Mały Książę

 


Reżyseria: Mark Osborne

Scenariusz: Irena Brignull / Bob Persichetti

Gatunek: Animacja, Fantasy, Przygodowy

Produkcja: Francja


Zaskoczenie.  To  słowo  chyba  najlepiej  opisuje  stan,  w  jakim

znalazłam się po obejrzeniu Małego księcia. I to było bardzo miłe

zaskoczenie.;) Książkę pamiętam jeszcze z podstawówki (prędzej niż

później  ponownie  ją  wysłucham),  dlatego  jakoś  odruchowo

spodziewałam się jej ekranizacji. A tu okazało się, że jest to zupełnie

inna  historia,  którą  spokojnie  można  nazwać  kontynuacją  tego

wybitnego dzieła. Zapraszam na recenzję.:)


Film  był  po  prostu  piękny.  Bardzo  ciekawy  i  bardzo  pouczający.

Historia  małego  księcia  została  opowiedziana  z  zupełnie  innej

perspektywy. Ukazano  również  jej  współczesny  wymiar.  Niesie

przesłanie, z którym ciężko się nie zgodzić.


Uważam,  że  każdy  mały  i  duży  powinien  obejrzeć  tę  produkcję.

Jest  uniwersalna.  Przyznam,  że  ja  poczułam  się,  jakbym  odbywała

podróż  w  czasie.  :) Niesamowicie  podobały  mi  się  retrospekcje,

które  dobrze  znamy  z  oryginału  i  osadzenie  historii  we

współczesnych korpo-realiach.


Mały  książę absolutnie  nie  jest  ekranizacją  popularnego

opowiadania.  Jest  na  nim  wzorowany. Opowiedziany  z  innej

perspektywy  (pilota,  uczestnika  tamtych  zdarzeń)  oraz

odzwierciedlający stany, w jakich znajdują się ludzie naszych czasów.

To  my  jesteśmy  takimi  Małymi  książętami,  którzy  nastawieni  na

karierę,  zapominają,  co  jest  w  życiu  najważniejsze. Fajnie  wyszedł

ten sequel.


W jakimś sensie film jest pokazaniem, że nie trzeba żyć na pustkowiu,

by  być  odciętym  od  życia. Życie  współczesnych  ludzi  to  praca,

sztywne zasady, robienie kariery, zarabianie coraz większych sum

pieniędzy. To istnienie samodzielnych jednostek, a nie życie ludzi.

Korpo  kierat  z  życiem  ma  mało  wspólnego.  Wszystko  od  linijki,

dokładnie  zaplanowane  i  realizowane.  Od  do.  Biuro  i  samotne

wieczory. Myślenie  tylko  o  własnych  zyskach,  przyjemnościach.

Brak  zainteresowania  drugim  człowiekiem.  Tak  to  wygląda  u

ogromnej części ludzkości. Takich ludzi przedstawia też omawiany

film.


Samotność.  To  stan,  który  czasem  odczuwamy  wszyscy.  W

obecnych  realiach  jest  bliski  nie  tylko  pogrążonym  w  robieniu

kariery dorosłym, ale przede wszystkim dzieciom, które w korpo

kierat wrzuca szkoła. Nie tworzą relacji, nie pomagają sobie. Każdy

walczy  o  siebie,  o  swoje  zachowanie,  o  swoje  oceny,  paski  itd.

Rodzice  pozostawiają  dzieciaki  same  sobie,  kreślą  wielkie  plany  na

ich  życie,  zapisują  na  setki  zajęć  pozalekcyjnych. Dzieciaki  coraz

częściej  czują  się  odrzucane,  niechciane,  opuszczone.  Szukają

relacji, czasem na siłę i czasem nie tam, gdzie powinny. Jednak są

tacy, którzy pojawiają się na ich drodze i stają się przewodnikami

po  życiu  i  po  świecie. Między  innymi  o  tym  wszystkim  opowiada

Mały książę.


Nastolatka  ma  wakacje.  Spędza  je  samotnie.  Jej  matka  jest  całymi

dniami  w  pracy. Swojej  córce  zamiast  obecności  daje  solidnie

rozpisany  plan  na  całe  życie.  Co  do  minuty.  Rygorystycznie

rozlicza dziewczynkę z każdego punktu. Mała już teraz żyje pod

olbrzymią presją, mimo że jest jeszcze dzieckiem. Co więc będzie

za kilka lat? Strach się bać. Na szczęście spotyka trochę dziwnego,

lekko szalonego sąsiada, byłego pilota, który po prostu patrzy i widzi.

Dostrzega  osamotnioną  nastolatkę  i  podsyła  jej  pewną  historię.  Z

początku  ignorowany,  z  czasem  staje  się  prawdziwym  przyjacielem.

Jedynym.


Przyjaźń, ta konkretna, jest niesamowita. Od szalonych pomysłów po

długie i pouczające rozmowy. O życiu. Takie, których najzwyczajniej

w  świecie  nie  miał  kto  przeprowadzić.  Matka  nastolatki  nawet

zakazuje  im  kontaktu,  ale  mała  już  sporo  się  od  swego  przyjaciela

nauczyła.  :)  Są  rzeczy  ważniejsze  niż  życie  zgodnie  z  życzeniem

innych.  Dla  pilota  dziewczynka  jest  gotowa  na  wszystko. Dała  się

oswoić  i  została  oswojona.  Zobaczyła,  czym  jest  prawdziwa

przyjaźń, coś, co nie było jej znane. Nie czuła się samotna, miała

dla  kogo  żyć.  Gdy  pilot  zostaje  ranny  w  pożarze  i  zabrany  do

szpitala bez wahania rusza w pogoń za karetką swoim rowerem.

Decyduje  się  odnaleźć  Małego  księcia,  by  jakoś  pomóc.  W

ostatniej scenie ze strachem wchodzi do sali chorego i wręcza mu

prezent - oprawioną historię Małego księcia. Co ważne, robi to w

towarzystwie swojej wzruszonej matki.


Nie wiem, czy Wy też, ale ja po wysłuchaniu audiobooka, obejrzeniu

filmu,  ostatniego  odcinka  serialu,  zastanawiam  się,  co  mogło  być

dalej. A więc jak mógł potoczyć się los uwielbianego nastoletniego

chłopca,  który  nie  chciał  być  dorosły?  Powiedziałabym,  że

tragicznie. Stał  się  korpo  człowiekiem,  kimś  kim  nigdy  nie  chciał

być,  uzależnionym  od  pracy,  pozbawionym  wspomnień  (dosłownie,

bo  miał  szefa,  który  o  to  zadbał)  i  osobowości  ludzikiem.  Maszyną

zatroskaną  tylko  o  siebie  i  usilnie  walczącą  o  zachowanie  miejsca

pracy. W końcu się jednak budzi i wraca do siebie. Metaforycznie i

praktycznie. Przypomina  sobie,  kim  był,  wraca  do  swej  Róży  i

usiłuje wygrać z baobabami. Muszę przyznać, że bardzo mnie to

wzruszyło. Róża tak jak i książę była uśpiona, potrzebowali siebie

do życia...


Historia  opowiada  o  oswajaniu  -  siebie  i  innych  oraz  o  stracie.

Każdy,  komu  damy  się  oswoić,  przywiążemy  się,  oddamy  część

siebie, kiedyś nas zostawi. Samych. Bo takie jest życie. Okrutne i

niesprawiedliwe.  Ale  może  być  choć  przez  chwilę  piękne  i  pełne

przygód,  szczerych  relacji.  Dlatego  warto  dawać  i  brać.  Być

człowiekiem  i  spotykać  człowieka.  Kariera,  pieniądze  to  nie

wszystko, a my często o tym zapominamy.


Przekaz Małego  księcia wzbogacony  został  o  piękną,  chwytającą

za serce muzykę. Doszedł do tego świetny polski dubbing. Warto

ponownie usłyszeć Małgorzatę Kożuchowską, ponownie w roli matki.

Zupełnie innej niż ta z Sekretów morza.

Chwalę, chwalę, ale jeśli już miałabym się do czegoś przyczepić, to

bez  wątpienia  byłaby  to  animacja.  Plenery  i  krajobrazy  były  w

porządku, ale postacie mnie osobiście wkurzały. Nie podoba mi się

taka simsowa wersja, ale cóż.


Mały  książę to  historia  dla  każdego.  Niezależnie  od  wieku,

wykonywanego  zawodu  czy  poglądów.  Jestem  przekonana,  że

nigdy  nie  straci  na  znaczeniu.  Każdy  potrzebuje  nadziei,  wiary,

drogowskazu jak żyć. Drobne znaki można znaleźć tutaj. Z całego

serca polecam. Naszykować chusteczki też warto. ;)


Ocena: 5/5

Komentarze