Takiego pięknego syna urodziłam

 


Reżyseria: Marcin Koszałka

Scenariusz: Marcin Koszałka

Gatunek: Dokumentalny, Krótkometrażowy

Produkcja: Polska


Trafiłam na ten film przypadkiem. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak

krótki i nagrywany trochę na zasadzie ukrytej kamery. Co za tym idzie,

pokazuje prawdę. Trudną do zaakceptowania. Budzi emocje. Czasem

sprzeczne. Zapraszam na recenzję. :)


Marcin Koszałka zabiera widzów do swojego świata. Pełnego agresji,

krzyku, wyzwisk, ciągłej krytyki, obelg, braku akceptacji i miłości.

Przemoc psychiczna nadal jest trudnym tematem. Siniaki przecież widać,

ran na duszy niestety nie. Dlatego często bagatelizujemy problem, nie

angażujemy się, nie reagujemy. Stoimy z boku, podczas gdy za drzwiami

dzieje się stopniowe niszczenie drugiego człowieka. Człowieka, który

sobie na takie traktowanie niczym nie zasłużył.


Środowisko, w jakim się wychowujemy i w jakim żyjemy, ma ogromny

wpływ na wszystko, co dzieje się wokół nas. Zarówno teraz, jak i w

przyszłości. Główny bohater nie zaznał akceptacji ze strony rodziny,

każdy jego pomysł był wyśmiewany. Nie otrzymał potrzebnego wsparcia,

nie mógł się realizować. Czy ma szansę na zmianę życia? Pewnie tak, ale

bez pomocy specjalisty raczej nie da rady. Ma sporo do przepracowania, a

na razie nie jest na to gotowy.


Właściwie niewiele wiemy o głównym bohaterze tej historii. Znamy go

tylko z relacji rodziców. Mężczyzna, który jest na pierwszym planie,

wydaje się najbardziej tajemniczą postacią filmu. Ma 27 lat, studiuje już

któryś kierunek, mieszka z rodzicami, ma długi, nie ma pracy, studiuje

chyba już wymarzony kierunek, zmienia dziewczyny i włóczy się po

kawiarniach. Jakie emocje powinna budzić w widzu taka postać? Krytykę?

W końcu najwyższy czas, by wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ale

z narracji wyłania się zupełnie inny obraz. Człowieka, który nie może

znaleźć sobie miejsca w życiu, próbuje wszystkiego w nadziei, że może

odnajdzie ,,to coś". Kogoś, kto jest niepewny siebie i swojej wartości, kto

nie dostaje wsparcia od najbliższych i szuka go na zewnątrz. Widzimy

ofiarę. Po prostu.


Pierwsze skrzypce w rodzinie głównego bohatera gra matka.

Apodyktyczna, złośliwa, nerwowa, załatwiająca wszystko krzykiem,

znęcająca się psychicznie nad synem. Wypominająca mu nawet, że go

urodziła. Mam wrażenie, że gdyby Michał przyszedł do domu z Oscarem,

powiedziałaby, że dostał nagrodę przypadkiem. Czy kochała swoje

dziecko? Sądzę, że w jej mniemaniu tak, że się troszczyła, dobrze radziła.

Bardzo toksyczna kobieta, która nie pozwoli synowi wyrwać się spod tego

wpływu. On sam w sumie nie jest na ten krok gotowy. Przez cały film

jedyną myślą, jaką miałam w głowie, było współczucie. Mnie naprawdę

było jej żal. Ktoś musiał ją bardzo mocno skrzywdzić w życiu. Nic nie

dzieje się bez przyczyny...


Ojciec rodziny różni się od matki tylko tym, że jest pantoflarzem. Też

stosuje przemoc wobec syna, ale mam wrażenie, że głównie za sprawą

żony. Szczerze mówiąc, w tym człowieku też widzę ofiarę. On oczywiście

próbuje krzyczeć, buntować się. Jednak w kwestii syna niejako grają do

jednej bramki. Może, gdyby miał w sobie więcej odwagi, to życie

chłopaka wyglądałoby inaczej?


Końcówka filmu pokazuje, że matka jest zdolna do refleksji. Widzi, że

gdy się zdenerwuje, nie kontroluje emocji. Problem polega na tym, że ona

jest wiecznie wnerwiona i nie potrafi sobie z tym poradzić. Tej rodzinie

przydałaby się porządna rodzinna terapia. Można powiedzieć, że

widzieliśmy tylko 25 minut z ich wspólnego życia, ale czy ono naprawdę

mogło kiedykolwiek wyglądać inaczej? No chyba nie.


Takiego pięknego syna urodziłam jest niezwykle mocnym i autentycznym

filmem. I co ważne nie przedstawia jakiejś totalnej patologii, tylko zwykłą

klasę średnią. Taki dramat naprawdę może rozgrywać się wszędzie. I

warto zwrócić uwagę na problem przemocy psychicznej.


Ocena: 5/5

Komentarze