BrzydUla. Sezon 1

 


Reżyseria: Wojciech Smarzowski, Robert Wichrowski, Filip Zylber

Scenariusz: Piotr Jasek

Gatunek: obyczajowo-komediowy

Produkcja: TVN

Kraj produkcji: Polska

Liczba odcinków: 235

Główne role: Julia Kamińska, Filip Bobek, Małgorzata Socha, Maja

Hirsch, Jacek Braciak


Już przy okazji Singielki wspominałam, że było mi zdecydowanie nie

po drodze z serialami TVN. Od kiedy piszę tego bloga, nadrabiam

zaległości. Tytuł zobowiązuje. Nostalgicznie przenosimy się więc w

świat BrzydUli. Tej pierwszej. Żałuję, że dopiero teraz, ale z drugiej

strony mam szczęście równolegle oglądać, jak potoczyły się losy

bohaterów. Jestem niecierpliwa, dlatego czekanie 10 lat na

kontynuację by mnie wymęczyło. :D Nie przedłużając, zapraszam na

recenzję kultowej produkcji TVN.


Początek i koniec serialu są zazwyczaj najważniejsze. W tym

przypadku ostatnie kilkanaście odcinków chciałabym po prostu

odzobaczyć i jeśli ktoś zna sposób, proszę o kontakt. ;) Trzeba być

twórcą telenoweli, żeby przez przez blisko 200 odcinków budować

fantastyczną historię tylko po to, by przez kolejnych 40 zaprzeczyć

samemu sobie i całą swoją pracę wywalić do kosza. Tak w skrócie

wygląda BrzydUla. Bo odcinki 189-235 są totalnym zepsuciem

odcinków 1-189. Widzimy historię, w której liczy się wnętrze

człowieka, kibicujemy dziewczynie, dla której ważniejsze jest to, co

w środku od tego co zepsute i powierzchowne. W pięknej

wewnętrznie kobiecie zakochuje się Marek, w przeciwieństwie do

wszystkich innych, widzi w niej to ,,coś", nie brzydzi się jej

wyglądem. Co dostajemy później? Wymalowaną pacynkę,

nieszczęśliwą samą ze sobą, wyglądającą jak rasowa telenowelowa

jędza, która ma kij w... sobie. Ula miała prawo mieć żal do Marka, ale

ja piszę wyłącznie o wyglądzie nie o zachowaniu. Metamorfoza jest

totalnym zaprzeczeniem sensu całego serialu. To nic, że zakochał się

brzyduli, to nic, że liczyły się wartości, ciepło, lojalność i ofiarność.

Najważniejsze, że teraz jest piękna i żyli długo i szczęśliwie. Bo tylko

,,piękna" kobieta, jak modelka może wieść udane życie. Pal licho

założenie i morał historii, który nie wybrzmiał zupełnie. No, chyba że

te płatki róż miały coś symbolizować, a ja się nie znam... Uważam, że

wielką przemianą twórcy zaprzepaścili sens całej historii. A szkoda,

bo naprawdę wiele pokazywała i mogła pokazać jeszcze więcej.


Osią BrzydUli jest oczywiście miłość. Miłość ludzi pochodzących z

różnych światów, mających różne charaktery, przekonania, a

jednocześnie pod wieloma względami tak bardzo do siebie

podobnych. I wzajemnie te podobieństwa z siebie wydobywali. Kiedy

Ula zakochała się w Marku? Nie mam wątpliwości, że to była miłość

od pierwszego wejrzenia, już na samym początku poszłaby za nim w

ogień. Tylko trzeba też pamiętać, że Marek był jedyną osobą, która

dała jej szansę, zobaczył w niej kompetentną i oddaną pracownicę, a

nie brzydką dziewczynę, którą trzeba omijać szerokim łukiem. Jedną z

ważniejszych cech Marka jest tzw. ręka do ludzi. Także tutaj

upatrywałabym źródła lojalności Uli. Oczywiście, była

zauroczona, ale główną rolę odgrywały jednak uczucia wdzięczności.

Choćby w słynnej scenie z Klaudią w gabinecie. Ważniejszą kwestią

w relacji głównych bohaterów jest pytanie, kiedy zakochał się

Dobrzański. I tu ile fanów tyle teorii. Na pewno szybko. Wiemy, że

nad Wisłą ,,zaczął rozumieć" swoje uczucia. Ale one pojawiły się

stosunkowo wcześnie. Pod płaszczykiem przyjaźni, pracy była

fascynacja, zakochanie i miłość. Problem polegał na tym, że Marek

nie dopuszczał do siebie takiej myśli. On nie oszukiwał Uli czy Seby,

on oszukiwał samego siebie. Racjonalizował to uczucie. Ze strachu, z

wygody, z poczucia odpowiedzialności za słowo dane nie tyle

Paulinie, co rodzicom. Właśnie, Paula. Autentycznie było mi jej żal. I

świadomość, jak to wygląda po 10 latach, nie pomogła. Ona kochała.

Kochała tak jak Ula. Sama kochana nie była. Była (i jest) wierna

Markowi, który tuż przed ślubem zdradzał ją z kimś, kogo tak

naprawdę nigdy by o to nie podejrzewała. On ją nie tyle zdradzał, on

zakochał się w innej kobiecie, kiedy całe życie miał praktycznie

zaplanowane. Szczerze mówiąc, najbardziej współczułam

właśnie Pauli. I szlag mnie trafia, kiedy czytam opinie o krystalicznie

dobrej Uli. Nie jest krystalicznie dobra. Ok, Marek nie był szczęśliwy

z Pauliną, ale to nie usprawiedliwia krycia zdrad zajętego faceta i

bycia jego kochanką. Ulka niczym nie różniła się od Klaudii, Domi i

innych, choć zapewne sama tak uważa. Cóż, karma wraca będzie

przewodnim hasłem kontynuacji BrzydUli, więc już się nie rozpisuję

na ten temat. Mimo wszystko kibicowałam Uli i Markowi i mam

ogromny żal, że twórcy odstawili taki cyrk w tej nieszczęsnej drugiej

części serialu. Ulka miała prawo nie ufać, miała prawo się wściekać,

ale ona była gotowa oskarżyć Marka o całe zło świata. Tak,

skrzywdził ją, nikt temu nie zaprzecza. Tylko czy przypadkiem ciut

nie na jej własne życzenie? Chciałam pominąć w tej recenzji Doktora

Sztywnego. Chciałam. Może i na koniec zachował się w porządku,

jednak przez całą swoją obecność sprawiał wrażenie psychopaty. Ulkę

widać ciągnie do lekarzy, którzy mają nierówno pod deklem. Jeden

częstuje rybą, a drugi ziołem... No widzicie? Nie da się uciec od

porównań, oglądając równolegle. W przypadku Piotra Ula swoją

krystalicznością też się nie popisała. Wiedziała, co on do niej czuje,

wiedziała, że na coś liczy. Ale lepiej wodzić go za nos. Na złość jemu,

sobie, Markowi? Wiem już, jak wygląda małżeństwo Dobrzańskich.

Ponoć przez lata było szczęśliwie budowane na cudzym nieszczęściu.

Nie wiem tylko jakim cudem, skoro oni nawet w sytuacji zagrażającej

życiu nie potrafili ze sobą pogadać? Skoro Ula w tej swojej wielkiej

miłości nie chciała nawet Marka wysłuchać? Skoro Marek postanowił

totalnie odpuścić i stracić nadzieję (czy się dziwię? Nie)? To jest

według twórców miłość? Że padają sobie w ramiona w ostatnich

dwóch minutach i to ma nam wystarczyć za rozmowę o tych

wszystkich zakrętasach ich relacji? O tym, co do siebie czują i jakie

chcą prowadzić życie? Nie wystarczyło. A bohaterowie ewidentnie

odbyli taką rozmowę po łebkach.


Nie rozumiem zachwytu nad Ulą prezesem F&D. Generalnie ona

wciągnęłaby tą firmę w jeszcze większe bagno, a to jednak wyczyn.

Takie Markowe w sumie, ,,gorzej nie będzie", los (w tym wypadku

Aleks) ,,a patrz i płacz". Gdyby nie Marek zaliczyliby spektakularną

porażkę. I to jest sedno wielkich karier Uli i Marka. Osobno nie

znaczą praktycznie nic, ale razem mogą wynieść FD na wyżyny. I

strasznie żałuję, że wątek z Ulką dyrektorom finansowym potrwał

całe kilka odcinków. Szkoda, bo to byłby niezatapialny duet, któremu

nic i nikt by nie zagroziło. No ale wracając. Oni się absolutnie

uzupełniali i dopełniali, rozumieli niemal bez słów, wierzyli w siebie i

się wspierali. Ta relacja doprowadziła do rozwoju późniejszej miłości.

W ogóle, kiedy Marek pracował z Ulką, to naprawdę nawet on

pracował, a kiedy Ulka pracowała z Markiem, jej czas mijał na

myśleniu o Sztywnym Doktorze, kawkach i lanczykach ze Sztywnym

Doktorem i pogaduchach z ,,przyjaciółkami" o Sztywnym Doktorze.

Żebyśmy o nim nie zapomnieli przypadkiem... W ogóle wielka kariera

Uli była możliwa tylko dzięki Markowi. Strach się bać, co w jej życiu

działoby się gdyby nie on. To on był motorem wszystkich jej działań.

Robiła, działała albo dla niego, albo przez niego, albo z nim. W sumie

sama nazywała siebie ,,markoholiczką" i ewidentnie coś w tym jest.

Nie chcę się powtarzać, dlatego o samym Marku i podobnej roli Uli

napiszę niżej.


Ulubione postacie:


Marek - postać tragiczna, napędzająca całą akcję serialu i nakręcająca

fanów. Może zacznę od tego, co zapowiedziałam wyżej, Marek był

siłą napędową Uli, ale Ula Marka też. Miłość Uli i miłość do Uli

pozwoliła mu wreszcie w siebie uwierzyć, zobaczyć, że jednak jest

coś wart, że coś potrafi. Zauważmy, że to właśnie w momencie, w

którym Marek uświadamia sobie uczucia, zaczyna działać na

najwyższych obrotach, już nie odkłada, nie boi się, nie zostawia na

ostatnią chwilę. Po prostu siada i pracuje. Bo się zna, bo się nadaje,

bo nie jest od nikogo gorszy. I tu chyba dochodzimy do sedna. Marek

całe życie żył w cieniu Aleksa, usiłował zasłużyć na miłość i szacunek

ojca, który nigdy w niego nie wierzył, nie był z niego dumny, nie

próbował go zrozumieć To przeświadczenie bycia nieudacznikiem

towarzyszy Dobrzańskiemu cały czas. I z tego też wynikają jego

problemy. On nie wierzy, że jest w stanie dobrze poprowadzić FD, nie

wierzy, że coś może mu wyjść, dlatego pozornie olewa wszystko i

baluje z Sebą po klubach. Kiepski sposób na dowartościowanie, ale w

tym świecie, jego świecie innego nie znalazł. To Ulka sprawiła, że

Marek nie tylko zmienił swój stosunek do życia. On przede

wszystkim zmienił nastawienie do siebie. I to jest JEDYNY plusik tej

beznadziejnej drugiej części BrzydUli. Jeszcze ostatnia z kwestii,

które muszę poruszyć. Stosunek Marka do ludzi. Chodzi mi o

pracowników FD. Chyba każdy chciałby mieć takiego szefa. Ja już

nie mówię o szansie dla Uli, ale przyjęcie do pracy Eli, bycie murem

za swoimi ludźmi. I dlatego pojąć nie mogę, że oni mu złamanego

kwiatka na pożegnanie nie dali. No nie ogarniam. :D


Pschemko - ,,firma to ja, a ja to firma". Przekonaliśmy się już o

prawdziwości tych słów, jednak bazując na B1, Mistrz naprawdę miał

do FD i do FeboDobrzańskiej rodziny cudowny, niemal rodzinny

stosunek. On naprawdę czekał na zaproszenie na Wigilię (jedna z

moich ulubionych najbardziej wzruszających scen), chciał dzielić ten

dzień z bliskimi, a miał tylko ich. Uwielbiam relację Pschemko z

Izabelą i jego wewnętrzne rozdarcie, kiedy dowiedział się o jej ciąży.

Dla niego ta cała otoczka wbrew pozorom była naprawdę ważna.

Pozował na artystę, który ma wszystkich gdzieś, stwarzał dystans,

bawił się innymi (klękanie przed nim przez Violę wcale nie było

zabawne, wieczne fochy i dramy z asystentami też nie). Podobała mi

się za to relacja bohatera z synem. Choć zaskoczeniem był dla mnie

sam fakt istnienia potomka. Cieszę się, że w końcu panowie doszli do

porozumienia. I że Mistrz zbratał się z innym światem. ;)


Ala - dajcie mi taką przyjaciółkę. Doświadczona, z sercem na dłoni,

słuchająca i udzielająca cennych rad. Ideał. Mam do niej żal za pewne

decyzje z drugiego etapu serialu, ale bądźmy szczerzy, tam nie ma

wielu elementów, o które bym żalu nie miała. Całokształt tej postaci

oceniam bardzo pozytywnie i nie wyobrażam sobie BrzydUli bez Ali.

Kobieta, która po śmierci narzeczonego bez reszty poświęciła się

pracy. Mocno kibicowałam jej związkowi z Józefem i fajnie, że po

wielu trudach w końcu przeszli na ty i postanowili spróbować.


Postać Uli nie porwała mnie aż tak, żebym mogła uznać ją za

ulubioną. Lubiłam ją, ale raczej częściej mnie irytowała. Zwłaszcza

kiedy wyglądała jak zołza, upodobniła się do Violetty i straciła

rozum. Co oczywiście jest winą Marka. Wiadomo. Ceniłam u Uli to,

że rodzina naprawdę jest dla niej najważniejsza, że zawsze jest dla

nich, że pierwsze, co zrobiła po otrzymaniu wypłaty to prezenty dla

najbliższych. ,,Mało jest ludzi, którzy najpierw myślą o innych" - i to

tak ujęło Marka.


Antagoniści:


No właśnie. Antagoniści czy ofiary głównych bohaterów? Postawy i

zachowania Pauliny i Aleksa nie wzięły się z powietrza. Głównie

Marek, ale Ula również ,,solidnie" sobie na ich wrogość

,,zapracowali". Nawet po 10 latach Aleks mówi: on zniszczył mi

życie. Najpierw przyszłość z kobietą, którą kochał (sama kobieta

bynajmniej bez winy nie była), potem życie siostry (i pal licho, że

tylko na to czekał). Nienawiść do Marka przez lata napędzała Aleksa,

chęć bycia lepszym, pozbycia się go była ogromną siłą, niemal

narkotykiem. Może to odważne stwierdzenie, ale Aleks, Paulina i Ula

powinni spotkać się na terapii dla Anonimowych Markoholików, bo

oni naprawdę są uzależnieni od samego Marka i jego decyzji. No

dobra, Paula raz się postawiła, gdy chodziło o dom, zasłaniając się

bezpieczeństwem przyszłych dzieci. Tylko raz. Potrafiła mu

wybaczyć wszystko, każdy romans, każdą manipulację. Chociaż ona

chyba dużo słyszała, a nic nie widziała, więc pewnie stąd ta

łatwowierność. Jak można kochać faceta, który co chwilę ma nową

kochankę? Jak można być mu wiernym i nie chcieć się nawet przez

chwilę odegrać? Widać i taka miłość istnieje. Tylko szkoda, że

Paulina obdarzyła nią niewłaściwą osobę. I tak naprawdę nigdy nie

straciła nadziei, że może jednak Marek wróci (bez kamyczków, to o

tym drugim etapie serialu). Przecież zawsze wracał... Było i jest mi jej

bardzo żal i mam nadzieję, że spotka kogoś, kto zasłuży na jej miłość.

Ona nie jest zła, raczej bardzo nieszczęśliwa i straumatyzowana.

Aleks natomiast już tak zatracił się w tej nienawiści i walce, że nie

widzę żadnych szans na zmiękczenie jego serca, które bardzo dobrze

maskuje. Włosi nie wybaczają i za dużo się wydarzyło, by Febo mógł

zapomnieć. Owszem, był bliski wybaczenia Julii, ale sam się

wystraszył, że mogłoby do tego dojść i uciekł. Najogólniej rzecz

biorąc, rodzeństwu Febo zaleca się detoks i całkowitą abstynencję.

Marek ich niszczy od środka, dlatego warto zrobić generalne cięcie.

Ten wyjazd do Włoch chyba takim radykalnym krokiem miał być.

Przynajmniej dla Aleksa...


BrzydUla pokazuje wachlarz relacji międzyludzkich:

- Piękne więzi rodzinne: rodzice-dzieci, rodzeństwo, które skoczy za

sobą w ogień. W tym miejscu warto wspomnieć o fantastycznej relacji

łączącej Ulę i Jaśka. Na tym polu widzimy też relacje mocno

skomplikowane, jak w przypadku rodzeństwa Febo, Pschemko

próbującego dotrzeć do syna czy wreszcie Marka, który buduje całe

swoje życie na aprobacie (lub nie) ze strony ojca.

- Cudowne przyjaźnie: moja ulubiona to oczywiście Marek i

Sebastian. Kto wie, jak potoczyłoby się życie Dobrzańskiego, gdyby

nie genialne pomysły Seby. Jest coś pięknego w relacji Maćka i Uli,

ale ja mam wrażenie, że Szymczyk jest nastawiony na branie, głównie

na branie (jasne, pamiętam, że czasem Ulkę wspierał, pomagał i

dopingował), niekoniecznie chce dawać za darmo. Jest dobrze - hurra,

jest źle - u Uli też musi tak być. Trochę toksyczny mi się wydawał.

Jedną z piękniejszych przyjaźni była ta między Ulą i Alą. Moje serce

podbili ten Pschemko i Izabela. Fajnie oglądało mi się Wojtka i Jaśka.

Jednak same przyjaciółki Uli, jako przyjaciółki moim zdaniem

totalnie się nie sprawdziły.

- Różne odcienie miłości: Sebastian i Violetta (osobiście nie

rozumiem zachwytu nad tą parą i ich los jest mi raczej obojętny),

Marek i Paulina (miłość nieodwzajemniona), Aleks i Julia (miłość

nieszczęśliwa), Józef i Ala (miłość dojrzała, z nazwy, bo chwilami

zachowywali się, jak niedojrzałe małolaty), Ula i Marek (miłość

trudna, ale spełniona).


Klimat BrzydUli tworzą nie tylko świetnie napisane postacie, intrygi i

humor. Idealnym tłem do tego wszystkiego i pewnym dopełnieniem

jest muzyka. Piosenki, co ważne w większości polskie (tak, jestem

patriotką totalną i nie rozumiem, czemu nasze produkcje kaleczone są

zagraniczną muzyką, jakbyśmy swojej nie mieli), pozwalają wejść

nam nieco głębiej. Oglądając serial, ponownie odkryłam Monikę

Brodkę. Stare miłości jednak nie rdzewieją. Znowu przyszło mi

płakać, Piosenka z głowy - to niewątpliwie perełki. Dodać do tego

świetny montaż scen, pokazujący, co komu w głowie gra... Jestem

zachwycona. Przy okazji podkładów muzycznych muszę też

wspomnieć o listach, które tworzyły niesamowity klimat.


Humor w BrzydUli jest z jednej strony oczywisty, z drugiej zaś

subtelny. Wszystko zostało pięknie wyważone. Co tylko pokazuje, jak

mocno ten scenariusz został dopracowany (naprawdę przepraszam za

te maleńkie kamyczki wrzucane do ogródka serii drugiej;)). Śmiech

zapewniała nie tylko Violetta przez V i dwa t swoim przekręcaniem

różnych powiedzonek. Ogromnym komediowym wątkiem była też

praca i sama postać Pschemko. Świetnym wątkiem była powódź w

domu Cieplaków i Marek w koszulce Jaśka, komentarze małej Beti

potrafiły rozbroić. Bawiło też wiele sytuacji, które z założenia raczej

nie miały być komediowe. Powiedzmy, że twórcom udało się uniknąć

absurdalnego humoru, choć samych absurdów niestety nie (cała druga

część serialu).


Ta historia z samego gatunku jest bajką, jakich było wiele. Biedna,

niezbyt ogarnięta pod wieloma względami dziewczyna zakochuje się

w bogatym facecie niezbyt ogarniętym pod wieloma względami, on

jest zajęty, ale w końcu (tak, w dwóch ostatnich minutach) miłość

wygrywa i żyją długo i szczęśliwie (jeszcze jeden kamyczek, nie tak

szczęśliwie, jak mogliby żyć). Sekret Brzyduli nie do końca tkwi więc

w samym trzonie opowieści. Twórcy, oczywiście do pewnego

określonego momentu, postawili na przesłanie. Wszystko łączyło się

w jedną spójną całość. Wątki poboczne niejako umacniały wątek

główny, napędzały go. Chciało się oglądać kolejne odcinki, akcja

posuwała się cały czas do przodu (zanim zrobili z Ulki

wypacykowaną kukłę, bo już pisałam, że wtedy był to już inny serial),

dużo się działo, kolejne intrygi Aleksa, stopniowy rozwój relacji Uli i

Marka, sukcesy i porażki F&D, przeplatane wzlotami i upadkami

innych bohaterów. Absolutnie nie dziwię się poruszeniu, jakie ta

historia wywołała wśród widzów. I żałuję, że sama odkryłam ją tak

późno. Ile pięknych fanfiction wyszłoby spod mej dłoni... :D


Filip Bobek, Małgorzata Socha, Mariusz Zaniewski, Jacek Braciak,

Dorota Pomykała - nie wyobrażam sobie tego serialu bez nich. Nie

wyobrażam sobie innych aktorów w tych rolach. Mnie Julia Kamińska

nie zachwyca jako aktorka, nie przepadam za nią, ale uważam, że tutaj

poradziła sobie świetnie. Dała radę udźwignąć ciężar głównej roli i to

w dość młodym wieku, bez większego doświadczenia. Brawa dla niej.


Za sukces BrzydUli odpowiadają przede wszystkim twórcy.

Scenariusz to nie wszystko, trzeba jeszcze dobrze wyreżyserować i

zagrać, tak żeby widz wczuł się w postać i trochę ,,żył" wraz z nią.

Jestem pod ogromnym wrażeniem.


Dlatego też, przez wzgląd na wszystko, co napisałam wyżej - jeśli

jakaś zbłąkana duszyczka, która nadal nie widziała BrzydUli, musi

koniecznie nadrobić to ewidentne niedopatrzenie. W tej historii jest

wszystko. Miłość, przyjaźń, nienawiść, intrygi, wartości, akcja,

wielowymiarowe postacie, humor i dramat. Nie dziwię się, że

widzowie mieli niedosyt po finale. Druga część mogłaby nie istnieć w

ogromnej ilości aspektów, ale ten finał położył ją już totalnie. To było

tak bardzo nie w stylu głównych bohaterów, tak sztuczne i

wymuszone, że ręce opadają. Niemniej serial jest fantastyczny i takim

powinien pozostać. :)


Ocena: 5/5



P.S. Najmocniej przepraszam za wszystkie kamyczki w ogródku B2.

;)


Pierwotnie recenzja ukazała się na facebookowej grupie:

BrzydUla 2 MuremZaMarkiem

Komentarze