Reżyseria: Irwin Winkler
Scenariusz: Oliver Sacks, Steve Levitt
Gatunek: Melodramat
Produkcja: USA
Przyznam, że to był długi film, ale obejrzałam go z ogromnym
zaciekawieniem od początku do końca. Dotyk miłości to piękna, dobra
i bardzo wzruszająca opowieść. O człowieku i jego ułomnościach.
Zapraszam na recenzję. ;)
Dotyk miłości jest historią opartą na faktach. Opowiada o miłości pani
architekt i niewidomego masażysty. Kobieta przyjeżdża na urlop do
niewielkiego miasteczka, gdzie poznaje Virgilla. Początkowo kobieta
nie dostrzega, że masuje ją niewidomy człowiek. Całkiem przyjemnie
im się rozmawia właśnie do pewnego momentu. Amy w końcu
dostrzega niepełnosprawność rozmówcy i... nie wie jak się zachować,
co powiedzieć. Wychodzi to bardzo niezręcznie. Myślę, że tutaj
idealnie pasują słowa, by widzieć człowieka w człowieku. Wszyscy
jesteśmy ludźmi, niezależnie od tego, jaką mamy niepełnosprawność.
Osoby zdrowe zazwyczaj zachowują się właśnie tak, jak Amy. Trochę
nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Miły gość, z którym rozmawiała, w
ułamku sekundy stał się niewidomym facetem, który wymaga
specjalnego traktowania. Otóż nie. Osoby z niepełnosprawnością to
także ludzie. Oczywiście, trudno jest prosić o pomoc, ale gdy
zachodzi potrzeba, naprawdę potrafią to zrobić. Z pomyślnym
skutkiem z reguły. ;)
Amy jednak, na szczęście, dość szybko się zrehabilitowała, ale o tym
niżej.
Kolejnym ważnym tematem, który porusza ten film, jest próba
uszczęśliwiania drugiej osoby na siłę. Dawania sobie prawa do tego,
by wiedzieć, co jest dla niej najlepsze. Najpierw tak postąpiła Amy, a
później Virgill. Masażysta zaakceptował świat, w którym żyje. Miał
pracę, liczne pasje, siostrę, ułożone życie. Dopóki nie spotkał kobiety,
która zdołała się nie tylko jakoś tam mimo wszystko nauczyć jego
świata, ale i za wszelką cenę go zmienić. Tak, chciała, żeby żyło mu
się lepiej, pragnęła jego szczęścia, ale problem w tym, że może za
bardzo narzuciła mu swoje wyobrażenia. Nie wzięła pod uwagę tego,
że takich lekarzy, profesorów i innych magików on już w swoim
życiu miał na pęczki. W takich sytuacjach naprawdę ciężko jest za
każdym razem słuchać tych samych formułek. Człowiek wchodzi do
gabinetu pełny nadziei, a wychodzi z przysłowiową figą. Nie dziwię
się, że siostra chciała go uchronić przed kolejnym rozczarowaniem.
Ono i tak mimo wszystko nadeszło...
Virgill z kolei zdecydował z Amy, nie chciał sprawić jej zawodu,
uznał, że nie pasuje do jej świata i odszedł. Praktycznie już nic nie
było takie samo, takie, jakie miało być...
Mówi się, że miłość przetrwa wszystko i ze wszystkim sobie poradzi.
Być może tak jest. W każdym razie uczucie łączące Virgilla i Amy
takie się okazało. Ku mojemu zaskoczeniu. Mimo wszystko kobieta
zaakceptowała jego niepełnosprawność, usiłowała zrozumieć świat, w
którym żyje. Zaczęła zwracać uwagę na rzeczy, które do tej pory
wydawały się nieistotne. Gdyby tylko nie chciała go zmieniać... Może
i z dobrych chęci, ale nie do końca potrafiła się wczuć w jego
sytuację. Virgill niestety zrobił to samo. Nie chciał jej sobą obciążać,
uznał, że nie pasuje do stylu życia, nie zmieni się dla niej. Odniosłam
wrażenie, że Amy nie próbowała go jakoś specjalnie zatrzymywać.
Dlatego zdziwiło mnie, że jednak postanowili dać sobie kolejną
szansę.
Nadzieja umiera ostatnia... Tak, pewnie tak. Ale z czasem zamienia
się w swego rodzaju obojętność. Po kolejnym rozczarowaniu, kiedy to
miałeś usłyszeć dobre wieści, a skończyło się słynnym ,,tu nic się nie
da zrobić", jak ognia unikasz następnych razów. Boisz się uwierzyć,
że usłyszysz coś innego, ale siłą rzeczy chwytasz się naiwnej wiary,
że tym razem będzie inaczej. W przypadku Virgilla rzeczywiście tak
się stało. Dostał szansę na odzyskanie wzroku. Po wielu latach.
Niestety długo nie mógł się tym cieszyć...
Człowiek uczy się całe życie (nie no, co jest ze mną? :D). Virgill
jednak musiał uczyć się rzeczy znacznie trudniejszych niż przeciętny
człowiek. Opanowanie w miarę normalnego funkcjonowania w
świecie z pewnością zajęło mu sporo czasu. Miał poukładany świat,
do którego nagle wkroczyła Amy i jej rewolucja. Mężczyzna na nowo
musiał przystosować się do życia - nauczyć się widzieć. Po wielu
trudach w końcu się udało. Tylko po to, by ponownie stracić wzrok i
przystosowywać się do życia. Huśtawka myśli, nastrojów. Z ust
bohatera padły słowa, że nie żałuje niczego. Sporo się nauczył o
świecie i o ludziach. Słowa ,,lepiej widziałem cię, nie widząc" mówią
wiele.
Virgill dwa razy musiał zbudować sobie swój świat. Odzyskanie
wzroku tak naprawdę zaburzyło jego normalne życie. Musiał nauczyć
się pisać, czytać, rozpoznawać przedmioty. W wieku około
trzydziestu lat był na poziomie kilkulatka. Podziwiam, że potrafił
nauczyć się patrzeć. I to, z jaką pokorą przyjął kolejne ciosy, jakie na
niego spadły.
Pisałam już o nadziei, to teraz o kilka słów rozczarowaniu. Wraz z
odzyskaniem wzroku na Virgilla spadły kolejne rozczarowania. Nie
tak wyobrażał sobie świat, życie i Amy. Troszkę go to wszystko
przerosło, ale dzielnie walczył z codziennością. Kiedy względnie
(dzięki terapii) uporządkował wewnętrzny i zewnętrzny chaos,
pojawiła się przykra niespodzianka. Najpierw lekka później całkowita
utrata wzroku. Kurtyna. Historia zatoczyła koło.
Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest patrzeć na coś np. znak
drogowy i nie widzieć co jest na nim narysowane? Albo przeglądać
gazetę, widzieć tekst, ale nie móc go przeczytać? Nie wiem, czy te
przykłady wystarczająco trafiają do wyobraźni, jednak nic innego nie
przyszło mi do głowy, a chciałam uświadomić, co w praktyce
oznaczają słowa ,,patrzeć i nie widzieć". Mniej więcej tak czuł się
Virgill po odzyskaniu wzroku. Powiedzieć, że czuł się zagubiony to
mało. W takich sytuacjach czuje się też złość, strach, smutek. Mimo
operacji jednak niewiele się zmieniło, nadal trzeba się mierzyć z
rzeczywistością. Trudniejsza niż dotychczas.
Końcówka filmu bardzo mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się, że ta
historia doczeka się szczęśliwego finału. A jednak! Amy i Virgill
wiele dzięki sobie i popełnionym przez siebie błędom zrozumieli.
Czasem nie można pomóc, czasem trzeba odpuścić i zostawić sprawy
takimi, jakimi są. Innym razem zaś warto przemyśleć to i owo, by
zrozumieć, o co nam tak naprawdę chodzi. Oboje odrobili lekcję z
akceptacji i słuchania drugiego człowieka. Super, że udało im się
razem iść przez życie.
Jestem pod wrażeniem odtwórcy roli Virgilla. Dawno nie widziałam
tak wiarygodnie oddanej postaci. Już za wykreowanie osoby
niewidomej należy mu się nagroda, ale samego siebie przeszedł przy
graniu Virgilla uczącego się nowego życia, tracącego nadzieję,
zagubionego. Bez wątpienia warto zobaczyć Dotyk miłości choćby z
tego powodu.
Bardzo polecam Wam Dotyk miłości. Ja jestem zachwycona i na
pewno kiedyś do niego wrócę. Jeśli szukacie w filmach prawdziwości,
refleksji, oczekujecie czegoś więcej, to na pewno się nie zawiedziecie.
Film jest idealną ilustracją złożoności ludzkiej natury.
Ocena: 5/5
Komentarze
Prześlij komentarz