Przełęcz ocalonych


 

Reżyseria: Mel Gibson

Scenariusz: Robert Schenkkan, Andrew Knight

Gatunek: Biograficzny, Dramat, Wojenny

Produkcja: Australia, USA


Jestem fanką kina wojennego. Przekonaliście się o tym, czytając

choćby moje recenzje seriali o tej tematyce. Przełęcz ocalonych mnie

nie zawiodła. Ten film jest arcydziełem pod każdym względem.

Wzbudza tym większe emocje, że historia opowiedziana na ekranie

jest zapisem rzeczywistych wydarzeń. Zapraszam na recenzję, w

jakimś sensie, postawy Desmonda Dossa.


Myślę, że recenzowanie Przełęczy Ocalonych, należy rozpocząć od

warunków, w jakich dojrzewał Desmond Doss. Nie było to niestety

sielskie dzieciństwo. Chłopiec i jego brat dorastali z cieniem. Cieniem

ojca, męża i człowieka. Cieniem żołnierza, który wraz ze swymi

towarzyszami broni poległ na froncie I Wojny Światowej. Tom Doss

po powrocie do normalnego życia nie jest w stanie odnaleźć się w

zastanej rzeczywistości. Ukojenia, co pewnie nie dziwi, szuka w

alkoholu. Picie nie tylko pozwala nie myśleć, również włącza agresję,

której ofiarami są żona i synowie. Wydaje mi się, że ten swego

rodzaju prolog rzuca nieco jaśniejsze światło na postępowanie

Desmonda. Bohater sam w dzieciństwie podczas zabawy omal nie

zabił własnego brata...


Desmond wyrastał w domu z patriotycznymi tradycjami, przynajmniej

taki wniosek można wysnuć na podstawie przeżyć Toma. Jego brat

zaciągnął się do armii, a nasz bohater, mimo że pracował w przemyśle

zbrojeniowym i z tego powodu mógł zrezygnować z walki, pragnie

iść na front. W czasach II Wojny Światowej, jak i każdej wojny taka

postawa była chyba naturalnym odruchem. Żeby nie siedzieć, nie

patrzeć, pomagać innym i mieć na cokolwiek wpływ. Zwłaszcza na

sytuację we własnej Ojczyźnie.


Odniosłam wrażenie, że Desmond raczej stronił od imprez, ludzi i

tzw. młodzieńczego szaleństwa. Wszystko zmienia się, gdy poznaje

pielęgniarkę ze szpitala, do którego przywozi ranną ofiarę pewnego

wypadku. Od oddania krwi rozpoczęła się miłość, która jak się

okazało, przetrwała wojnę i kilkadziesiąt kolejnych lat. Początkowo

Desmond jest bardzo nieporadny w tej relacji, jednak z czasem

nabiera pewności. Do tego stopnia, że po dość krótkim czasie

postanawia się oświadczyć i niedługo potem ożenić. Dorothy wiernie

towarzyszyła ukochanemu w jego drodze, można powiedzieć misji.


,,Gdy inni będą odbierać życie, ja będę je ratować" - powiedział

Desmond Doss, pragnąc zostać sanitariuszem i w ten sposób walczyć

o Ojczyznę. Chłopak jest członkiem Kościoła Adwentystów Dnia

Siódmego. Jego przekonania, moralne zasady nie pozwalają mu

zabijać, używać przemocy, broni. Uważa jednak, że tacy jak on, też są

na froncie potrzebni i chce coś robić, walczyć. Nie muszę pisać, że w

rzeczywistości wojennej taka logika jest średnio mile widziana dla

dowódców i żołnierzy. Wszak ludzie z reguły przykazanie ,,Nie

zabijaj" odnoszą do zbrodni typu morderstwo, a nie konfliktu

zbrojnego, którego osią jest walka na śmierć i życie. Desmond twardo

broni swych przekonań, tłumaczy je innym i nie zamierza ustąpić. Po

prostu nie.


Postawa Desmonda, jak wspominałam, nie cieszy się zrozumieniem

ze strony towarzyszy broni. W sumie trudno się dziwić, bo na polu

walki ktoś taki wydaje się bezużyteczny. Ani nie obroni, ani nie

zaatakuje, ani nie pomoże. Sanitariusz staje nawet przed sądem za

wierność swoim ideałom. Największym jego krytykiem jest generał

Glovor, który wraz z innymi wyższymi rangą nawet usiłuje wmówić

bohaterowi chorobę psychiczną. Koniec końców Desmond ratuje mu

życie. Myślę, że dopiero na froncie ci wszyscy ludzie przekonali się,

jak bardzo się pomylili w ocenie tego człowieka. Jak wielkim jest

żołnierzem, mimo że trochę przecież bezbronnym... Postawa Dossa

pokazuje, że nieważne co mówią, ważne, że Ty działasz w zgodzie z

własnym sumieniem. Słuszna racja zawsze się obroni.


Ważnym wątkiem Przełęczy ocalonych są relacje rodzinne Dossów.

Wspominałam już o ciężkiej, łagodnie to nazywając, sytuacji w

dzieciństwie z ojcem. Tom był przeciwny wstąpieniu syna do armii.

Sądził, że Desmond nie przyda się tam na wiele. Można stwierdzić, że

torpedował niejako jego pomysł na udział w wojnie. Mimo obiekcji,

gdy syn przebywał już na szkoleniu wojskowym i tam został

postawiony przed sądem, ojciec wstawia się za nim u ważnego

generała, którego wstawiennictwo zmienia bieg procesu. To pokazuje,

że mimo najtrudniejszych relacji, rodzina pozostaje rodziną i może

jakoś tam na siebie liczyć.


Bez wątpienia Desmond Doss jest wielkim bohaterem. Nie tylko

dlatego, że podczas bitwy o wyspę Okinawa w ogniu walk ocalił

ponad 70 rannych żołnierzy, nie pozwalał im się poddać, walczył,

ratował. Został za to doceniony zarówno przez dowódców, jak i przez

Prezydenta, który uhonorował go najwyższym państwowym

odznaczeniem za bohaterstwo. Sądzę, że to prawdziwe bohaterstwo

ujawniło się w odwadze, wątpliwościach, skromności, pokorze, a

przede wszystkim wierności. Sobie, Bogu, towarzyszom broni, armii i

swoim przekonaniom. 


Ogromną wartością Przełęczy Ocalonych jest końcówka. I to

dosłowna końcówka, bo napisy po filmie. Twórcy zastosowali bardzo

ciekawy zabieg, z którym nie jestem pewna, czy już się spotkałam.

Otóż oddano głos samym bohaterom wydarzeń opowiadanych w

filmie. Sam główny bohater, jak i jego towarzysze broni powiedzieli

kilka słów o tamtych wydarzeniach. Relacje weteranów mają w sobie

coś, czego nie jest w stanie odtworzyć najwybitniejszy aktor. Wiem,

że jakoś zaprzeczam sama sobie, ale dokładnie w ten sposób to

odczuwam. Ta końcówka jest swego rodzaju epilogiem.


Zdecydowanie warto obejrzeć historię odważnego sanitariusza, który

bez użycia przemocy, pokazał, czym jest bohaterstwo i odwaga.

Wierność własnym ideałom, nieuleganie presji otoczenia i walka do

końca to niewątpliwe wartości, którymi powinien kierować się każdy

człowiek. Przełęcz ocalonych wzrusza tym bardziej że nie jest

wyidealizowaną bajeczką, choć taką może się wydawać. Jest

prawdziwą historią, człowieka z krwi i kości, który się odważył.

Stanąć do walki i zachować siebie. Bardzo polecam!


Ocena: 5/5

Komentarze