie można pominąć tu najmłodszych gwiazd. Z

reguły serialowe dzieci mnie irytują, ale ostatnio mam dużo szczęścia

do odkrywania prawdziwych diamentów. Skalskie dzieciaki były

FENOMENALNE. I dziwię się, że młodzież nie zrobiła większych

karier, ale cóż. Ich wybór. ;)


Przyznaję, że ja nie lubię, kiedy ktoś każe mi się śmiać. A tutaj

publiczność niemal wymuszała taki odbiór scen.

Także może to mi trochę zakłócało oglądanie. Ogólnie cała akcja

rozgrywała się niemal w jednym miejscu, co miało swój urok. Ten

serial miał jakiś lekki i ciepły klimat, fajny humor. Oglądałam po 4

odcinki dziennie na Polsat Seriale, ale wnioskuję, że skoro Agnieszka

Dygant dziękowała za cztery wspólne lata to te lata temu Niania

emitowana była raz w tygodniu... Jak na 25 minut to strasznie mało...

Każdy odcinek był o czymś innym, spoiwem łączącym był dom i

bohaterowie, ale nie powiedziałabym, że twórcy przedstawili jakąś

porywającą i spójną fabułę. Ciekawym pomysłem było wprowadzanie

epizodycznych gwiazd - piosenkarek, aktorek (występ Gabrieli

Kownackiej - Boże, jak miło było ją zobaczyć i znów popodziwiać).

Frania i Konrad zaliczyli też spotkanie z Agnieszką Dygant,

zapraszającą na finał Niani. ;) Podobała mi się również niespodziana

od oryginalnej Niani po 100 odcinku. Miło było też zobaczyć

wszystkich aktorów po finale i usłyszeć od nich kilka słów.

Ciekawym zabiegiem były też kulisy kręcenia niektórych scen, czy

pokazanie tych, które się nie zmieściły po odcinkach.


Szczęśliwi bohaterowie są nudni? Zdecydowanie NIE. Mnie tak

naprawdę porwały dopiero odcinki, kiedy to Maks i Frania byli

razem. Cudownie się ich oglądało - zgrzyty, początki, miłość,

romantyzm. Ja wtedy widziałam, że oni naprawdę chcą, że mimo

wszystko pasują do siebie i mogą stworzyć długi związek. Tyle na to

czekali i w końcu im się udało. I my i oni zasłużyliśmy na sielankę,

niepozbawioną dram oczywiście. Przyznaję, że mocno mnie wkurza

finał w stylu ,,żyli długo i szczęśliwie". Bo większość tych par tak

naprawdę zadatków na takie życie nie ma. Frania i Maks mieli, co

twórcy pokazali totalnie w stylu tych postaci.


Mnie się finał podobał. Na żadnym odcinku nie śmiałam się do łez.

Cóż, koniec wieńczy dzieło. :D Rodzinno-przyjacielski poród Frani

był bardzo w stylu Niani. Skalscy nie mogliby przeżywać tej chwili

we czworo. Obie rodziny, Jolka, Konrad i Karolina z pewnością by im

tego nie wybaczyli. ;) Finał pokazał też potęgę miłości. Nie tylko tej

małżeńskiej u dwóch par, ale przede wszystkim tej macierzyńskiej.

Frania pokochała dzieci Maksa jak swoje własne, jak prawdziwa

matka przeżywała rozstanie z nimi, nie chciała się pożegnać.

Ogromnie wzruszyły mnie te lotniskowe sceny. Tak samo, jak cała

historia Niani Frani w pigułce, kiedy Skalscy opuszczali dom przed

wyprowadzką do Stanów. Karolina i Konrad, którzy stracili swój

pazur przez małżeństwo i ciążę to był hit tych ostatnich ckliwych

minut. Autentycznie będzie mi brakowało tych bohaterów i boskiej

atmosfery, jaką stworzyli...


Czy polecam Wam Nianię? Tak. Czy obejrzałabym ją jeszcze raz?

Być może. To lekki serial o miłości, przyjaźni, samotnym

rodzicielstwie, więzach, które więzów krwi nie potrzebują. Do tego

plejada fantastycznych gwiazd, dobry humor, barwne postacie i

powrót do starych, dobrych czasów. :)


Ocena: 5/5

Komentarze